Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "jai co by", znaleziono 235

Człowiek został stworzony przez miłość, dlatego ona tak bardzo go pociąga
Ślady, jakie pozostawili nasi przodkowie w różnych częściach świata, zwłaszcza utrwalone w kamieniu czy w prehistorycznych budowlach, mogą nam powiedzieć historie bardziej fascynujące niż świat sceince fiction. Są bowiem śladami życia, ludzkiego życia, i ono stanowi największą tajemnicę. Jego tajemnicę możemy odkryć tu, na Ziemi.
Jedyna droga do ocalenia dla Żydów prowadzi poprzez zetknięcie z ludnością miejscową. Żydzi niemający sposobności albo środków ani zdolności, by taki kontakt nawiązać, bądź też ci, których zaskoczy tempo zdarzeń, są skazani na śmierć – z wyjątkiem nielicznych, którzy przeżyli do końca wojny w obozach.
Jeśliby wziąć pod uwagę liczbowe wskaźniki zbrodni popełnionych na Żydach przez ludność miejscową, to zarówno liczba zamordowanych, jak i wartość zrabowanych dóbr materialnych stanowią tylko ułamek strat i krzywd wyrządzonych Żydom przez niemiecką Rzeszę.
Masowe zabijanie odbiera śmierci jej uroczystą jednostkowość. Co więcej, są to kości żydowskie. Obojętność fotografowanych bierze się z braku uznania śmierci, której te kości są znakiem. Gdyby to były nasze kości, nasza śmierć znaczyłaby ofiarę, poświęcenie, męczeństwo. Ale ta śmierć ich nie dotyczy. Układają te czaszki w rządek, jak się układa plony, dynie albo arbuzy.
Mordowanie Żydów było zjawiskiem na tyle powszechnym, że traktowano te czyny jako swoistą, szokującą co prawda, ale normalność.
Na każdym etapie Zagłady podejmowano decyzje, i jest to proces nasycony osobistą inicjatywą wykonawców, którzy nie byli po prostu trybikami wielkiej machiny funkcjonującej wedle z góry narzuconych i dobrze znanych reguł. Co w sumie oznacza, że siłą sprawczą w procesie tej masowej zbrodni – w stopniu o wiele większym, niż zwykliśmy o tym myśleć – była wolna wola, działanie i inicjatywa mnóstwa ludzi, którzy brali w niej udział.
Nie ma śladu żadnego zainteresowania losem Żydów ze strony biskupów . Nie ma nawet mowy o sytuacji konwertytów, która była przedmiotem troski hierarchów katolickich innych krajów okupowanych, wzywających Watykan, aby interweniowano w ich sprawie. Najważniejszym, a właściwie jedynym kościelnym źródłem informacji z Polski o tragicznej sytuacji Żydów są listy wysyłane do Stolicy Apostolskiej przez metropolitę Kościoła greckokatolickiego Andrzeja Szeptyckiego. On też w odróżnieniu od biskupów Kościoła rzymskokatolickiego, wydał polecenie, aby ukrywano Żydów w klasztorach greckokatolickich i w budynkach kościelnych.
Uczestnictwo miejscowych to warunek sine qua non skuteczności polityki ludobójstwa.Planowe wytępienie wszystkich przedstawicieli wydzielonej grupy ludności – na przykład Żydów w Generalnej Guberni albo Tutsi w Rwandzie – jest niemożliwe do zrealizowania bez współpracy najbliższych sąsiadów, bo tylko oni wiedzą, kto jest kim w obrębie lokalnej społeczności.
Używając sformułowania Emanuela Ringelbluma, można by powiedzieć, że mieszkańcy polskich wsi i miasteczek przestali uważać Żydów za ludzi i zaczęli traktować ich jak „nieboszczyków na urlopie”.
[W Jedwabnem] jeszcze dopalała się stodoła, kiedy część mieszkańców rzuciła się na mienie pożydowskie.
Wspomnienia Żydów, którzy przeżyli, wskazują, że wachlarz zachowań w takiej sytuacji [spotkania z przypadkowym Polakiem] najczęściej oscylował między obojętnością i agresją, a nie między obojętnością i gotowością pomocy. Doświadczenie tych, którzy nie zostawili wspomnień, bo nie przeżyli (i w związku z tym nie wiemy, co mają do powiedzenia), raczej nie odwróciłoby tej relacji.
Z przytoczonych relacji wynika, że mordowanie Żydów w czasie okupacji było sprawą publiczną, przedmiotem zainteresowania ogółu. Brali w nim udział zwykli członkowie lokalnej społeczności, a nie żadni „ludzie marginesu”, łatwo identyfikowalni i świetnie wszystkim znani w każdej małej miejscowości. Więcej nawet – zaangażowanie przedstawicieli miejscowych elit w opisanych zbrodniach i uczestnictwo zbiorowe miejscowej ludności nadawało mordom imprimatur grupowe, swoistą sankcję, „pozwalając na rozmycie odpowiedzialności” .
