Wargi Marcina były chłodne, jędrne i Anna po sekundzie buntu przyjęła je na swoje usta.
Powietrze było chłodne, a woda jeszcze zimniejsza, ale on udawał, że tego nie zauważa, dopóki się nie namydlił.
Gdyby Nafai i Issib wyruszyli choćby dziesięć minut później, musieliby odbywać tę podróż w hałasie i smrodzie koni, osłów, mułów i kurelomi, przy akom...