Mam wrażenie, że niekiedy sami nie wiemy, co siedzi w naszej duszy. Dobre czasy sprawiają, że wiele naszych zasobów psychicznych ukrywa się głęboko w nas i zostaje zapomniane. Jednak kiedy przyjdą czasy mroku, gdzie będziemy musieli się zmierzyć z nowymi wyzwaniami, być może z cierpieniem i walczyć, by żyć dalej według naszych wyznaczników, możemy okazać się kimś innym. Kimś o wiele silniejszym, kimś, kto pozornie z dnia na dzień się zmieni i osiągnie więcej niż sam byłby w stanie przypuszczać. Zdarzyła się Wam taka sytuacja?
Wojna z demonami się zakończyła, a świat stał się spokojnym miejscem, a przynajmniej tam, gdzie chroni wielki run. Księżniczka Olive ma rodziców słynących ze swojej odwagi w czasach wojny z demonami. To między innymi oni odpowiadają za to, że udało się pokonać demony. Dlatego od dziewczyny wymaga się więcej niż od innych, zarazem ograniczając jej normalne życie. Tym bardziej że Olive kryje pewien sekret, który mógłby wywołać zbyt wielkie wzburzenie u poddanych i nie tylko. Czy uda się go zachować? Czy wojna z demonami na pewno się zakończyła?
Polskie okładki książek Petera V. Bretta od dawna przyciągały mój wzrok, lecz mijały lata, a ja pozostawałam tylko w sferze wiedzy o tym, że estetycznie je lubię i że chciałabym zapoznać się z treścią. Potrzeba było powstania nowego cyklu, bym wreszcie zdecydowała się na przeczytanie. Tak o to za sobą mam pierwszy tom "Cyklu Zmroku", czyli "Pustynnego Księcia". Czy to powieść, a co za tym idzie seria, dla mnie?
Od pierwszych stron zszokowało mnie, jak prosty w odbiorze jest styl pisarski autora. To bardzo rozbudowana fantastyka, więc spodziewałam się dość trudnego, ale za to mocno wyobrażeniowego języka. Tymczasem przede mną ukazał się styl niedopracowany i wywołujący we mnie pewien dyskomfort. Niekiedy miałam wrażenie, że czytam literaturę strice młodzieżową i dlatego muszę zmierzyć się z czymś miejscami zbyt infantylnym. W mojej głowie pojawiała się myśl, jakby cała powieść była pisana na szybko, bez ponownego przeczytania. Oczywiście wiem, że tak nie było i oprócz autora czytało tę książę wiele osób zaangażowanych w wydanie, nie mówiąc o tłumaczach. A akurat i twórczość pisarską, i twórczość translatorską tłumacza znam, więc wiem, że to nie od niego wychodzi mój problem. On sięga głębiej.
Jednak by nie popaść w zbytnie narzekanie na małe mankamenty, muszę przyznać, że fabuła okazała się niezmiernie ciekawa i wciągająca. Po przeczytaniu przeczuwam, że to zapowiedź czegoś większego, co jeszcze nieraz zaskoczy mnie zwrotami akcji i barwnością uniwersum. Tym bardziej że na tę chwilę mogę zapoznać się z innymi cyklami pisarza osadzonymi w tym świecie. W porównaniu do stylu językowego autor w samej historii udowodnił, że nigdzie się nie śpieszy i całkowicie zdaje sobie sprawę, że by stworzyć wielką powieść fantasy, należy uzbroić się w cierpliwość. Stosuje zabieg dwutorowości historii, co doceniam i uważam, że jest fantastycznym wyborem w stosunku do tej opowieści.
Natomiast samym uniwersum byłam zaintrygowana już od dawna, więc wejściu w ten świat towarzyszyło olbrzymie podekscytowanie, które towarzyszyło mi przez większość czasu. Na tę chwilę mój umysł nie jest w stanie zrozumieć całości, mam też problem z wyobrażeniem sobie tego świata, ale traktuję to jednoznacznie jako zaletę, bo to dowód na to, że całe uniwersum jest na swój sposób czymś potężnym i rzeczywistym. Ma wiele niewiadomych, ale na nie jest jeszcze wiele czasu. I zakładam też, że inaczej wyglądałaby moja sytuacja, gdyby nie moje ograniczenia związane z brakiem znajomości "Cyklu Demonicznego".
Niestety w "Pustynnym Księciu" da się zauważyć trudno wybaczalną wadę. I mówię tutaj o kreacjach bohaterów, które w mojej opinii są po prostu niedopracowane, mimo potencjału osobowości. Gdy czytałam, zachowanie Olive i jej przyjaciela Darina było dla mnie niewyobrażalnie dziecinne jak na ich wiek. Olive nie wzbudziła we mnie żadnych pokładów sympatii. Dopiero z czasem poczułam, że jestem w stanie dać jej szansę, więc liczę, że kolejny tom zmieni moje odczucia w stosunku do niej. Autor ewidentnie chciał ukazać zmianę psychiczną u dziewczyny, ale nie wykonał tego w przemyślany sposób, co zniweczyło jego plany. Natomiast sam Darin jest postacią przekochaną i przesympatyczną, tylko niestety rzadko się pojawia.
Tematycznie książka daje szansę czytelnikowi wyrwać się ze sfery stereotypów. W dość intensywny sposób ukazuje, że nawet jeśli uważamy się za osoby tolerancyjne i pełne akceptacji w stosunku do odstępstw, to niekoniecznie musi tak być w rzeczywistości. I nie jest to odbiór negatywny, tylko stwierdzenie faktu. Od dziecka jesteśmy karmieni pewnymi schematami i nasz mózg potrzebuje dużo czasu, by zrozumieć, że można inaczej patrzeć na świat. Dla niektórych pewnie ta zmiana jest nawet niemożliwe, choćby mieli dobre chęci. W "Pustynnym Księciu" znajduje się też cichy ukłon w stronę siły przyjaźni, co jest lubianym przeze mnie motywem, a nie nachalność tego zabiegu przemyca wiele wartościowych treści.
"Pustynny Książę" mimo że nie jest pozbawiony wad, otworzył mi możliwość zapoznania się z nowym światem. To otwarte drzwi do poznania czegoś unikatowego i pozwolenia sobie na choćby próby zrozumienia rzeczy niecodziennych. Bez wątpienia będę czytać drugi tom, a tymczasem na dniach planuję zapoznać się z "Malowanym Człowiekiem", czyli książką rozpoczynającą tak osławiony cykl pisarza.