II wojna światowa obfitowała w wiele niespotykanych wcześniej wydarzeń. Po raz pierwszy cały świat stał się jednym wielkim polem bitewnym. Żaden wcześniejszy konflikt nie pochłonął tyle ofiar i nigdy przedtem do zniszczenia wroga nie wykorzystywano bomb atomowych. W 1945 roku zadebiutowały w tej dziedzinie Stany Zjednoczone zrzucając dwa rodzime twory na Hiroszimę i Nagasaki. Little Boy i The Fat Man nie były wyłącznie jednorazową bronią masowego rażenia. Kilka miesięcy po ich eksplozji II wojna światowa dobiegła końca, ale wyścig zbrojeń trwał o wiele dłużej. Dwubiegunowy podział świata wymagał od największych potęg nieustannej gotowości do ataku. Stany Zjednoczone i Japonia pozostające po dwóch stronach żelaznej kurtyny, bez większych problemów prowadziły kolejne próby jądrowe z wykorzystaniem konstruowanych na bieżąco bomb. Tę ekscytującą i niebezpieczną tematykę wykorzystał Risto Isomäki w swojej książce pt.: „LIT-6”.
Koncern Yoshikawa w Osace pracuje nad sporządzeniem projektu reaktora atomowego. Pewnego dnia w siedzibie tej instytucji dochodzi do kradzieży. Nieznani sprawcy mordują strażników i wykradają moduły LR stanowiące część reaktora jądrowego Rapid- L. Jeśli ktoś porywa się na tego typu czyn, to zachodzi duże prawdopodobieństwo, że chce na własną rękę skonstruować broń jądrową. Hipotetyczne niebezpieczeństwo, które może zagrażać ludzkości, wymaga natychmiastowej interwencji. Okazuje się, że fachowcami w dziedzinie tego typu śledztw stają się pracownicy Nuclear Terrorism Unit. Wśród nich jest Lauri Nurmi, który poświęci wszystko, byle tylko zapobiec kolejnemu tragicznemu w skutkach konfliktowi. Lauri i jego kompani z N.T.U. starają się po nitce dojść do kłębka, którym w tym wypadku może być bomba wodorowa. Naszemu bohaterowi wciąż wydaje się, że jest o krok od odkrycia tożsamości złodzieja, tymczasem ciągle giną kolejne radioaktywne substancje. Sytuacja staje się na tyle beznadziejna, że o całej sprawie należy poinformować panią prezydent USA. Wreszcie pracownicy N.T.U. namierzają statek przewożący podejrzany ładunek radioaktywny do portu w Los Angeles. Są przekonani, że jest nim bomba skonstruowana z poszukiwanych substancji. Lauri i jego ukochana Alice postanawiają zastawić pułapkę na ekipę statku. Gdy są już o krok od zakończenia śledztwa, sytuacja nieoczekiwanie się zmienia. Jak skończy się ta nieco podejrzana historia? Czy złodziejowi udało się skonstruować bombę i czy będziemy świadkami wybuchu choć trochę podobnego do eksplozji reaktora jądrowego w Czarnobylu? Wszystko jeszcze przed Wami, Drodzy Czytelnicy.
Thriller ekologiczny już samą nazwą zapowiada niezłą hybrydę. Poszukiwania wszelkich informacji na temat tego gatunku, powodowały na mojej twarzy wiele uśmiechu. Ostatecznie zmuszona byłam do skonstruowania czegoś na kształt definicji, która ułatwiłaby mi ocenę lektury. Zatem gatunek ten nie różni się pod względem budowania napięcia niczym od tradycyjnego thrillera. Jedyna odmienność polega na tym, że potencjalni bohaterowie próbują uratować świat ( lub jakieś miejsce) przed ekologiczną katastrofą. Pomysły bywają różne: trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, globalne ocieplenie – każdy temat jest równie dobry i równie aktualny. Isomäki postawił na broń jądrową. Jakie osiągnął efekty? Niesamowite! Nigdy wcześniej nie przeczytałam tylu naukowych informacji na temat konstrukcji i eksploatacji broni masowego rażenia. Opisy poszczególnych substancji i ich zachowań w różnych warunkach po prostu zwalają z nóg. Wszystko świetnie wyjaśnione i scharakteryzowane. Szkoda tylko, że dla fizyka. No, może jeszcze chemik by sobie z tym wszystkim poradził. Biedny żuczek humanista (czyli ja) niestety czasami czuł się nieco zagubiony w tym jądrowym świecie. Podziwiam autora za jego osobiste zainteresowania związane z energią jądrową, ale niestety podzielić ich nie mogę. Stąd też te naukowe opisy nastręczały mi najwięcej trudności.
Poza tymi niewielkimi mankamentami „LIT-6” jest znakomitą powieścią sensacyjną, która kończy się w dość nieoczekiwany sposób. W zasadzie tam, gdzie chcielibyśmy widzieć zakończenie, powieść Isomäkiego dopiero się rozpoczyna. Mało kto potrafi tak oszukać czytelnika, by poczuł się zdezorientowany i zupełnie zagubiony. Za pomysłowość i nietypową tematykę należą się autorowi słowa uznania. Warto również wspomnieć o wyjątkowo prostej i przez to urzekającej okładce przedstawiającej prawdopodobnie wybuch bomby atomowej. Czerwone tło potęgujące uczucie obserwowania katastrofy, nie pozwala oderwać wzroku od tej interesującej oprawy. Jedyną ucieczką przed jej hipnotycznym wpływem jest rozpoczęcie przygody z „LIT-6”.
Pozycja godna polecenia fizykom i chemikom, tudzież pasjonatom ekologii. Pozostali zainteresowani wątkami sensacyjnymi również znajdą w niej coś dla siebie, o ile wytrzymają wszystkie naukowe wstawki rozrzucone na kartach tej książki. Jeśli „LIT-6” nie przekona Was od pierwszej strony, to za nic w świecie się nie poddawajcie. Potem będzie już tylko lepiej, a na końcu pojawi się nawet uczucie niedosytu i chęć dalszej lektury.