Wywiad z Mariką Krajniewską
Agata Wiśniewska : Dziennikarstwo, fitness, pisanie książek czy bycie matką co zaliczasz do swojej największej pasji? Pogodzenie tego wszystkiego to chyba nie lada wyzwanie. ?
Marika Krajniewska: Zgadza się, czasem bywa ciężko, zwłaszcza kiedy jest dzień zorganizowany pod kątem obowiązków najważniejszych, czyli matczynych, a tu nagle Potrzeba Pisania zwala się nie wiadomo skąd i każe się sobie podporządkować. Oczywiście bycie mamą to sprawa pierwszej wagi. Zaraz po tym jest pisanie. Jednak był czas kiedy to właśnie fitness zajmował całe moje życie.
AW: Twoim miejscem urodzenia jest Petersburg. Co sprowadziło Cię do Polski i czy chcesz w przyszłości powrócić w swoje rodzinne strony ?
MK: Do Polski przywieźli mnie rodzice, kiedy miałam 12 lat. Wzięli ze sobą, kiedy podjęli decyzję o opuszczeniu Rosji. Mieli ku temu oczywiście poważne powody, a rodzina taty pomogła nam tu się zadomowić. Dla mnie był to czas przyspieszonego dorastania, choć nieświadoma zmian, traktowałam wyjazd jak jakąś przygodę. Mimo, iż wiedziałam, że wyjeżdżam na "stałe", jednak nie zdawałam sobie sprawy, że Polska będzie moim domem, a nie Rosja. Za Petersburgiem tęskniłam strasznie, za swoimi przyjaciółmi z podwórka i z klasy. I musiało minąć kilka lat, żebym faktycznie Polskę zaczęła uważać za mój dom. A Petersburg jest teraz moim wspomnieniem, marzeniem, miejscem magicznym, do którego zawsze chętnie wracam.
AW: Kiedy zrodziła się Twoja miłość do pisania? Myślałaś już o tym jako mała dziewczynka czy przyszło to z czasem ?
MK: Z dzieciństwa pamiętam zabawy w szkołę. Sadzałam pluszaki dookoła siebie, przed każdym rozkładałam zeszyt. Każdy miś czy zajączek musiał napisać wypracowanie i pisał moimi rękami. Później był czas na robienie gazetek, a później z tego wyrosłam. Natomiast próby pisarskie podjęłam na studiach. Głownie była to poezja, pisana po polsku i po rosyjsku oraz opowiadania. Jednak po skończeniu nauki rozpoczęło się dorosłe życie i pisanie schowało się gdzieś w moim wnętrzu. A potem po kilku latach nastał czas, kiedy w moim życiu było dużo emocji, tych dobrych i tych złych, było trochę ciężko i smutno i ten smutek chyba wyzwolił ze mnie potrzebę pisania.
AW: Wydałaś już 3 książki " Zapach Malin ", " Papierowy Motyl " oraz "Era Kobiet " Dla kogo piszesz książki ?
MK: Przede wszystkim piszę, dlatego, że tego potrzebuję. Tak już jest. Ale oczywiście piszę też dla czytelników. Nie jest tak, że mam sprecyzowaną grupę docelową - jak to brzydko się nazywa, moje książki są opowieściami o życiu, losach, emocjach, często o zagmatwanym wewnętrznym "ja". Dlatego czytelnikiem, który sięgnie po te opowieści może być każdy. Dostaję od czytelników maile z komentarzami, z których wynika, że podobają się one zarówno kobietom jak i mężczyznom, osobom w różnym wieku.
AW: Co najbardziej lubisz w swoich spotkaniach autorskich ze swoimi czytelnikami ?
MK: Ze spotkaniami autorskimi jest w moim przypadku bardzo dziwnie. Im bliżej do spotkania, tym bardziej chciałabym się schować i nie pokazywać, wolałabym wtedy pozostać w cieniu. Natomiast, kiedy widzę zainteresowanie książką ze strony zgromadzonych dostaję skrzydeł. Najlepszym momentem chyba jest właśnie uświadomienie sobie, że świat, który stworzyłaś w książce komuś okazał się być potrzebny.
AW: Czy będą kolejne książki ? Kiedy możemy się ich spodziewać ?
MK: Kolejna książka jest już w fazie korekty. Mam nadzieję, że jesienią ukaże się w księgarniach.
AW: Jaki będzie mieć tytuł i o czym będzie ?
MK: Tytuł mogę zdradzić, będzie on brzmiał "Za zakrętem". Będzie to historia o dwóch kobietach, które dziwnym zrządzeniem losu przywiązują się do siebie nawzajem i trwają w siostrzanym układzie, który jest dla nich jednocześnie zbawienny i zgubny. Wydaje się, że nie ma z takiej sytuacji wyjścia... W tej książce czytelnik pozna Petersburg.
AW: To na zakończenie zapytam. Jakie to uczucie trzymać w ręku swoja pierwszą wydana książkę i jak na pomysł wydania jej zareagowali Twoi znajomi, rodzina.
MK: Szczerze mówiąc, ważniejszy dla mnie okazał się sam proces pisania, tworzenia historii oraz wielka radość, kiedy stawiam ostatnią kropkę. Kiedy po raz pierwszy wzięłam do rąk Papierowego motyla, moją pierwszą książkę, czułam radość, ale i niepokój, związany z niepewnością, jak książka zostanie odebrana przez czytelników. Ale wciąż się dziwię, że naprawdę trzymanie w ręku wydanej książki nie równa się z tymi emocjami, jakie rządzą mną podczas procesu twórczego, to dopiero jest radość, podniecenie i coś, czego się nie da nazwać, a może się da, może jest to tęsknota, za tym, że im więcej stron napisanych, tym mniej mi zostaje obcowania z bohaterami danej opowieści. Natomiast jeśli chodzi o moją rodzinę, to na początku wydaje mi się, było powątpiewanie i niepewność, które z czasem przeszły w dumę i radość.