Zaczynamy powoli rozumieć, skąd się bierze często spotykana w żydowskiej pamięci tego okresu uwaga, że „miejscowi” – to mogli być Ukraińcy, Litwini albo Polacy – „byli gorsi od Niemców”, chociaż dobrze wiadomo, a Żydzi wiedzieli o tym jeszcze lepiej od innych, że Zagłada to dzieło nazistów rozniesione po Europie podczas wojny przez okupację niemiecką. Tę dziwną cechę żydowskiej pamięci można sobie tłumaczyć w ten sposób, że śmierć zadawana przez osoby znajome wywołuje szczególne cierpienie, w moralnym sensie tego słowa, ze względu na doświadczany akt zdrady, którego równocześnie pada się ofiarą.
Ze względu na specyficzny mechanizm procesu Zagłady, o którym była tu mowa, wielu ludzi mogło robić (albo raczej nie robić) różne rzeczy mające rzeczywiście odczuwalne skutki, tak że w efekcie o kilkaset tysięcy Żydów więcej przeżyłoby wojnę.
"Nie ma Osoby Niepełnosprawnej - jest Człowiek", z Jan Marian Opiat, "Tacy sami, czy." '
I Wy brzemiona drugich nieście
I Wy brzemiona drugich nieście", w: Jan Marian Opiat, "Tacy sami, czy inni.
Nie ma Osoby Niepełnosprawnej - jest Człowiek" [w:] Jan Marian Opiat: "Tacy sami, czy inni." "I Wy brzemiona drugich nieście" [w:] Jan Marian Opiat: "Tacy sami, czy inni.
"Nie ma Osoby Niepełnosprawnej - jest Człowiek" [w:] Jan Marian Opiat: "Tacy sami, czy inni."; "I Wy brzemiona drugich nieście" [w:] Jan Marian Opiat: "Tacy sami, czy inni? Listy.".
Prawie jednocześnie obydwaj skoczyli przed siebie, i - przebiegłszy na palcach jasną plamę światła – znaleźli się tuż za plecami strażnika. Ten jednak, jakby wiedziony tajemnym zmysłem starego żołnierza, podniósł nagle głowę i błyskawicznie się odwrócił. Ścisnął mocniej rękojeść halabardy i natychmiast był gotowy do zasłony, albo zadania ciosu.
Król Jan Sobieski wykorzystywał to skwapliwie poprzez swojego szefa wywiadu i dywersji - Natana Tyńca. Ten zdołał przekupić Francuza - minera, który zwykle wiedział, kiedy gotowa już mina wybuchnie pod umocnieniami. Sam on oczywiście, nie mógł dywersji czynić, czy psuć prowadzonej roboty. I nie tego od niego żądano za ogromne pieniądze, jakie jego rodzina we Francji już otrzymała i miała obiecane jeszcze dwakroć więcej. Miał on tylko w odpowiednim momencie dać obrońcom umówione znaki widoczne z jednego okna najwyższej wieży katedry Świętego Stefana. Były to trzy głazy ułożone w jedną linię wskazującą dokładnie kierunek wykutego korytarza dla gotowej do odpalenia miny.
Obaj mogliby wyruszyć natychmiast pod obozy tureckie i porwać jakiegoś oficera janczarów albo spahisów. Gdyby dostali od Króla rozkaz przywleczenie za brodę samego Kara Mustafę ze środka jego seraju, też by się na to bez wahania porwali.
Dragonom, słyszącym tak smakowite odgłosy picia aż pociemniało w oczach. Przecież także byli okrutnie spragnieni. Nawykli jednak do żelaznej dyscypliny, oblizywali tylko spieczone wargi i celowali z garłaczy w kłębiący się tłum. A pan Koryciński, uniósłszy głowę znad opróżnionego do połowy dzbana, odetchnął głęboko, odbeknął gulgotliwie i wzburzony do najwyższego stopnia ryknął:
Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie.
Jest taka miłość, która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą.
Nie płacz w liście nie pisz że los ciebie kopnął nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno.
Trudno mi to wyrazić, ale wydało mi się, że za tę jakąś katastrofę, jeżeli ona nastąpi, odpowiedzialni będziemy my, ludzie, wobec owych saren, poruszających się bezgłośnie w niewinności i ciszy świata, który wypadnie nam może rozsadzać i burzyć.
Dlaczego mój dom i moi najbliżsi mieli czekać na mnie tak, jak ich zostawiłem, kiedy cały kraj odwijał się i kurczył jak kartka podpalonego papieru.
Boża prawda jest jedna zapewne, ale czy my ją znamy?
© 2007 - 2025 nakanapie.pl