Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "ja i poza satek", znaleziono 29

Pierwsza faza polegała na tym, by zainteresować dziewczynę sobą, uświadomić jej, że ten Satek to właściwie całkiem fajny chłopak - i tu oczywiście nie różniłem się od innych. Każdy prowadził podobną walkę.
(…) Przyszło mu do głowy (z mocą olśnienia), że życie to w zasadzie jeden długi egzamin SAT, tyle że zamiast czterech czy pięciu możliwych odpowiedzi jest kilkadziesiąt. Wyłącznie z porąbanymi typu „czasami” i „może tak, może nie”.
Było, minęło - uciął Semen. - Nie powiem, że teraz jest lepiej, ładniej czy choćby ciekawiej. Ale nie zawrócisz rzeki batem.
Come here, cat. You wouldn’t want to destroy the space-time continuum, would you? Meow. Meow.
Ludzie razem wzięci, są niczym konie, które pogania się batem, a powstrzymuje wędzidłem. Ten powozi nimi skutecznie, kto nie nadużywa żadnego z tych narzędzi.
Ta ksiażka nie jest opowieścią o raku. To opowieść o życiu. Chcę wam pokazać, że nowotwory nie są chorobą naszych czasów, ale mechanizmem wbudowanym w fundamentalne procesy naszej biologii.
Dlatego też wielokomórkowość najlepiej postrzegać jako biologiczną umowę społeczną, dzięki której każda komórka pełni swoje obowiązki dla dobra całego organizmu. Komórki rakowe ignorują te zasady: rozmnażają się poza kontrolą i atakują otaczającą je tkankę, a później rozprzestrzeniają się i ostatecznie prowadzą do śmierci organizmu, jeśli nie uda się nad nimi zapanować. Aby zrozumieć, skąd się bierze rak, musimy najpierw pojąć, jakie zasady rządzą życiem wielokomórkowym i co się dzieje, gdy są one łamane.
Na przestrzeni lat naukowcy odkryli kilka wirusów, które mają związek z rakiem u ludzi. Najsłynniejszym jest wirus brodawczaka ludzkiego (HPV), odpowiedzialny za raka szyjki macicy, a także inne nowotwory atakujące narządy płciowe i odbyt oraz jamę ustną i gardło (prawdopodobnie przenoszony przez seks oralny).
Niektóre guzy można całkowicie wyleczyć chirurgicznie - to odpowiednik odcięcia chorej gałęzi drzewa, zmiażdżenia robaka lub odchwaszczenia odizolowanej grządki, zgodnie z powiedzonkiem chirurgów: nic nie leczy tak jak stal. Inne nowotwory przypominają drobną inwazję, na tyle niewielką i jednorodną, że można ją zwalczyć, szybko rozpylając spray z chemioterapią, i ostatecznie usunąć dzięki drapieżnym komórkom układu odpornościowego (które można porównać ze środkami biologicznymi, takimi jak małe robaki używane do zwalczania ślimaków). Ale zaawansowany nowotwór przerzutowy jest jak tantniś krzyżowiaczek. Jest wszędzie i nie znamy żadnego sposoby, by go kontrolować.
"Za uczucie, które narasta powoli;
widać je dopiero wtedy, gdy wybucha płomieniem."
"Rzekłbym, że ludzie reagują na mnie wyłącznie na cztery sposoby: chcą się do mnie modlić, chcą być mną, chcą się ze mną pieprzyć albo mnie zabić."
"Nigdy nie zaczynaj gry, jeśli nie jesteś gotowa na zwycięstwo".
– Naprawdę jej nie chcecie? Nie chcecie jej znaleźć? Bo ona istnieje, połowa ludzi ją ma, inni jej szukają, jeszcze inni stracili, ale ona istnieje. Nie możecie tego ignorować.
– Brzmi to jak grypa – burczy Gina.
Wyzwaniem jest coś, czego przestajesz pragnąć, kiedy już to zdobędziesz.
Najlepsze wyniki osiąga się wtedy, gdy ktoś inny próbuje cię pobić.
Pragnę to takie krótkie słowo, a mimo to może się w nim kryć tyle bezkresnych znaczeń.
Każdą cząstką swojego zniszczonego ciała pragnął znów być taki jak dawniej.
Myślę, że świadomość, że wszystko się kiedyś skończy, sprawia, że każdy moment jest dla nas cenniejszy. Na przykład teraz, ta sekunda.. O, już jej nie ma!
W miłości nie ma miejsca na lęk. Trzeba kochać całym sercem. Nawet jeśli wiesz, że może zostać złamane.
