Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "mnie pytano na widziec", znaleziono 10

Kiedy poparzyłam sobie rękę, wszyscy pytali mnie, czy boli. Ale zanim to zrobiłam, też bolało, tylko inaczej, w innym miejscu. Wtedy nikt niczego nie widział. Nie dziwi mnie to... Tylko trochę smuci.
Myślałem, że Bóg jest i to taki, jak opowiadały ci o nim babcie – dobry, kochający wszystkich, sprawiedliwy, wybaczający, umiejący zrozumieć człowieka i jego słabości. Ale mam też oczy i widzę, a także rozum, wolny umysł, myślę i pytam. Widzę, ile jest zła na świecie, ile tu cierpienia, fałszu, obłudy. Widzę, jak chorują dzieci takie jak ty. Niektóre nie dość, że cierpią, to na końcu i tak odchodzą.
Corinne, popatrz no tam! To jest Masaj!" - mówi Marco. "Gdzie?" - pytam i patrzę we wskazaną stronę. Stoję, jak rażona piorunem. Na balustradzie promu siedzi niedbale wysoki, brązowy, niezwykle piękny egzotyczny mężczyzna... (.....) Mój Boże, myślę, jakiż on piękny, kogoś takiego jeszcze w życiu nie widziałam
- Widzisz Króliku...jestem bardzo ciekaw...czy ty nie wiesz czasem, jak wygląda Biegun Północny?
- Jak to? -powiedział Królik strosząc wąsiki.- Teraz dopiero pytasz o to?
- Kiedyś wiedziałem- tłumaczył się Krzyś- tylko trochę zapomniałem...
- To zabawne- rzekł Królik- ale ja też trochę o tym zapomniałem, chociaż kiedyś o tym wiedziałem. Najważniejsza rzecz to wiedzieć, gdzie to sterczy.
Nie czułam się gorsza. Nie czułam, by mi czegoś brakowało, chociaż widziałam, że nasz dom różni się od domów moich kolegów katolików, bo na przykład oni mieli babcie i dziadków, a my nie. "Dlaczego?", pytałam rodziców. "Bo zginęli w czasie wojny" (we wczesnym dzieciństwie nie wiedziałam, że śmierć dziadków ma związek z naszym żydowstwem).
- A tak, dostałam pana mejl. Ale ja nie wiem, co mam panu powiedzieć?
- Na przykład, czy wywiad będzie możliwy?
- Ale ja tego nie wiem?
- A będzie pani wiedziała?
- Nie wiem, czy będę.
- A od czego to zależy?
- Nie wiem, może od decyzji prezesa?
- To może go zapytać?
- Nie wiem, już pytałam.
- I co odpowiedział?
- Nie mogę Panu powiedzieć.
- Pani na pewno jest rzeczniczką prasową?
- Tak! No wiem pan?!
- Niewiele pani wie, więc wolę się upewnić.
- Może niech mi się pan przypomni mejlem może, jakoś później.
- Kiedy później?
- Nie wiem, do widzenia.
- Widziałeś już hakownicę, Kruczy Cieniu? - pytam złośliwie.
- Jak zwał, tak zwał. Pomyśl, co by było, gdyby ci się udało? Po jakimś czasie każdy chodziłby z taką rurą. Na nic męstwo, zręczność i mądrość. Władzę zabrałby ten, kto ma więcej rur, więcej tego czarnego pudru i więcej kulek. Albo ten, kto robi je szybciej. Kiedy byle idiota może wziąć broń zdolną powalić każdego, wkrótce światem zaczynają rządzić głupcy. Takie pomysły to najlepszy sposób na sprowadzenie martwego śniegu. Pomyśl o tym, Śpiący Na Drzewie.
- Masz wyglądać zagadkowo - pouczył go.
Horace najpierw skinął głową, ale zaraz zmarszczył brwi.
- Jak to się robi? - spytał. Brwi Halta uniosły się, więc Horace czym prędzej dodał: - No, tak. Bo jeżeli nie okażę się zagadkowy, jak trzeba, będziesz miał mi za złe. Więc na wszelki wypadek pytam.
- Dobrze, posłuchaj: masz wyglądać tak, jakbyś miał mnóstwo do powiedzenia, ale nie zamierzał rzec ani słowa - wyjaśnił Halt, lecz widząc powątpiewanie w oczach Horace'a natychmiast zmodyfikował instrukcję. - No dobrze, masz wyglądać tak, jakby ktoś podsunął ci pod nos zepsutą, śmierdzącą rybę.
Przejedź się kolejką górską. Popływaj nago w oceanie. Pojedź na lotnisko i dla zabawy wsiądź do pierwszego lepszego samolotu. A może zatrzymaj palcem wirujący globus i zaplanuj wycieczkę w to miejsce; jeżeli trafisz w środek oceanu, zawsze możesz tam dopłynąć statkiem. Zjedz jakąś potrawę z kuchni regionalnej, której nie znasz. Zatrzymaj nieznajomą kobietę na ulicy i poproś, aby opowiedziała ci o swoich największych lękach, skrywanych w tajemnicy nadziejach i aspiracjach, a kiedy to zrobi, wyjaśnij, że pytałeś o to wszystko, ponieważ interesuje cię jako istota ludzka. Usiądź na chodniku i narysuj coś kolorowego kredą. Zamknij oczy i spróbuj doświadczyć świata za pomocą nosa - niech węch stanie się twoim wzrokiem. Porządnie się wyśpij. Zadzwoń do starego przyjaciela, z którym nie widziałeś się kopę lat. Podwiń nogawki spodni i wejdź do morza. Obejrzyj jakiś zagraniczny film. Nakarm wiewiórki. Zrób coś! Cokolwiek!
Umarło w rzeczywistości, odżyło w słowach Rewizjonizm historyczny przybrał w Polsce formę dla mnie odrażającą, ponieważ niezwykle głupią. Zasadniczo jednak bronię rewizjonizmu. Niektórzy historycy kontestują dominujące poglądy na temat wojny światowej, nie mając racji, ale wysuwają zaskakujące (co zawsze cieszy) i odkrywcze argumenty. Ernest Nolte jest znakomitym przykładem. Rewizjonizm, jaki rozkrzewił się w Polsce, jest niesłychanie radykalny, ale do historii wojny niczego nowego nie wnosi, podobnie jak do poznania okresu powojennego. Gorzej – tłumi, płoszy, zaciemnia to, co było prawdziwe i dobrze uzasadnione. Polega on zasadniczo na przeniesieniu się w wyobraźni do lat wojennych i powojennych, by w sposób całkowicie bezkrytyczny przejąć znaczną część ówcześnie panujących poglądów i emocji. Jaki sens ma dzisiaj potępianie układów jałtańskich? Nie postanowiono tam przecież, że Polska ma wprowadzić ustrój komunistyczny. A gdyby nawet postanowiono – jakie to ma znaczenie obecnie? Pod pewnym bardzo ważnym względem Polska powojenna była i jest bękartem jałtańskim, jak mówią wrogowie PRL, których coraz więcej. Aktualność postanowień jałtańskich polega na tym, że naszą granicą wschodnią nadal pozostaje linia Curzona, a na zachodzie do Polski nadal należą terytoria odebrane Niemcom. Czy nie możecie z tym żyć, czy bardzo wam to przeszkadza? Pytam was, prawicowych i lewicowych krytyków Jałty. Czy nie dacie się namówić na takie widzenie rzeczy, że dzięki Jałcie Polska została przesunięta na Zachód, że swoją połową znalazła się w Europie centralnej, czego własnymi siłami nigdy by nie osiągnęła? Żaden kraj należący do zwycięskiej koalicji nie zyskał tyle namacalnych korzyści w wyniku pokonania Niemiec co Polska. Anglia poniosła wyłącznie straty. Gdzie są i na czym polegają zdobycze Rosji? Rozwiały się jak dym. Ostał im się jeno obwód kaliningradzki. Bądźmyż myślowo współcześni swojemu realnemu bytowi, nie uprawiajmy „polityki historycznej” szkodzącej tylko nam i nikomu więcej. Trudno przeboleć ofiary paktu Ribbentrop-Mołotow: wywózki na Sybir, wymordowanie oficerów i to wszystko, o czym dobrze pamiętamy. Te ofiary można porównać tylko z późniejszymi masakrami głównie polskich chłopów na Wołyniu i w Galicji Wschodniej; o tym jednak „polityka historyczna” każe milczeć, bo Ukraina nasz sojusznik strategiczny, a poza tym chłopi to nie to, co oficerowie. Jakie następstwa paktu istnieją do dziś, dla kogo są korzystne, dla kogo niekorzystne? Czy Rosja zachowała z tego jakieś korzyści, że tak bardzo ją za ten pakt zwalczamy? Czy nie łatwiej by jej się z Litwą i Ukrainą sąsiadowało, gdyby Wilno i Lwów należały do Polski? Ja nic nie twierdzę, ja tylko pytam. Plemię Herero Państwo, które wygrało wojnę i może narzucić pokonanemu swoją wolę, żąda odszkodowań za poniesione szkody. Większość polskiego Sejmu żąda odszkodowań wojennych od Niemiec. Kiedyż to Polska prowadziła wojnę z Niemcami? Sześćdziesiąt lat temu. Znany jest komu przypadek z historii świata, żeby zwycięzca żądał reparacji sześćdziesiąt lat po wojnie? Następne pytanie: czy Polska znajduje się w stosunku do Niemiec w takim położeniu, że może zmusić je do wypłacenia 600 miliardów