Wyszukiwarka

Czy chodziło Ci o: lecz gaelle ?
Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz giselle", znaleziono 22

Lęk wydłuża czas, który ciągnie się wtedy w nieskończoność, a niepewność staje się nie do wytrzymania.
Dręczy na ustawicznie lęk, że przeoczymy ważne symptomy, a komplikacje zwrócą naszą uwagę za późno. Krótkie spotkania ze specjalistami nie dają faktycznej pewności, nie uspokajają do końca.
Najgorsze przychodzi całkiem nieoczekiwanie, bez zapowiedzi.
Potrzeba pomocy rodzi chęć pomocy.
Dzięki ekstremalnym doświadczeniom możemy poznać smak i istotę tego, co w życiu najważniejsze.
Miłość odczuwa się dzięki skupieniu na kimś uwagi.
Życie jest kruche, choroba i niepełnosprawność to wypadki losowe, które zagrażają nam wszystkim. Zawsze i wszędzie.
Godność człowieka jest nienaruszalna. Kropka. Każdy przecinek postawiony za tym zdaniem, jakiekolwiek ograniczenie, warunek czy relatywizacja, może szybko obrócić się przeciwko nam samym.
Współczucie jest próbą wyobrażenia sobie siebie w sytuacji innych, współczucie to otwarcie się na doświadczenia innych.
Oni, lekarze ze swoją maszynerią, mogą uratować życie wielu ludziom, problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy oddają aparaturze pierwszeństwo, gdy ustępują jej pola. Wtedy obsługują maszyny, a nie pochylają się nad chorym.
Nawet ciężkie upośledzenie nie musi odbierać ludziom szansy na to, by żyli pełnią życia, by znajdowali radość w codzienności.
Integracja nie oznacza, iż moje dziecko musi we wszystkim brać udział, lecz że ma ono swoje miejsce w grupie.
Jesteś daleko stąd, otoczyło cię milczenie, dając mi do zrozumienia, że nie ma już o co walczyć. Podchodzę do łóżka, pochylam się nad tobą, biorę cię w ramiona i mówię: "Byłaś moją radością, jeśli chcesz, pozwalam ci odejść".
– Ni­czy­je życie nie jest pro­ste, ko­cha­nie, co­kol­wiek byśmy o tym my­śle­li. Za­wsze jest w nim cier­pie­nie, cho­ro­ba, stra­ta… Lecz krze­pi nas wiara. Dla mnie mąż mój nie umarł. Żyje i czeka gdzieś na mnie, bo praw­dzi­wa mi­łość nigdy nie umie­ra.
– Pro­mycz­ku, nie do­le­waj łez do wody, bo się po­to­pi­my. Staw jest do­sta­tecz­nie głę­bo­ki – zrzę­dził. – Uspo­kój się, bo wy­pło­szysz mi resz­tę ptac­twa!
– Kiedy ja, pro­szę cioci, nie ko­cham pana Or­le­wi­cza – oznaj­mi­ła po­tul­nie Nina, wy­ła­mu­jąc sobie palce i przy­gry­za­jąc usta. – Mi­łość to mrzon­ka z mar­nych po­wie­ści­deł, któ­ry­mi na­bi­jasz sobie głowę. Praw­dzi­we przy­wią­za­nie przy­cho­dzi po ślu­bie.
(...) Może już za­rę­czy­łeś się z jakąś mieszcz­ką? – To­uche! Oświad­czy­łem się war­szaw­skiej sy­ren­ce, ale dała mi kosza. Kotku, po dia­bła mi żona? Wy­star­czy, że moje mat­czy­sko za­mar­twia się o mnie.
Pa­trzy­ła na tań­czą­ce pary prze­świad­czo­na, że do końca balu ska­za­na jest na sie­dze­nie, ni­czym sta­rusz­ka sto­ją­ca nad gro­bem.
To nie­spra­wie­dli­we, mój Boże – my­śla­ła zbun­to­wa­na. – Dla­cze­go jeden czło­wiek otrzy­mu­je od losu tak wiele, na­to­miast inny nie do­sta­je nic.
– Do­sko­na­le! – ucie­szy­ła się ciot­ka. – No, prze­cież raz ru­szy­łaś dow­ci­pem jak zde­chłe cielę ogo­nem.
Ciot­ka ma taką głowę do in­te­re­su, że po­tra­fi­ła­by dia­błu sprze­dać wodę świę­co­ną.
Atmosfera w domu też ich przytłaczała. Widzieli, że drogi rodziców powoli się rozchodzą i nie chcieli na to patrzeć. Już jakiś czas temu doszli do wniosku, że matka z ojcem zupełnie do siebie nie pasują i że nie powinni być razem. Inaczej patrzyli tez na babkę. Po prostu dorośli, a kiedy to się stało, otworzyły im się oczy. Zobaczyli, że Gizela powoli, aczkolwiek skutecznie niszczyła małżeństwo ich rodziców.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl