Niebanalna! Właśnie to pomyślałam, kiedy internet został zasypany zapowiedziami książki Angeli Węckiej. Połączenie romansu, erotyku i gastronomii to coś, z czym osobiście się w książkach dla kobiet jeszcze nie spotkałam. Kiedy tylko pojawiła się możliwość zakupienia egzemplarza, od razu ruszyłam na łowy. Paczka przyszła, zaczęłam lekturę i... piszę tę recenzję długo po premierze, bo niestety tyle czasu zajęło mi przebrnięcie przez ten tekst. Pierwsze rozczarowanie lutego? Odhaczone.
Artur Ostry to właściciel sieci restauracji, które specjalizują się w daniach podnoszących libido. Demony przeszłości ukrywa pod maską zadowolonego z życia człowieka sukcesu. Lena Kruk to była studentka prawa, która marzy o karierze cukiernika. Mężczyzna proponuje jej nie tylko pracę, ale i przygotowanie do konkursu, w którym bohaterka chce wziąć udział. Nowa znajomość to szansa dla każdej ze stron; dla niej na rozwinięcie skrzydeł, dla niego na zmianę, której konsekwencji nie jest w stanie przewidzieć nikt.
Okładka jest piękna. CUDOWNA. W dobie wszechobecnych męskich klat to naprawdę miła odmiana, która jest nie tylko miła dla oka, ale która w jakimś stopniu odwzorowuje treść książki. Wino, smakołyki i trochę światełek - jestem kupiona.
Schody zaczęły się niemal na samym początku lektury. Chociaż pierwsze rozdziały zapowiadały się niezwykle obiecująco, to jednak doznałam niemałego szoku, kiedy autorka od razu rzuciła nas w wir romansu postaci, które dopiero się poznały. Trzydzieści stron - dokładnie tyle potrzebowała pani Węcka, aby między Arturem a Leną nawiązał się romans będący myślą przewodnią reszty historii. Szybko. Zdecydowanie za szybko. Wcale nie uwierzyłam w chemię, która podobno była między bohaterami. Nie rozumiałam wzajemnej fascynacji i, co najgorsze, miałam wrażenie, że bohaterka to zdesperowana wariatka, która marzy jedynie o tym, by jakikolwiek facet znalazł się między jej nogami.
Będąc przy bohaterach - aż nie wiem, co napisać. Dwudziestopięciolatka, której ciężko jest ogarnąć dorosłe życie, to jeszcze nic strasznego, ale dwudziestopięciolatka, która nie ogarnia życia, bo podejmuje głupie, nieprzemyślane decyzje to zupełnie inna sprawa. Lena, po nawiązaniu romansu z profesorem podczas studiów musi od nowa ułożyć sobie życie. Próbuje swoich sił na YouTube, jednocześnie narzekając na brak pieniędzy na rozwój kanału. Kiedy pojawia się perspektywa pracy, ona robi unik, bo wierzy w powodzenie swojej internetowej kariery. Gdy już dostaje pracę, jest zaskoczona, że została kelnerką w klubie erotycznym. Dlaczego? Bo nie doczytała umowy, którą podpisała. Mając szansę na karierę i rozwój, zmienia przepisy w ostatnim momencie i dziwi się, że klienci oraz szef roszczą sobie prawo do pretensji. Gdy Ostry daje jej do zrozumienia, że niczego nie osiągnęła, obraża się i każe mu się odpie... no właśnie.
Sam Ostry nie był zły. Na pewno wykazywał się większym rozsądkiem niż Lena, unikał głupich, pochopnych decyzji i potrafił zapanować nad emocjami. Niestety - książka jest przepełniona ckliwymi historiami z jego życia. Historiami, które prawdopodobnie miały nadać tej postaci głębi, a związane z przeszłością tajemnice wywołać konflikt, na rozwiązanie którego czytelnik czekałby jak na szpilkach. Ja nie czekałam. Znów pojawił się przerost formy nad treścią. Autorka miała mnóstwo pomysłów i chyba bardzo chciała upchnąć je w tej jednej konkretnej historii. Na swoją niekorzyść.
Pozostałe wydarzenia również rozgrywają się bardzo szybko, jednak to nie wartka akcja i masa pomysłów mają wpływ na objętość książki. Tekst jest przeładowany przepisami, językiem gastronomii i informacjami, które teoretycznie miały pomóc czytelnikowi wczuć się w klimat, a które w praktyce nudziły i wydłużały proces czytania. Szanuję panią Węcką za wiedzę i z pewnością dobrze przeprowadzony research, ale było tego po prostu za dużo, dlatego po książkę sięgałam na raty i z każdym kolejnym razem coraz bardziej niechętnie. Ponadto styl autorki jest bardzo... toporny. Zdania niby proste, niby zrozumiałe, ale nieustanne opisy czynności wykonywanych w kuchni mogły wpędzić czytelnika w monotonię. Wszystko wyszło bardzo jednolicie, płasko i niestety nudno. Pojawiło się wiele pobocznych wątków, które mogą sprawiać wrażenie zapomnianych i niezamkniętych. Sam konkurs kulinarny, w którym chce wziąć udział Lena, pojawia się sporadycznie, tak samo zresztą jak proces przygotowań. Znalazło się za to miejsce dla seksu sado-maso, ale tak naprawdę nie wiem, po co.
Ostatecznie czuję się po prostu zawiedziona, bo sam pomysł z restauracją i jedzeniem jako myślą przewodnią jest niezwykle trafiony. Zawiodło wykonanie.