dolarów, bo na tyle mniej więcej partyjna większość sejmowa ma ochotę? I wreszcie najkłopotliwsze dla tych partii pytanie: czy Polska znalazła się po wojnie w obozie zwycięzców, czy pokonanych? Gdy rosyjski prezydent oświadczył niedawno, że „razem zwyciężyliśmy”, po polskich partiach i mediach przeszedł dreszcz oburzenia. Dzieci w szkołach wszystkich stopni są uczone, że Polska wyszła z wojny pokonana i taki pogląd obowiązuje każdego, kto chce brać udział w życiu politycznym. I ten we własnym przekonaniu pokonany naród stara się zahipnotyzować silniejszych od siebie, żeby im wmówić powinność wypłacenia mu bajońskich odszkodowań sześćdziesiąt lat po wojnie. Nie należy – objaśniają swoje postępowanie bardziej umiarkowani politycy – brać naszej uchwały dosłownie. To jest tylko gra. Chodzi nam o to, aby tylko nastraszyć rząd niemiecki w tym celu, żeby wziął na siebie zaspokojenie prywatnych roszczeń niemieckich przesiedleńców. Relacje między Niemcami a Polską nie są jednak tego rodzaju, żeby oni mieli się nas bać. Każdy naród interpretuje historię odpowiednio do swoich interesów, a mądry naród swój interes widzi w tym, co poprawia jego położenie w międzynarodowych stosunkach sił. Polski rewizjonizm historyczny, wyrzucający nas propagandowo z koalicji zwycięzców 1945 roku jest sprzeczny z naszymi interesami. Jest zlepkiem poglądów niewiarygodnie głupich. Nie mają racji ci, którzy polegają na pisanym prawie międzynarodowym. Realne stosunki sił też nie o wszystkim rozstrzygają. Istnieje jeszcze system znaczeń, który interpretuje prawo i wpływa w pewnym stopniu na działanie sił. Polacy do systemu znaczeń wnoszą obraz samych siebie jako narodu wiecznie pokrzywdzonego, który żąda od Wschodu i Zachodu przede wszystkim przeprosin, od Niemców zaś odszkodowań, bo wiadomo, że Niemcy są od tego, aby wszystkim, którzy się zgłoszą, płacić odszkodowania. Trzeba przypomnieć coś elementarnego. Toczyła się wielka wojna Ameryki, Anglii i Związku Radzieckiego z hitlerowskimi Niemcami. Tą wojną interesował się cały świat, bo ona miała znaczenie dla całego świata. Należeliśmy do koalicji zwycięskiej i zostaliśmy wynagrodzeni terytorialnie tak sowicie, jak to się rzadko zdarza małym uczestnikom koalicji wielkich. Negowanie tego faktu jest po prostu kłamstwem, które nas osłabia w stosunkach międzynarodowych, jeżeli jeszcze nie w tej chwili,to osłabi w niedalekiej przyszłości. Uniwersytet Hip-Hopu W Biłgoraju, mieście sławnym kiedyś z wyrobu sit i przetaków, a później ze swego powiatowego sekretarza partii, Dechnika, który zastał je drewnianym, a zostawił przemysłowym, można dziś studiować na sześciu kierunkach uniwersyteckich. Tylko europeistyka będzie miała manko w kasie, ponieważ nie dopisali kandydaci zdolni zdać egzamin wstępny. Studia europeistyczne (nieważne: w Krakowie czy w Biłgoraju) tym się charakteryzują, że po ich ukończeniu wie się tyle co z gazet, nie bardzo więc pojmuję, jak można nie zdać egzaminu wstępnego. Kandydaci na europeistykę, jeżeli nie przeszli już jakichś solidnych czy choćby zwyczajnych studiów, wydają mi się dziećmi opuszczonymi, z rodzin kompletnie rozbitych, tak że nikt nie udzielił im najpotrzebniejszych wiadomości o tym, czym są wyższe studia. A raczej czym powinny być. Fiasko biłgorajskiej europeistyki ma przyczynę nie w tym, że w Biłgoraju nie można nauczyć tego nic, które za duże pieniądze sprzedają „europejskie” uczelnie w miastach stołecznych. Chodzi o to, że w mieście powiatowym mało wiarygodnie brzmiałaby obietnica, że dyplom tej akurat uczelni otwiera drogę do wysokopłatnych posad w Unii Europejskiej. W okresie zwalczania korupcji, a zwłaszcza płatnej protekcji może dziwić otwartość, z jaką jedna z ogłaszających się w prasie „europejskich” uczelni obiecuje unijną karierę w zamian za wykupienie indeksu (i zdobycie dyplomu) tej uczelni. Propozycja jest postawiona tak jednoznacznie, że zawiedzeni będą mogli wytoczyć uczelni sprawę cywilną, a i prokurator może mieć coś do powiedzenia, jeżeli przeczulenie na płatną protekcję utrzyma się przez kilka semestrów.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl