Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "ze tak gibela", znaleziono 61

On, który przecież nigdy nikogo nie zabił.
A przynajmniej nie z broni palnej.
To zbyt łatwe, zbyt banalne. Zbyt wulgarne.
On zawsze stosuje ostrza tnące, tępe narzędzia, sznury bądź gołe ręce.
Uważa, że broni palnej używają wyłącznie ci, którym brakuje wyobraźni bądź czasu. Ci, którzy nie otaczają kultem aktu zadawania śmierci.
Czy istnieje coś gorszego niż niemożność zrobienia czegoś dla własnego dziecka?
Wszystkie te wzory, twierdzenia...Męka, wyrafinowane tortury wymyślone przez jakiegoś kata z zamierzchłej przeszłości. Szczególnie perfidnego kata.
Zawsze od cyfr wolała słowa. Są o wiele bardziej poetyckie. O wiele piękniejsze.
O wiele szlachetniejsze, bogatsze i elegantsze. O wiele bardziej wzruszające.
Nie wyznaje się miłości za pomocą cyfr.
Nie wzywa się na ratunek za pomocą liczb.
Tylko za pomocą słów. Albo gestów. Oczu i mowy.
Marzy się za pośrednictwem słów. Cyfry służą do liczenia.
Czasu, godzin, minut. Które biegną zbyt szybko lub zbyt wolno.Liczy się (...) lata, które dzielą nas od śmierci. Pieniądze, których nie można wydać. Lub bliskich, których nie ma już wśród nas.
Wzywa pomocy. W ciszy.
Knebel jest niebywale skuteczny.
Wzywa pomocy.
Błaga ojca, matkę. Zanosi modły do wymyślonych bogów, którzy wypełniają jej podświadomość.(...)
A jednak wie już, dokąd wiezie ją furgonetka.
Do piekła, to nie ulega kwestii.
Ale nie wie, jak umrze.
I chyba to przeraża ją najbardziej.
Wiesz, lubię je stopniowo niszczyć. Kroić na kawałki! Patrzeć jak się miotają, walczą z niewidzialnym wrogiem. Tracą wszystkie punkty odniesienia, tracą wszystko, co zbudowały. Obnażyć je, odzierać z ciała...To czysta rozkosz...
Gdy umiera drapieżnik, zwierzyna łowna nie posiada się z radości...!
Dyrektor natychmiast schodzi na dół, ściska rękę Gomeza. (...)
- Pastor, dyrektor personalny- oznajmia pompatycznie.
- Inspektor Gomez, policja kryminalna. Dyrektor niczego.
Słyszę bicie swojego serca. Czuję je. Dziwne, jak można niekiedy czuć własne serce. A przecież przez większość czasu nie zwraca się na nie uwagi.
Kiedy Cloe zmierza w stronę gabinetu, personel, określany chętniej mianem współpracowników, kłania się jej z szacunkiem. Usłużnie, potulnie chyli czoła przed przyszłą cesarzową. Wymuszone uśmiechy, poddańczy wzrok. Cloe to uwielbia.
Z każdym dniem odczuwa coraz większą rozkosz. Niesamowite, jak szybko rodzi się zamiłowanie do władzy.
- W gruncie rzeczy mój plan polega na tym, żeby odkupić moją winę, zapraszając panią na kolację.
Jest zaskoczona. Instynktownie spogląda na lewą rękę Alexandre'a. A konkretnie na palec serdeczny. (...)
- Tak jestem żonaty- potwierdza Gomez.- Mówiłem, że chcę pójść do restauracji, a nie do hotelu.
- Ma pan nakaz? (...)
- Nakaz, żeby pójść do pana gabinetu? A może pieczęć królewską?
- No bo...
-No bo co? Chcę zadać panu kilka pytań. Ale jeśli pan woli, mogę zawieźć pana w tym celu na komisariat śliczną białą furgonetką z niebieskim kogutem. My nazywamy ją suką. Użyje pan jak pies w studni! Wybór należy do pana.
Śmierć nie jest łatwą dziewczyną. Odmawia tym, którzy jej pragną, oddaje się tym, którzy ją odtrącają.
Nie będzie z nią łatwo. Niejedno widziała. Wszystko zniesie. (...)
Mówi jak do ściany. Ale każda ściana, nawet najgrubsza, ma zawsze jakąś szczelinę. Wystarczy ją znaleźć i potem w nią walić. Wtedy cała budowla rozsypie się w pył.
Nadzieja pozwala żyć. Co oznacza, że rozpacz zabija.
Nienawiść. Jego kręgosłup, jego siła, czynnik sprawczy jego mocy. Skuteczniejsza niż jakakolwiek spluwa.
Trzeba postarać się, by nie rozpuściły jej inne uczucia. Musi czysta płynąć w jego żyłach, nasycić jego mózg. Pokonać zwątpienie, rozpacz, strach. Zimna, musi napinać jego mięśnie.(...) Bezlitosna, musi uderzać bez wahania.
Pieniądze. Kawałki zmiętego papieru, którym przypisuje się taką wartość.
Pieniądze. Najbardziej kuszące z oszustw.
Najgorszy seryjny morderca.
Nieraz nocą, gdy księżyc jest w pełni bądź prawie w pełni, a ziemia pluje mgłą w paszczę nieba, patrzę przez okno i widzę je. (...) Opalizujące sylwetki wydobyte z przeszłości, które unoszą się przed świtem, może szukając drogi. (...)
Wrzeszczą, ale nic nie słyszę.
Grożą, ale niczego się nie boję.
Oskarżają, ale mnie to nie dotyka.
Płaczą, ale mnie to nie wzrusza.
Zwykłe bezbronne anioły, które wychodzą z ziemi, zamiast zstąpić z nieba, by nawiedzić moje piekło w poszukiwaniu raju.
Zbyt tajemniczy, by go do końca poznać.
Zbyt odstręczający, by go naprawdę cenić.
Zbyt inteligentny, by go całkiem nienawidzić.
Zbyt odważny, by go skrycie nie podziwiać.
Zbyt drapieżny, by odważyć się otwarcie stawić mu czoła.
...życie jest powolną agonią i niczym innym. Forsownym marszem w stronę nieuchronnego końca.
_ Nic ci nie oddamy, kretynie!
- Wolę, by zwracać się do mnie po nazwisku: Aleksandre Gomez. Inspektor Aleksandre Gomez, Wydział Kryminalny Policji (...). Kretyn wyłącznie dla przyjaciół.
...ucieczka niczemu nie służy. To, co ma cię dogonić, i tak cię dopadnie.
Nadzieja. Nigdy tak naprawdę nie umiera. Głupia sojuszniczka instynktu samozachowawczego.
– Kiedy ja, pro­szę cioci, nie ko­cham pana Or­le­wi­cza – oznaj­mi­ła po­tul­nie Nina, wy­ła­mu­jąc sobie palce i przy­gry­za­jąc usta. – Mi­łość to mrzon­ka z mar­nych po­wie­ści­deł, któ­ry­mi na­bi­jasz sobie głowę. Praw­dzi­we przy­wią­za­nie przy­cho­dzi po ślu­bie.
(...) Może już za­rę­czy­łeś się z jakąś mieszcz­ką? – To­uche! Oświad­czy­łem się war­szaw­skiej sy­ren­ce, ale dała mi kosza. Kotku, po dia­bła mi żona? Wy­star­czy, że moje mat­czy­sko za­mar­twia się o mnie.
Pa­trzy­ła na tań­czą­ce pary prze­świad­czo­na, że do końca balu ska­za­na jest na sie­dze­nie, ni­czym sta­rusz­ka sto­ją­ca nad gro­bem.
To nie­spra­wie­dli­we, mój Boże – my­śla­ła zbun­to­wa­na. – Dla­cze­go jeden czło­wiek otrzy­mu­je od losu tak wiele, na­to­miast inny nie do­sta­je nic.
– Do­sko­na­le! – ucie­szy­ła się ciot­ka. – No, prze­cież raz ru­szy­łaś dow­ci­pem jak zde­chłe cielę ogo­nem.
Ciot­ka ma taką głowę do in­te­re­su, że po­tra­fi­ła­by dia­błu sprze­dać wodę świę­co­ną.
– Ni­czy­je życie nie jest pro­ste, ko­cha­nie, co­kol­wiek byśmy o tym my­śle­li. Za­wsze jest w nim cier­pie­nie, cho­ro­ba, stra­ta… Lecz krze­pi nas wiara. Dla mnie mąż mój nie umarł. Żyje i czeka gdzieś na mnie, bo praw­dzi­wa mi­łość nigdy nie umie­ra.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl