Pierwszy raz spotkałam się z twórczością Anny Kańtoch w zbiorze opowiadań Epidemie i Zarazy, którego nie doczytałam do końca, ale niektóre nazwiska autorów zostały zarejestrowane gdzieś w mojej głowie. Kilka tygodni później z polecenia znajomej w moje ręce trafiła książka Diabeł na wieży z ekscentrycznym głównym bohaterem - Domeniciem Jordanem, którego od razu polubiłam. Przyznam szczerze, że ten słuchający głosu rozsądku lekarz medycyny oraz specjalista od magii i demonologii trochę przypomina mi doktora House'a w nieco ugrzecznionej wersji. Podobnie zakochany w zagadkach, zimny, bezwzględny i pozbawiony pewnych zahamowań, ale w odróżnieniu od postaci, w którą wciela się Hugh Laurie, kulturalny, powściągliwy, opanowany i raczej niepraktykujący absolwent studiów medycznych. Na swojej drodze spotyka różne przejawy magii, nadnaturalne zjawiska i pomaga również w ich wyjaśnieniu.
Diabeł na wieży pokazał jaki jest i czym zajmuje się Jordan, z kolei początek Zabawek Diabła zabiera czytelnika w lata dzieciństwa Domenica, ukazując jego relacje z bratem, zdradzając, że główny bohater był ciągle bity i poniewierany przez ojca oraz wyjaśniając, co wpłynęło na to, że stał się zimny, powściągliwy, zdystansowany i tak szybko opuścił dom rodzinny. Wkrótce potem stał się wiecznie ubranym na czarno mieszkańcem Alestry, poszukiwaczem magicznych zagadek doszukującym się demonicznego wpływu w niewyjaśnionych wydarzeniach w różnych zakątkach swojego kraju. Taki trochę detektyw do spraw magicznych po studiach medycznych.
Jako osoba znająca niejako poprzednią część, jeśli można tak określić wydany rok wcześniej zbiór opowiadań Diabeł na wieży, doceniam to, że te pięć opowiadań-rozdziałów z Zabawek Diabła w pewnym sensie wynika z siebie. Łączą je nie tylko magiczne zagadki, które podczas czytania mogłam próbować rozwiązywać wraz z Domeniciem Jordanem, najczęściej przegrywając z jego pomysłami na to, co tak naprawdę się stało, ale również powracający wątek rodzinny. Choć ścieżki ekscentrycznego lekarza medycyny i jego brata rozeszły się w dzieciństwie, a potem jeszcze raz w życiu dorosłym, ta relacja mocno odbija się na głównym bohaterze. Ciągle do niego wraca, wymaga wobec niego pewnych podróży, decyzji, wyrzeczeń oraz implikuje nieoczekiwane, pełne grozy zdarzenia.
Książka Anny Kańtoch stanowi niesamowite połączenie nieco brutalnej, mrocznej fantastyki, ociekających krwią zdarzeń i zbrodni oraz niezwykle przystępnego i sympatycznego stylu autorki, który sprawia, że zarówno poderżnięcie gardła jak i poćwiartowanie psów siekierą przestaje przerażać i budzić odrazę. Myśląc o sposobie, w jakim zostały napisane Diabeł na wieży oraz Zabawki Diabla nasuwają mi się na myśl słowa lekki, malowniczy, obrazowy, poważny. Moim zdaniem autorce udało się uchwycić w tekście zarówno mocną tragedię jak i lekkość, wychwyciła tą specyficzną granicę, zatrzymała się na niej i dała czytelnikom coś co pochłania się zarówno ze względu na przebieg wydarzeń, jak i na język.
Zarówno Diabeł na wieży jak i Zabawki Diabła to coś dla miłośników fantastyki, magii, zagadek, wilkołaków, wampirów, magicznych stworzeń, błogosławionej przez Boga dziewczyny czyniącej cuda, oraz dla osób o choć trochę mocnych nerwach, bo jednak przemoc i dość dziwne zdarzenia są w tych książkach na porządku dziennym. Pewnego rodzaju złagodzeniem tej mocnej strony książki jest wspomniany wyżej styl autorki. Naprawdę wyjątkowo przyjemny. Myślę, że sięgając zarówno po jeden jak i drugi zbiór opowiadań można dostać kilka godzin wrażeń oraz zniecierpliwienia w oczekiwaniu na rozwiązanie zagadek w wielu wypadkach związanych ze zbrodniami, tajemniczymi zniknięciami oraz podstępami.