“Ten nawiedzeniec, mój towarzysz życia, Solański Szymon, z zawodu prywatny detektyw, z usposobienia pierdoła saska uparta jak osioł, po raz pińćset trzydzieści ósmy zabrał mnie do weterynarza! I ja się pytam, po co i na co. Choć mam dziesięć lat na karku, to nic mi nie dolega! No prawie...”
“Wczesnym rankiem Mateusz wsiadł do autobusu do Olsztyna. Ból głowy powrócił, rozsiadł mu się na karku i nie dawał o sobie zapomnieć, ograniczając pole widzenia i możliwość normalnego ruchu. Kusy drzemał i choć bardzo mu się spieszyło, pomyślał, że mógłby tak jechać i jechać, nigdzie nie wysiadać i tkwić zawieszony, daleki od podejmowania decyzji i jakichkolwiek działań.”