Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "jak z panien s pan na", znaleziono 7

Męż­czy­zna uwa­żał opie­kę nad dziec­kiem i zaj­mo­wa­nie się domem za formę wcza­sów: nie cho­dzisz do pracy, śpisz kiedy chcesz, jesz kiedy chcesz, cho­dzisz na spa­ce­ry, ba­wisz się i spę­dzasz czas ze swoim uko­cha­nym dziec­kiem. Sie­lan­ka! A ona miała wra­że­nie, że każ­de­go dnia wal­czy o prze­trwa­nie, prze­su­wa­jąc ko­lej­ny raz gra­ni­ce wy­trzy­ma­ło­ści fi­zycz­nej, emo­cjo­nal­nej i psy­chicz­nej swo­je­go or­ga­ni­zmu. By­wa­ły takie dni, kiedy za­sta­na­wia­ła się, czy nie stra­ci przy­tom­no­ści, trzy­ma­jąc Nelę, albo czy nie do­sta­nie ta­kie­go bólu ple­ców, że nie bę­dzie w sta­nie ru­szyć ręką ani nogą. Za­le­ża­ło jej, aby jej emo­cje i wy­cień­cze­nie nie od­bi­ja­ły się ne­ga­tyw­nie na córce, choć cią­głe gra­nie uśmiech­nię­tej i ra­do­snej mamy sta­wa­ło się coraz trud­niej­sze. Żyła w sa­mot­no­ści, a to­wa­rzy­sza­mi jej dnia co­dzien­ne­go były bez­sil­ność, ból i żal.
Go­dzi­ny nigdy nie wy­da­wa­ły jej się tak dłu­gie jak tej nocy. Na­szła ją błaha re­flek­sja, że śpiąc, tak na­praw­dę nie czu­je­my, jak długo trwa noc, i nie do­ce­nia­my bło­go­sła­wień­stwa wie­lo­go­dzin­ne­go, nie­prze­rwa­ne­go snu. Na­to­miast kiedy chce­my, lecz nie mo­że­my spać, wszyst­ko wy­da­je się dłuż­sze, gor­sze, ciem­niej­sze, a ko­lej­ne mi­nu­ty i go­dzi­ny nocy wloką się nie­mi­ło­sier­nie. Do jed­nej ze strasz­niej­szych tor­tur, jakie sto­so­wa­no w hi­sto­rii, za­li­cza­ło się prze­cież wła­śnie nie­po­zwa­la­nie tor­tu­ro­wa­nej oso­bie za­snąć.
Po­my­śla­ła, że nie­spo­dzian­ki są prze­re­kla­mo­wa­ne, a potem koń­czą się roz­cza­ro­wa­niem osoby je or­ga­ni­zu­ją­cej.
Nigdy nie miała smar­twat­cha, Xboxa czy nawet te­le­fo­nu ko­mór­ko­we­go jak jej ró­wie­śni­cy, nie były jej nie­zbęd­ne. Bar­dziej za­zdro­ści­ła ko­le­żan­kom i ko­le­gom tro­skli­wych, ko­cha­ją­cych ro­dzi­ców oraz spo­koj­nych domów pach­ną­cych świe­żo upie­czo­nym cia­stem czy nie­dziel­nym obia­dem w ro­dzin­nym gro­nie. Dla niej week­en­dy ja­wi­ły się jako naj­gor­sze zmory. Za­wsze od­li­cza­ła go­dzi­ny do po­nie­dział­ku i po­wro­tu do szko­ły, do jej azylu.
Fran­cisz­ka po­win­na być za­do­wo­lo­na z pre­zen­tu uro­dzi­no­we­go. Zresz­tą w pew­nym wieku Bo­le­sław zro­zu­miał, że pre­zen­ty same w sobie nie są ważne – liczą się in­ten­cje. Był pe­wien, że matka za­wsze naj­bar­dziej cie­szy­ła się po pro­stu z pa­mię­ci i od­wie­dzin syna, a resz­ta sta­no­wi­ła tylko ich miłe uzu­peł­nie­nie.
Ge­rard roz­pra­co­wał ją w kilka minut i chyba dla­te­go tak się ze­zło­ści­ła – w końcu nikt nie lubi słu­chać gorz­kiej praw­dy o sobie.
– Smu­tek w prze­ci­wień­stwie do urody mija – przy­wi­tał ją Ge­rard.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl