"Przycisnęła dłoń do szyby, zastanawiając się, jak długo będzie pamiętać ten widok. Przerażenie i dziwne uczucie nierealności nie pozwalały jej mówić, ale w głowie miała gonitwę myśli. Uda mi się to zachować na zawsze? A może obrazy blakną w umyśle tak samo jak stare fotografie?"
Na co dzień nie cieszymy się z tego, że możemy mówić, chodzić, słyszeć, patrzeć. Po prostu to robimy i traktujemy te umiejętności jak coś oczywistego. Owszem, wiemy, że na świecie są ludzie, którzy zostali pozbawieni któregoś z tych darów, jednak nie zaprzątamy sobie głowy rozmyślaniami na ten temat.
Jessie Ryder, główna bohaterka najnowszej książki Susan Wiggs, przez większość swojego dotychczasowego życia zapewne też nie zastanawiała się jak to jest radzić sobie bez jednego ze zmysłów, czy bez którejś z umiejętności. Znana na całym świecie i rozchwytywana pani fotograf nie mogła narzekać na brak zleceń i na brak wrażeń. Poznała wiele zakątków świata, które przeciętnemu zjadaczowi chleba są znane jedynie z kolorowych ilustracji w magazynach. Nieustanne podróże, nieustabilizowane życie - to wszystko było próbą zatarcia w pamięci wspomnień sprzed kilkunastu lat. Wtedy to 21-letnia Jessie, obiecująca studentka dziennikarstwa, zaszła w nieplanowaną ciążę. Kariera otwierała się przed nią otworem, bo otrzymała propozycję wyjazdu do Nowej Zelandii, dziecko nie pasowało do scenariusza życia, jaki sobie zaplanowała. Z pomocą przyszła jej Luz, starsza siostra, która zdecydowała się na adopcję siostrzenicy. Jessie wyjechała więc i z rodziną utrzymywała jedynie kontakt telefoniczny i mailowy. Lila żyła w przeświadczeniu, że to Luz jest jej biologiczną matką. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy Jessie zaczęła tracić wzrok. Postanowiła wrócić w rodzinne strony, by choć przez chwilę zobaczyć obecnie już piętnastoletnią córkę. Już wkrótce po przyjeździe okazuje się, że Lila jest trudnym dzieckiem. Relacje z siostrą oraz szwagrem też nie są łatwe. A wzrok pogarsza się z dnia na dzień i coraz trudniej ukryć przed bliskimi postępującą chorobę.
Susan Wiggs zaczęła pisać w wieku ośmiu lat. Początkowo były to opowiadania wzorowane na przygodach jej i rodzeństwa. Potem na jakiś czas porzuciła pisanie, ukończyła Harvard i została nauczycielką matematyki. Nadal jednak lubiła czytać, i gdy pewnego wieczoru w 1983 r. brakło jej lektur, postanowiła napisać swoją powieść. Przez kilka lat kontynuowała pisanie. W 1987 r. został opublikowana jej pierwsza książka, romans historyczny "Texas Wildflower". W 1992 r. zrezygnowała z pracy w szkole, by już całkowicie poświęcić się pisarstwu. Pisze średnio dwie książki rocznie. Trzy razy została laureatką nagrody RITA. Jej powieści zostały przetłumaczone na wiele języków. Wraz z mężem i córką mieszka na wyspie w Zatoce Pugeta w stanie Waszyngton.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Susan Wiggs. "Zanim nadejdzie ciemność" to powieść obyczajowa, która po angielsku została wydana w 2003 r. Jest napisana bardzo przystępnym językiem. Podczas jej czytania zaczęłam zastanawiać się, jak zareagowałabym, gdybym z ust lekarza usłyszała podobną diagnozę jak Jessie. Poczynania Lili także dały mi wiele do myślenia. Sama mam córkę, na razie jest w wieku przedszkolnym, ale nim się obejrzę będzie nastolatką. Czy będę w stanie zauważyć pierwsze symptomy tego, że ukrywa coś przede mną, że robi coś złego? Jedno z istotnych wydarzeń w życiu Lili (nie będę tu pisać o co chodzi, by nie zdradzać zbyt wiele z fabuły) od razu skojarzyło mi się z pewną sceną z filmu "Buntownik bez powodu", dramatu z 1955 r. z Jamesem Deanem i Natalie Wood, opowiadającego o problemach nastolatków, o młodzieńczym buncie i poczuciu niezrozumienia przez starsze pokolenie. Czasy się zmieniają, ale młodzi ludzie pod pewnymi względami są do siebie bardzo podobni. Czy za dziesięć lat będę umiała rozmawiać ze swoim dzieckiem? Oczywiście nie mogę pominąć też obecnego w książce zagadnienia dotyczącego adopcji i tego, czy i w jaki sposób mówić przybranemu potomstwu o jego przeszłości. Wątki romansowe obecne w książce są trochę przewidywalne, ale bardzo zręcznie opisane.
Nie wspomniałam jeszcze o okładce książki, która moim zdaniem idealnie współgra z tytułem powieści oraz z jej treścią. Jeśli chodzi o tekst - natrafiłam na literówki. Niektóre zdania były dla mnie niezrozumiałe, np. "Zapamiętała jej głos z licznych, a czasami rozmów telefonicznych". Niespecjalnie spodobały mi się też niektóre spolszczenia użyte w tłumaczeniu oryginalnego tekstu. O ile "dżipy", "czirliderki" jakoś się jeszcze prezentowały, to "e-majle" - zdecydowanie nie i dużo lepiej wyglądałyby w oryginalnej pisowni. Myślę, że język angielski jest teraz tak popularny, że takie słowa w oryginalnym zapisie nie sprawiłyby problemów czytelnikowi. Ja wiem, że jesteśmy w Polsce, ale mnie niektóre spolszczenia po prostu rażą. Jest to jednak tylko moje zdanie i liczę się z tym, że może być ono odosobnione.
Podsumowując, pomimo tych spraw, na które zwróciłam uwagę, uważam, że książka jest warta przeczytania. Polecam ją głównie kobietom. Wydaje mi się, że choć napisana w prosty, niekiedy przewidywalny sposób, to jednak zmusza nas do myślenia, do zastanowienia się i w końcu - do uzmysłowienia sobie tego, że to, co mamy na co dzień jest prawdziwym darem, którego w każdej chwili możemy zostać pozbawieni i wtedy będziemy musieli nauczyć się żyć bez niego, co oczywiście jest trudne, ale możliwe.
Susan Wiggs, "Zanim nadejdzie ciemność", Wydawnictwo Mira/Harlequin, Warszawa 2012
Moja ocena: 4/5