“– Jeszcze kilka jardów – mówił do siebie, przedzierając pomiędzy stosami rozkładających się ciał. Mimo że przestał już liczyć na głos, w jego głowie wciąż rozbrzmiewał głośny stoper, co sekundę przybliżający wszystkich do nieuniknionej zagłady.
Czołgał się, czując wbijające w łokcie, brzuch i przedramiona kawałki brudu oraz szkła Niemal całkowicie ślepy, wsłuchiwał się w odgłosy umierającego otoczenia. Choć na jego twarzy nie malowało się już nic poza wycieńczeniem, ciałem mężczyzny władało przerażenie. Dopóki docierały do niego jęki obcych ludzi, czuł się w pewnym stopniu bezpieczny. Wiedział, że ma jeszcze czas. Był blisko. Wciąż walczył.
Gdy w pewnej chwili poczuł kolejne, upadające na jego stopy ciało, licznik wybił sto
osiemdziesiąt.
– To on! – Ktoś krzyknął donośnie, zwracając na niego uwagę. Pojedyncze wezwanie wystarczyło, by pomimo ślepoty zrozumiał, że został rozpoznany. Z trudem zrzucając leżącego na jego nogach truposza, przyspieszył znacząco ruchy. Był niemal pewien, że zdąży. Kiedy tylko przekroczy próg budynku, nikt nie zdoła go dotknąć. Wszyscy
padną jednym strzałem. Tylko nie on.”