Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "cone don", znaleziono 10

Na nowe czasy Egon Bondy najpierw narzekał tak: „Najgorzej jest rano i wieczorem/i w dzień/Kiedy śpię można wytrzymać” (zima 1992).
Nie potrafił kłamać. Przed Kwiatkowską nic się nie ukryło. Przy tej cholerze (ukochanej cholerze, żeby nie było) wszystkie Poiroty i Bondy razem wzięte mogłyby się z miejsca udać na emeryturę.
Z Hrabalem [Egon Bondy] poznał się tak (w 1950 roku):
„Ktoś mi powiedział, że ten pan mi postawi piwo, więc poszedłem do niego na Libeń i Hrabal rzeczywiście mi piwo postawił”.
Nawet kiedy myślisz, że jesteś za mała, to obok masz przyjaciół. A oni mogą sprawić, że urośniesz.
Tłum myśli obrazami, a jeden obraz wywołuje u niego szereg innych obrazów, nie łączących się logicznie z pierwszym.
Większość ludzi woli bez dowodu przyjąć już gotowy sąd od drugich, aniżeli zastanawiać się i formułować własny sąd.
...ale wziąć słowika w klatce zamknąć, to on wszytko traci. Choć pięknie śpiewa, to jemu jest smutno. A i te ściany takie ciężkie nade mną. A ja cygańska córka, las mi zdrowie daje. Jechałam taborem, to czułam się jak królowa Bona. Do mnie należeli perły rannej rosy. Moje były gwiazdy złote. Dziś co we włosy wplotę?... Papusza
W Bratysławie sześćdziesięcioczteroletni Bondy zamieszkał tak:
Pogłoska mówi, że wyprowadził się tam i przyjął słowackie obywatelstwo w ramach protestu przeciwko rozdzieleniu Czechosłowacji w 1992 roku. W rzeczywistości uniwersytet imienia Jana Amosa Komeńskiego w Bratysławie zaproponował mu wykłady z historii filozofii. Przeprowadzili się więc z żoną Julią na zawsze.
Poznał ją w czytelni Uniwersytetu Karola, gdzie pracowała. Miał 33 lata, ona dziesięć więcej. Powtarzał, że Julia jest jedynym powodem jego życia.
Zmarła rok po przeprowadzce.
Z Egonem Bondym spotkałem się tak: W mieszkaniu w centrum przyjmuje gości: młodych autorów i studentów. W drugim – większym, w blokowisku Petrzalka na peryferiach Bratysławy – odpoczywa i pisze. Jedziemy z moją współpracownicą do tego drugiego. Bondy dokładnie namalował plan i dopisał: „Domofon jest zepsuty, proszę krzyczeć”. Pokój z socjalistyczną meblościanką, zakurzony, pełen książek, przypadkowych przedmiotów. Niewysoki, brodaty pan w brązowym golfie, zachwycony wizytą.
- Podejrzewałem, że pan żyje – mówię. – W związku z tym przywiozłem prezent.
Wyciągam fartuch kuchenny z ceraty. Zakładany na szyję i wiązany z tyłu. Kupiony w Tate Modern Gallery, specjalnie z myślą o Bondym. Jest szaro-biały, a z przodu ma naturalnej wielkości nagie męskie pośladki.
- Kutwa fix – wykrzykuje Egon Bondy – będę miał dupę i z przodu, i z tyłu!
(Justyna wiąże Bondy’emu troczek na plecach). Gospodarz staje wyprostowany na baczność i oznajmia:
- Teraz w nim będę wykładał filozofię.
Obraca się w fartuchu.
- Jutro tak pójdę na uczelnię i wiecie, będę się zachowywał, jakby się nic nie stało, kurwa fix!
Z Hrabalem [Egon Bondy] rozstał się tak (w 1954 roku):
„Któregoś dnia wstałem rano, to znaczy w południe, i miałem przed sobą swój normalny program – pięć spotkań z celem: napić się piwa, z Honzą, Hrabalem i innymi. I nagle poczułem, że nie chcę nigdzie iść. Usiadłem i napisałem do każdego krótki list, że przyjdę jutro. Ale jutro też nie przyszedłem. I od tego dnia nikogo z moich przyjaciół nie widziałem przez lata. Zostałem sam. Chodziłem do bibliotek, studiowałem buddyzm i taoizm. Chodziłem do knajp z zeszytem i ołówkiem w ręku i pisałem. Dzięki temu mogłem przemyśleć to wszystko, co potem złożyło się na moją pracę filozoficzną ‘Radość z ontologii’. Hrabala spotkałem po dziesięciu latach przypadkiem na ulicy”.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl