Ta cienka książeczka jest autobiografią człowieka, który urodził się w rodzinie świadków Jehowy, religii powstałej w XIX wieku, liczącej sobie na świecie około 8 mln wyznawców, w Polsce około 120 tys. Dostajemy bardzo szczery, czasami wręcz bulwersujący zapis życia chłopaka wychowanego w wierze ojców, który głęboko się angażuje w ruch misyjny świadków Jehowy. Z drugiej strony ma duże problemy osobiste, nie może sobie poradzić z własną seksualnością, wreszcie decyduje się na bolesne i trudne odejście od wiary ojców. Proces to dramatyczny, łączy się z próbami samobójczymi, z narkotykami, ze zmaganiami z własnym homoseksualizmem. Na szczęście kończy się dobrze(?), dlatego powstała ta książka.
Może największą wartością książki jest szczery opis doktryny i praktyki świadków Jehowy widziany oczami człowieka, który poświęcił jej pół życia. Religa ta tworzy swoją doktrynę na bazie swoistego studiowania Biblii. Poza tym jest zamknięta, fundamentalistyczna, hierarchiczna, z podrzędną rolą kobiet, pełna zakazów, i kompletnie odcinająca się od tych, którzy odchodzą.
Bardzo ciekawe były dla mnie poglądy na temat niewiernych, czyli 'światosów' lub 'filistynów', jak są nazywani przez wiernych. Otóż zostaną oni zgładzeni podczas Armagedonu, zaś wyznawcy religii żyli będą w raju. Dlatego, aby uratować niewiernych, głosi się im dobrą nowinę i próbuje przyciągnąć do kościoła. Nawracanie jest integralną częścią religii i każdy musi wyrobić miesięczny limit godzin. Autor pisze: „Świadkowie Jehowy nie chcą rozmawiać. Nie po to pukają do obcych drzwi. Przyszli nawracać. Nie są zainteresowani innym od własnego sposobem myślenia, oni znają prawdę. Teraz, wytrenowani na zebraniach, użyją wszystkich narzędzi i środków, by do prawdy zaprowadzić innych. Zrobią to z uśmiechem, życzliwie, rozumiejąc każdy problem, który dręczy człowieka dopóty, dopóki się nie ochrzci.” Ciekawe...
Na końcu autor dziękuje Mariuszowi Szczygłowi 'za uwagi, bez których ta książka byłaby znacznie grubsza', cóż, i tak jest za gruba, mimo że cienka. Za dużo tam, chaosu, naiwnych młodzieńczych przeżyć, za dużo egocentryzmu.
Niemniej to ważna książka, bo szczerze pokazuje ową religię, której wyznawcy od czasu do czasu pukają do naszych drzwi; obraz od wewnątrz wcale nie jest piękny. Trzeba podziwiać odwagę autora, za pokazanie skrzętnie skrywanych tajemnic świadków Jehowy, także za odsłonięcie swego życia, z jego wszystkimi ciemnymi stronami.