– Czy to ko­niec? – spy­tał Avery. Hol­lis po­krę­cił głową. – Jak mógł­by to być ko­niec, skoro ist­nie­je tyle hi­sto­rii do opo­wie­dze­nia? – od­po­wie­dział ochry­płym gło­sem i spo­glą­da­jąc na wscho­dzą­ce słoń­ce, po­ru­szył się na krze­śle, jakby było mu nie­wy­god­nie, obo­la­ły z po­wo­du po­de­szłe­go wieku. – Czas na kogoś in­ne­go, aby je opo­wie­dział. To wszyst­ko.
-Dlaczego tak nalegasz na huczne wesele? -Bo tylko raz będziesz brała ślub. -Raz z tobą - przekomarzam się. Uśmiecha się. -Jeśli ustawię poprzeczkę wysoko, nikt nie będzie nawet próbował mnie pobić. Raz to raz.
Pamiętam, jak mama czytała o językach miłości. Po śmierci taty chciała mieć pewność, że jako dziecko czuję się kochana, czytała więc różne poradniki, brała udział w konferencjach i tłumaczyła mi, że ludzie wyrażają miłość na różne sposoby. Wyjaśniła mi, że istanieje pięć podstawowych form jej okazywania: dotyk, podarunki, wyświadczanie przysług ukochanej osobie, wspólne spędzanie czasu i komunikacja werbalna
Razem z mężczyzną z moich snów robię jedną z rzeczy, które kocham najbardziej. Moje ciało zaczyna się odprężać. Choć cała płonę, czuję spokój. Spokój jest tym, co odnajduję w jego ramionach.
Mateczka, kobiecina zasuszona niczym rodzynka, bogobojna i tchórzliwa, wpoiła im jasne zasady. Zaszczepiła je w nich smyczkiem od skrzypiec, na których grywał ojciec, mokra szmatą albo kapciem, którego podeszwa wyjątkowo cięła po gołych pośladkach, a później także batem z kilku skórzanych rzemieni.
Nie chodzi o to, ile dajemy, lecz jak wiele miłości wkładamy w dawanie
Każda powieść jest powieścią historyczną prócz powieści historycznych (...).
Wyglądała jak księżniczka z bajki, czekająca w zaklętej wieży, aż ktoś ją uratuje.
Co prawda, tradycyjna księżniczka nie zachowywałaby się jak Isabelle.
Ta, w wysokich butach, z batem i nożami, posiekałaby na kawałki każdego, kto próbowałby zamknąć ją w wieży, zbudowałaby most ze szczątków śmiałka i przeszła po nim beztrosko do wolności, a jej włosy przez cały czas wyglądałyby fantastycznie.
Coś dziwnego dzieje się z Callo - rzekł. - Znaczy z Bolesną Panią. Odkąd zaszło słońce, zaczęła się dziwnie zachowywać i znowu dostała ataku. Tylko teraz oprócz dzikich dzieci wyprodukowała jakiegoś wielkiego Kebiryjczyka w leopardziej skórze, o czaszce nabitej gwoździami i równie dziwaczną dziewoję w muślinach i z batem. Albo to jakieś nieudane fantazje erotyczne, albo jej totalnie odbija. Awanturuje się tam z nimi, wszędzie jakieś mgły i dymy, pełno wrzasku, Fjollsfinn próbował wpuszczać do jej pokoju jakieś usypiające opary, ale nic to nie daje. A tobie jak minął dzień?
Klara nie krzyczała. Mówiła cicho, trzymając winowajcę za ucho. Nie ściskała mocno, nie ciągnęła, tylko trzymała miękki, ciepły płatek ucha swoimi zimnymi palcami, lecz chłopak zaczynał się trząść. Leciały mu z oczu łzy jak groch. Płakał bezgłośnie, bo Klara nie cierpiała dudlenia.
Winowajca musiał iść do czerwonego domku. Wtedy Klara pozwalała mężczyźnie pić alkohol. Od sińców i opuchlizny gorsze było co innego. To było gorsze od izolatki i głodu.
Mężczyzna tego potrzebował. Był jak dzikie zwierzę na małym wybiegu. Trzeba było go poskramiać batem i rzucać mięso.
Kiedyś zapytał, czy dziewczynki też są zepsute. Pięćdziesięcioletni, duży i silny, o ryżawych włosach. Uśmiechał się krzywo. Jego żona zmarła, dorosłe dzieci wyjechały za granicę. Nie wrócą. Nieogolony.
Czuła od niego alkohol.
– Czego chcesz?
– Pani wie.
Patrzył na Klarę. Nie spuszczał oczu.
– Najstarsza jest do rzeczy.
Klara się go nie bała. Będzie utemperowany. Najpierw ona zrobi porządek z Magdą.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl