Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lorie gdy", znaleziono 134

Wszyst­ko, co do­sta­wa­łam od Poli, cho­mi­ko­wa­łam w rę­ka­wicz­ce, którą mi kie­dyś spre­zen­to­wa­ła. Do­mi­no­wa­ło my­śle­nie mojej mamy, że „czar­na go­dzi­na” może przyjść w każ­dej chwi­li, a prze­zor­ny czło­wiek musi być na nią go­to­wy.
Przy­pa­dek to jed­nak wiel­ki, silny stwór, jak mu po­trze­ba, cza­sem znów lekki jak mo­ty­lek, kiedy mu się o de­li­kat­ność roz­cho­dzi. Prze­bie­ra się, prze­miesz­cza, wszyst­ki­mi rzą­dzi, wodzi nas za nosy, od prawa do lewa.
– Teraz są inne czasy, pani Tosiu! – mówił jasno i rze­czo­wo. – Ja oso­bi­ście nie mam żad­nych uprze­dzeń ra­so­wych, wprost w gło­wie mi się nie mie­ści, jak ilość pig­men­tu w skó­rze może świad­czyć na nie­ko­rzyść czło­wie­ka.
Nie da się ani dzie­ci, ani wnu­ków ko­chać tak samo. Nie mówię, że jedno dziec­ko kocha się mniej, ale z pew­no­ścią kocha się je ina­czej wbrew temu, co twier­dzą wszyst­kie matki świa­ta. To samo do­ty­czy­ło wnu­cząt.
Bo ja bym przy­kla­snę­ła wszyst­kim mie­sza­nym mał­żeń­stwom, szcze­rze, bez mru­gnię­cia okiem, ale nie temu mojej wnucz­ki…
Za­mar­twia­nie się było jed­nym z naj­bar­dziej cza­so­chłon­nych oraz wy­cień­cza­ją­cych zajęć eme­ry­ta.
Wy­da­wa­nie dziec­ka na świat jest czymś pięk­nym w książ­kach czy roz­mo­wach, w rze­czy­wi­sto­ści to wiel­ka męka, ból, pot, łzy zmę­cze­nia, złość na matkę na­tu­rę, że nie pod­su­nę­ła in­ne­go roz­wią­za­nia. Wal­de­mar śmiał się gło­śno, kiedy py­ta­łam, dla­cze­go ko­bie­ta nie mo­gła­by wy­sia­dy­wać jaja jak kura za­miast nosić dziec­ka w brzu­chu.
Kiedy od­cho­dzą ro­dzi­ce, te­ścio­wie, po­ko­le­nie wyżej, nasz wła­sny pro­ces sta­rze­nia nagle przy­spie­sza. Za­czy­na bra­ko­wać tej po­dusz­ki bez­pie­czeń­stwa, war­stwy ochron­nej, z wolna rodzi się świa­do­mość zbli­ża­ją­cej się wła­snej śmier­ci, tego, że wszyst­ko, dobre czy złe, może czło­wie­ka w życiu minąć, tylko nie śmierć.
Jej te­ścio­wa, ze świe­żą on­du­la­cją na si­wych wło­sach, ro­bi­ła wra­że­nie osoby dawno zmar­łej, lecz dzi­siaj zmar­twych­wsta­łej. W opi­nii Poli miała sto lat, ob­no­si­ła dum­nie twarz po­kry­tą pa­ję­czy­ną. Gdyby miała wnuki, stra­szy­ła­by je przed snem samym tylko wy­glą­dem.
Coś było nie­po­ko­ją­ce­go w tym po­śpie­chu, z jakim dzia­ła­ła, zda­wa­ło mi się, że ten cały oże­nek to ra­czej uciecz­ka od cze­goś niż po­dróż do­kądś.
Świa­tło świec sprzy­ja­ło ko­bie­tom, bez­li­to­sna ja­sność po­ran­ka ujaw­nia­ła ich praw­dzi­wy wiek, za­smu­ca­jąc mi­lio­ny pań na całym świe­cie.
Coś się koń­czy, coś się za­czy­na, stru­mie­nie czasu płyną – po­wie­dzia­ła z no­stal­gią w gło­sie. – Śmierć z ży­ciem za­wsze mija się w drzwiach.
Pola w wieku czter­dzie­stu ośmiu lat czas za­li­cza­ła do naj­cen­niej­szych to­wa­rów, miała pełną świa­do­mość jego prze­mi­ja­nia.
