Uwielbiam powieści amerykańskiej pisarki Kristin Harmel, ponieważ każda opowiedziana przez nią historia jest inna i nieszablonowa. Dlatego z ogromną ochotą sięgnęłam po "Księgę utraconych imion", której fabuła dotyczy egzemplarza pewnej wyjątkowej księgi i przenosi czytelnika do Francji w burzliwe czasy II wojny światowej. Już krótki opis wydawcy zaintrygował mnie i wiedziałam, że ta tematyka na pewno przypadnie mi do gustu. I nie pomyliłam się. Co więcej... "Księga utraconych imion" to jak do tej pory najlepsza powieść jaką przeczytałam w tym roku.
Eva Abrams jest bibliotekarką, z pochodzenia Żydówką, która od początku lat pięćdziesiątych XX wieku mieszka na Florydzie. Dziś jest już sędziwą kobietą, a mimo to nadal spędza wiele czasu wśród bibliotecznych półek. Swoją przeszłość i prawdziwe pochodzenie od lat trzyma w tajemnicy. Kiedy jednak Eva dostrzega zdjęcie pewnej księgi w miejscowej gazecie ożywają w niej wspomnienia z czasów II wojny światowej. Fałszowanie dokumentów, szmuglowanie żydowskich dzieci przez francusko-szwajcarską granicę, aresztowania, zdrady wracają do bohaterki z pełną siłą. Eva jest poruszona, musi koniecznie sprawdzić, czy ów sfotografowany egzemplarz to rzeczywiście Księga utraconych imion, która zaginęła podczas okupacji w małym francuskim miasteczku Aurignon. W tym celu kobieta udaje się w podróż do Berlina, mając nadzieję, że uda jej się odzyskać zagrabiony wolumin...
Autorka w rewelacyjny sposób połączyła w tej powieści dwie płaszczyzny czasowe. Zatapiając się we wspomnieniach głównej bohaterki odwiedzamy ogarnięty wojną Paryż,, kiedy z dnia na dzień rośnie presja i terror wobec ludności żydowskiej. Aresztowania, deportacje, ucieczki wzbudzają niepewność i strach oraz zamieniają zwyczajną, spokojną codzienność w koszmar. Ale towarzyszymy też Evie podczas przygotowań i samego wyjazdu do Europy, który ma szansę stać się podróżą jej życia. Oczywiście wydarzenia z przeszłości zdecydowanie przeważają w tej powieści i stanowią tej trzon. Teraźniejszość natomiast jest idealnym uzupełnieniem wojennych zdarzeń, płynnie się z nimi przeplata i w bardzo ciekawy sposób wieńczy oraz podsumowuje całą opowieść.
"Księga utraconych imion" to piękna, wzruszająca, głęboka i niezwykle prawdziwa historia, która na długo pozostaje w pamięci. Wplatając do fabuły motyw fałszerzy i przemytu żydowskich dzieci przez granicę do neutralnej Szwajcarii Kristin Harmel zachęca do bliższego zapoznania się z tym procederem. Pierwowzorem tytułowej księgi, w której, z wykorzystaniem ciągu liczb Fibonacciego, szyfrowano prawdziwe dane szmuglowanych osób był autentyczny, oprawiony w skórę egzemplarz "Epitres et Evangiles" wydrukowany w 1732 roku. Natomiast niewielkie urokliwe miasteczko Aurignon, gdzie Eva wraz z mamą uciekły z okupowanego Paryża zostało wykreowane na wzór kilku takich miejscowości znajdujących się rzeczywiście w południowej okolicy Vichy.
Wojenna rzeczywistość zobrazowana przez autorkę, ukazana z najmniejszymi detalami, jest bardzo wiarygodna i przekonująca. Niezwykle czytelny przekaz emocji spełnił swoją rolę. Napięcie rośnie ze strony na stronę podobnie jak groza wojny, która coraz bardziej odciska swoje piętno. Bohaterowie uczestniczą w niespodziewanych, często traumatycznych wydarzeniach, a zakończenie zdumiewa.
Uważny czytelnik odnajdzie w treści ciekawe złote myśli, które warto wynotować, albo zacytować: "Nadzieja to podstępny złodziej, kradnie teraźniejszość za ułudę jutra."
Powieści, których fabuła w jakiś sposób wiąże się z księgami, książkami, bibliotekami, czy księgarniami zawsze mają szczególne miejsce w moim sercu. Bo przecież "Książki potrafią zmienić życie, ale to ci ludzie, którzy je kochają i poświęcają im życie, naprawdę coś zmieniają. Jeśli książki nie znajdują drogi do czytelników, którzy ich potrzebują – tracą swoją moc." Tak twierdzi Kristin Harmel, a ja całkowicie zgadzam się z autorką.
"Księga utraconych imion" oczarowała mnie bez reszty. Lektura takich książek to sama przyjemność. Już nie mogę się doczekać kolejnej powieści autorki. Tym razem będzie to tytuł "A gdy znów się spotkamy", który, mam nadzieję, niebawem do mnie dotrze.
I na zakończenie jeszcze krótkie przesłanie od głównej bohaterki. Pamiętajcie, że ludzie, którzy „czują wksiążkach magię – będą mieli radośniejsze życie”. A zatem szukajmy tej magii w kolejnych opowieściach.