Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "jeden polska sedno", znaleziono 9

Cokolwiek będzie, cokolwiek się stanie, Jedno wiem tylko: sprawiedliwość będzie, Jedno wiem tylko: Polska zmartwychwstanie.
Kaszuby nadal stanowią jedno z mniej popularnych miejsc na mapie Polski.
Do Prus Wschodnich wjeżdżamy starą bramą wpadową i wypadową; od Polski jedno jest takie wejście do tego kraju tu, na jego wschodzie, na dawnej ziemi Jadźwingów, i jeden jak najdalej ku Wiśle, ku Drwęcy, na Działdów-Olsztyn - szlak, którym dążył Jagiełło pod Grunwald.
Szara polska jesień. Jakaż to była zbitka trzech bardzo smutnych słów. Szara. Polska. Jesień. Co jedno, to smutniejsze. Mieszanka bezbarwnych dni, ołowianego nieba, przenikliwego zimna i podłego nastroju.
Jedno trzeba studentom kierunków technicznych przyznać: na pewno potrafią liczyć. Była pewna, że wschodząca gwiazda polskiej architektury teraz ostro kalkuluje, czy dalej opłaca się olewać te zajęcia.
Jedno trzeba przyznać Sowietom, że B-stok teraz (1941) wygląda o wiele ładniej niż za polskich czasów. Władza radziecka stara się wszystkimi siłami przekształcić B-stok na duże miasto. Małych sklepików zupełnie nie ma.
On (Piłsudzki) i jego następca w polityce zagranicznej, Beck, widzieli tylko jedno wyjście z trudnej sytuacji Polski: lawirowanie między Moskwą i Berlinem, która to polityka spowodowała fatalne przecenienie własnych sił i katastrofalne niedocenienie niebezpieczeństwa niemieckiego.
Rozgwieżdżony firmament nad Bieszczadami to jedno z najbardziej imponujących widowisk, jakiego można doświadczyć. Nad nimi błyszczał prawdziwy ocean gwiazd. Odległy od świateł miast, bo góry te oferują jedno z najbardziej czystych i ciemnych nieb na terenie Polski. Do­świad­cze­nie spo­tka­nia z ko­smo­sem było tak głę­bo­kie, że Ka­ro­li­na po­czu­ła się małym frag­men­tem ogrom­nej i nie­zwy­kłej ukła­dan­ki wszech­świa­ta. Była w ma­gicz­nym miej­scu, gdzie czas zwal­nia, a na­tu­ra i ko­smos spla­ta­ją się w jedno, za­chwy­ca­jąc pięk­nem. Kiedy wy­cią­gnę­ła przed sie­bie dłoń, mała wra­że­nie, że może do­tknąć tych ga­lak­tyk i mgła­wic.
Wielka narodowa tragedia
Z prof. Janem Ciechanowskim rozmawia Paweł Dybicz
Powstanie warszawskie było wielką klęską polityczną i militarną, bo ani o jeden dzień nie skróciło okupacji niemieckiej
– Panie profesorze, czy 1 sierpnia to dzień świętowania, czy też raczej dzień żałoby narodowej?
– Jedno i drugie. Oczywiście 1 sierpnia to okazja do uhonorowania i upamiętnienia dziesiątków tysięcy młodych, którzy poderwali się do niepodległościowego zrywu, podkreślenia ich poświęcenia i patriotyzmu, ale 1 sierpnia jest też dniem żałoby. W wyniku powstania warszawskiego zginęło przecież około 200 tys. Polaków. Zginął kwiat naszej stołecznej młodzieży, której nam tak bardzo później brakowało. Została zniszczona jedna z większych stolic europejskich, a jej mieszkańcy zostali wyrzuceni ze swoich domostw, wielu warszawiaków wywieziono do obozów koncentracyjnych. Niemcy stłumili powstanie kosztem 1570 zabitych i 9 tys. rannych, czyli na jednego Niemca przypadało ponad 100 zabitych Polaków. Takiej katastrofy nie przeżyła żadna europejska stolica od najazdu Hunów na Rzym. Został rozbity ośrodek życia narodowego, politycznego, społecznego i kulturalnego. Od upadku powstania rozpoczął się rozkład polskiego państwa podziemnego i Armii Krajowej. Powstanie warszawskie było wielką klęską polityczną, wielką klęska militarną, bo ani o jeden dzień nie skróciło okupacji niemieckiej.
– Czy musiało do niego dojść? Czytelnik, zwłaszcza młody, który po raz pierwszy zetknie się z pana książką, będzie zaskoczony tezą, że stanowiliście karne wojsko, które nie pozwoliłoby sobie na żadne samowolki. Tymczasem niemalże wszędzie słyszy, że gdyby dowództwo nie wydało rozkazu do boju, powstanie i tak by wybuchło, bo wśród podziemnych żołnierzy panowały bojowe nastroje.
– Ten mit, że powstanie wybuchło na skutek parcia do niego młodocianych żołnierzy, powstał już w czasie w powstania warszawskiego. Wymyślił go szef II Oddziału (wywiadu) Komendy Głównej AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki. Oczywiście my chcieliśmy się bić, ale nawet jako żółtodzioby wiedzieliśmy, że nie mamy odpowiednich sił i należytego uzbrojenia. Proszę pamiętać, że były dwie mobilizacje. W czasie pierwszej, kiedy zobaczyliśmy, że na 170 ludzi mamy tylko trzy karabiny, siedem pistoletów i 40 granatów, a mamy nacierać na Dom Akademiczek, a później na Sejm, zrozumieliśmy, że nie mamy szans w nierównym boju.
1 sierpnia byłem łącznikiem dowódcy mojej kompanii, por. Zygmunta Sapuły „Zygmunta”. Od rana czekaliśmy na wiadomości, jakiś sygnał. W pewnym momencie przyszedł dowódca zgrupowania, kpt. Teofil Budzanowski „Tum”, i już od drzwi zaczął mówić: „Godzina W, godzina 17, nacieracie całą kompanią. Na Sejm i Dom Akademiczek”. I wtedy por. „Zygmunt” powiedział: „Przecież ja nie mam czym nacierać, nie mogę nacierać kompanią, bo mam siedem pistoletów, trzy karabiny i 40 granatów. Będę nacierał grupą szturmową”. I wtedy kapitan „Tum” powiedział: „A ja mam scyzoryk. Szczęść Boże”. W tym momencie zrozumiałem, że szykuje się jakieś nieszczęście, bo jak można nacierać na Sejm, który był obsadzony przez dobrze uzbrojony batalion?
© 2007 - 2025 nakanapie.pl