Gdy piszę te słowa, wciąż buzują we mnie emocje związane z Magicznymi latami. Nie pamiętam, aby jakakolwiek przeczytana przeze mnie książka tak mocno na mnie oddziaływała, wzbudziła tyle skrajnych uczuć i jednocześnie sprawiła, że znów poczułem się jak dziecko. Magiczne lata wywołują nostalgię i tęsknotę za tym, co przeminęło, zarazem dając poczucie, że w tej dość prozaicznej opowieści ukryto takie pokłady niesamowitości, że od tej literackiej cegiełki ciężko się oderwać.
Same fundamenty tej historii są, zwłaszcza fanom Stephena Kinga, dość znane: jest tu małe amerykańskie miasteczko, dwunastoletni chłopiec jako główny bohater i jego przyjaciele w rolach postaci drugoplanowych, a życie codzienne przeplatane jest niesamowitymi przygodami. Brzmi trochę jak To, albo Stranger Things braci Duffer, prawda? Zresztą, nie wiem jak Wam, ale mi okładka autorstwa Macieja Kamudy bardzo kojarzy się z hitem Netflixa i między innymi dlatego, sięgnąłem po tę książkę.
Jednak myli się ten, kto sądzi, że Magiczne lata to kolejna powtórka z rozrywki. Powieść Roberta McCamonna po raz pierwszy wydana w 1991 roku, to literacki majstersztyk łączący fantastykę, kryminał i powieść grozy z literaturą piękną. Napisana cudownym językiem opowieść o dzieciństwie, dorastaniu, przyjaźni, oddaniu i poświęceniu, zaczyna się wiosną 1964 roku, w niewielkim, sennym miasteczku Zephyr w stanie Alabama. Pewnego marcowego poranka mleczarz Tom i jego syn Cory, widzą jak samochód wpada do rzeki. Tom nie waha się i wskakuje do wody, aby uratować kierowcę, okazuje się jednak, że ten jest już martwy. Ktoś zmasakrował mu twarz, obwiązał szyję struną od pianina, a ręce przykuł do kierownicy kajdankami. To wydarzenie odbije się na życiu zarówno Cory'ego, jak i (a może zwłaszcza) Toma. Cory postanawia dowiedzieć się kto zamordował nieznajomego i rozpoczyna swoje własne śledztwo...
Początek może sugerować, że to będzie kryminał o nastoletnim domorosłym detektywie. Nic bardziej mylnego. Już kolejne rozdziały odsłonią przed nami wielowątkowość tej niesamowitej, błyskotliwej opowieści. Opowieści pełnej uczuć i emocji; wywołującej uśmiech, chwytającej za serducho i wyciskającej łzy. Magiczne lata, to historia o utracie dziecięcej naiwności i pierwszych, nieporadnych krokach, tak naprawdę jeszcze dziecka, w dorosłym życiu. Robert McCammon posługując się przepiękną, ujmującą, wręcz delikatną stylistyką, kreśli niezwykły portret mieszkańców prowincjonalnego amerykańskiego miasteczka pierwszej połowy lat '60. Dla Ameryki, to czas bardzo ważny, czas przełomu i wielkich zmian społecznych. W tle tej opowieści mamy więc wciąż żywy rasizm i segregację rasową. Zatwardziali w swej niechęci i wrogości do czarnoskórych, starzy południowcy, nijak mają się jednak do nowego pokolenia, dla którego kolor skóry nie ma już żadnego znaczenia. To także jest piękne w tej opowieści, ten brak podziałów wśród naszych najmłodszych bohaterów, dający jednocześnie nadzieję, że świat zmierza ku lepszemu, a nowe pokolenie jest w stanie naprawić błędy i zadośćuczynić grzechom poprzedniego.
Zapytacie pewnie: to w takim razie, gdy jest tu ten horror? Gdzie ta fantastyka? Magiczne lata są jak dobrze utkany perski dywan. Robert McCammon w wątki społeczne i obyczajowe wplata te bardziej niesamowite. Samochód-widmo Nocna Mona, czarnoskóra Dama o niezwykłych mocach, rower łypiący prawdziwym okiem i chroniący swego właściciela, pies-zombie zawieszony między światem żywych i umarłych, duch dziecka, który błąka się po miasteczku i marzy o własnym czworonogu, potwór kryjący się w rzece... Do tego dochodzi groza bardziej przyziemna, taka jak powódź, alkoholizm ojca jednego z bohaterów, ataki Ku Klux Klanu na czarnych, siejące strach lokalne bandziorki czy wojna w Wietnamie, która cały czas majaczy w tle niczym upiór stojący w poświacie na końcu ulicy. Jest tu tego całkiem sporo, ale mnogość tych wątków bynajmniej nie przytłacza. Wręcz przeciwnie, wszystko wydaje się być na swoim miejscu, niczym puzzle wielkiej układanki, które ułożone razem dają nam pełny obraz tej cudownej opowieści.
Czytając Magiczne lata, miałem wrażenie, że oto trafiła w moje ręce powieść idealna, w której każde zdanie jest tam, gdzie być powinno, a każdy bohater (każdy inny i na swój sposób oryginalny i nietuzinkowy) zna swoje miejsce i rolę jaką ma odegrać w tym przepięknym literackim spektaklu.
Mógłbym się jeszcze długo rozpisywać nad wyjątkowością Magicznych lat, ale myślę, że to co najistotniejsze, już Wam przekazałem. Resztę musicie odkryć sami, wystarczy, że razem z Corym i jego przyjaciółmi, wyruszycie w tę magiczną wyprawę. Do czego Was serdecznie zachęcam.
© by MROCZNE STRONY | 2022