„Z ciemnością jej do twarzy” to książka Kelly Keaton zaliczająca się do gatunku paranormal romance. Owszem, posiada ona jego wszystkie cechy, ale mimo to znacznie różni się od powieści o wampirach, wilkołakach i innych paranormalnych istotach. We wszystko zostają zamieszani greccy bogowie, Nowy Orlean po dwa tysiące dwudziestym szóstym roku spustoszony przez huragan, potomkini Meduzy i kompletnie rozbrajający chłopak z mrocznej rodzinki. Jak z tego zamieszania wybrnęła pani Keaton?
Książka zaczyna się w środku akcji. Dopiero po chwili czytelnik odnajduje się w sytuacji, a mianowicie w zakładzie psychiatrycznym, gdzie główna bohaterka Ari szuka informacji o swojej biologicznej matce, która oddała ją do domu dziecka w wieku czterech lat. Arianea dowiaduje się rzeczy wywracających jej świat do góry nogami. Lecz to jeszcze nie wszystko. Dostaje w spadku malutkie pudełko z przedmiotami należącymi niegdyś do jej matki. Czyta list. List, który każe jej trzymać się z daleka od Nowego 2 – inaczej Nowego Orleanu - i uciekać, uciekać, uciekać… Jak powszechnie wiadomo, najbardziej kusi zakazany owoc. Więc co robi Ari Selkirk? Jedzie do Nowego Orleanu leżącego poza Obręczą. Rozważność nie jest jej silnie rozwiniętą cechą.
Lektura ta jest opowiadana z punktu widzenia Ari. Podczas czytania ogarniał mnie wyjątkowy, mroczny nastrój. A jak Wy poczulibyście się w tym mieście pełnym tajemnic? Balów maskowych? Dziewięciu władczych rodzin i podziemnych lochów? Paranormalnych zdolności i czarujących obcych? Mam przyjemność powiedzieć, że większość postaci przestała być mi obojętna wraz z ich poznaniem. Chociażby Arianea Selkirk – wspaniały, mocny i silny charakter, wyjątkowy wygląd. Zwykła nastolatka zmieniająca się pod wpływem nacisku na nią wywieranego. Sebastian towarzyszący jej przez większość książki. Absolutnie boski, przyprawiający o szybkie bicie serca. Bezpośredni. Kryjący sekrety swojej przyszłości. Przystojniak z nutką niebezpieczeństwa. Kto się mu oprze? W jego domu mieszkają także inni – specyficzna Violet, która zaskarbiła sobie moją sympatię, żywiołowa Crank, dorosły i bardziej melancholijny Henri. Wspaniała grupa tworząca rodzinę nie poprzez więzy krwi, a poprzez to, jak ze sobą żyją, troszcząc się o siebie nawzajem i martwiąc. Łzy napływały mi do oczu w momentach, w których uczestniczyli przybrani rodzice Ari. Tacy ciepli i kochający. Pomimo skupieniu Kelly na akcji, równie dobrze zajęła się ona bohaterami. Na tyle dobrze, że z ciężkim sercem odstawiałam ich na półkę, zamkniętych między kartami stron i czekających na kolejnego czytelnik, który ich ożywi.
Okładka tej pozycji bez wątpienia przedstawia Arianeę Selkirk. Obraz tej dziewczyny jest również moim wyobrażeniem Ari. Nie było potrzeby, abym cokolwiek w niej zmieniała. Wszystko jest na swoim miejscu. To samo tyczy się tytułu – Arianea jest waleczna i nieugięta, a z ciemnością w istocie jest jej do twarzy. Książka nie jest specjalnie obszerna, co z początku wydaje się minusem – kończy się za szybko. Z drugiej strony, rozbudza apetyt na więcej. Już teraz wypatruję kontynuacji.
Cóż więcej mogę powiedzieć? „Z ciemnością jej do twarzy” to niebywałe połączenie mitologii i przyszłości, które wciągnie każdego. Z wypiekami na twarzy wraz z ekipą tej pozycji przedzierałam się przez gąszcz zagadek i wychodziłam zwycięsko ze spotkaniem twarzą w twarz z otchłanią strachu. Dzieło Kelly Keaton trzyma w napięciu. Jest inne. Wyjątkowe. Bezapelacyjnie warte Waszej uwagi. Odważcie się postawić stopę za Obręczą. Odważcie się wyruszyć w podróż z Ari. Odważcie się rozbudzić swoją wyobraźnię. Zróbcie to, zanim pochłonie Was ciemność…