Jak lu­dzie nie umie­ją ko­chać po równo swo­ich dzie­ci, to niech­by po­prze­sta­li na jed­nym!
Po­mył­kę można po­peł­nić, ale nie można w niej tkwić, po­ucza­ła mnie w li­ście.
Dałam sobie spo­kój, nie ma nic gor­sze­go od sy­tu­acji, kiedy dobre in­ten­cje od­czy­ta­ne są jako wtrą­ca­nie się lub, co gor­sza, pod­ju­dza­nie. Nie mia­łam nic złego na myśli, chcia­łam tylko, żeby oboj­gu moim dzie­ciom le­piej się żyło.
– Trum­na nie ma kie­sze­ni – ko­men­to­wa­ła ko­lej­ne trans­ak­cje brata. – Po co jed­ne­mu czło­wie­ko­wi tyle pie­nię­dzy? Cią­gle mu mało i mało, po­dob­no SPA ma otwie­rać w Ci­snej.
Jakie to dziw­ne, że wyraz twa­rzy, śmie­ją­ce się oczy, drga­ją­ce mię­śnie mogą ująć lat. Kiedy twarz za­sty­ga w ja­kimś za­my­śle­niu lub za­trwo­że­niu, lat na­tych­miast przy­by­wa.
Za­zdrość lu­dziom wy­cho­dzi­ła naj­le­piej, ani się jej nie mu­sie­li uczyć, ani mieć spe­cjal­ne­go ta­len­tu, żeby ją przy­swo­ić.
Na roz­sta­ju dróg końca ścież­ki nie widać, trze­ba przez nią przejść, żeby się prze­ko­nać albo przy­naj­mniej ujść po­ło­wę.
Dzi­siaj wszy­scy książ­ki piszą, do­brze po­wie­dzia­ła Do­rot­ka Wel­l­man, pie­przą o ni­czym!
Jak mało wiemy o sobie. Wy­da­je nam się, że wiemy in­stynk­tow­nie, jak za­re­agu­je­my w pew­nych oko­licz­no­ściach, tym­cza­sem gdy one na­stą­pią, ro­bi­my coś zu­peł­nie in­ne­go.
(...) „A po cóż to tak się ob­rzu­cać nie­po­trzeb­ny­mi zwie­rze­nia­mi? Ta­jem­ni­ca za­wsze jest cie­kaw­sza!”.
– Męż­czyź­ni są z re­gu­ły tchórz­li­wi – po­wie­dzia­łam z prze­ko­na­niem. – Jak nie muszą, to nie mówią.
Ego­ist­ka była ze mnie po­twor­na, le­d­wie pa­no­wa­łam nad swo­imi szpet­ny­mi ce­cha­mi cha­rak­te­ru.
Wy­sy­ła­li bab­cię do nieba prze­sył­ką po­le­co­ną, wie­rząc świę­cie, że skoro oni są tak gor­li­wie prak­ty­ku­ją­cy, Pan Bóg przyj­mie ją do sie­bie w szyb­szym try­bie, po gło­wie po­głasz­cze u nieba bram. Do­brze jest mieć taką nie­za­chwia­ną wiarę w go­dzi­nie próby.
Nie można ocze­ki­wać od sta­re­go me­cha­ni­zmu funk­cjo­no­wa­nia bez za­rzu­tu, żeby nie wiem jak go do­brze na­oli­wić, try­bi­ki będą się ob­ra­cać wol­niej, pompy tło­czyć płyny coraz le­ni­wiej, rdza we­drze się do­słow­nie wszę­dzie, nawet w miej­sca za­la­ne ole­jem.
Bab­cia mó­wi­ła: „Drze­wo prze­trwa, mięso w kon­ser­wie prze­trwa, obraz w ra­mach, a czło­wiek nie. Czło­wiek nie jest ob­li­czo­ny na prze­trwa­nie”. Jej odej­ście uświa­do­mi­ło mi, po­śród wielu in­nych rze­czy, jak mało mamy czasu na za­ła­twie­nie róż­nych spraw.
– Każdy czło­wiek ma swoją hi­sto­rię, którą można by opi­sać. By­ły­by to bar­dzo dobre książ­ki. Ży­je­my cie­ka­wiej, niż nam się wy­da­je.
Nie ma chyba bar­dziej przy­kre­go wi­do­ku niż na­rzu­ca­ją­ca się męż­czyź­nie ko­bie­ta.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl