No co będę ukrywać, jak każdy mam swoje marzenia i mrzonki. Marzenia dotyczą raczej podróży, a mrzonki tego, że coś się kiedyś zmieni. No dobra też tego, że kiedyś będę mieć bloga, którego ktoś chociaż raz w tygodniu przeczyta. Próbowałam, próbowałam i zawsze kończyło się tak samo, nikt tam nie docierał, a ja odpuszczałam, bo było mi przykro, że nie ma z kim podjąć dyskusji. Ale do rzeczy. Mamy dzień 30 grudnia więc, jak każdy poczyniłam swoje noworoczne postanowienia, większe mniejsze, ale zawsze noworoczne. Siedziałam, dumałam, kreśliłam i wymyśliłam. Weszłam na naszą kochaną kanapkę i stwierdziłam, że TUTAJ BĘDZIE MÓJ KAWAŁEK PODŁOGI albo bloga. Jeśli kogoś moje gryzmołki zainteresują będzie mi niezmiernie miło. Jeśli nie, to też będzie mi miło, no może trochę mniej, ale przecież żyjemy w wolnym kraju ;) Nie obiecuję, że zawsze będzie książkowo, czasem chciałabym podzielić się ze światem, tym co mi w duszy gra.
Kanapowiczu, jeśli dotarłeś już do tego momentu, to serdecznie Ci dziękuję, masz cierpliwość. ;) Będzie mi miło jeśli zostaniesz jeszcze na parę słówek.
Kończy się rok, wielu z nas kłębią się w głowie miliony myśli. Pod czapką dokonują się setki analiz tego co wydarzyło się w tym i co może zdarzyć się w nadchodzącym roku. Każdy zadaje sobie pytanie "na ile ten rok był dobry" i prosi "2020 please be good". Ja mam przed sobą kalendarz (najdroższy na jaki przyszło mi się skusić w mym dotychczasowym życiu) inny niż co roku, bo dotyczy on sfery mindfulness. I nie, nie poleciałam na jego fancy wygląd i ogólny fame pojęcia uważności. Podobał mi się to fakt, ale skusiłam się na niego z wewnętrznych potrzeb. Od jakiegoś czasu, podczytuje sobie gdzieś na blogach artykuły dotyczące mindfulness, bo po prostu tego potrzebuje. Czuję, że w moim życiu jest taki chaos, że zgubiłam gdzieś zwykłą przyziemną drogę i pędzę na złamanie karku, tak naprawdę kompletnie nie wiedząc dokąd. A dzień po dniu przelewa mi się przez palce, jak piasek. Kiedyś kochałam wiosnę i lato, za zapach, jaki unosi się w tym czasie, w powietrzu, w tym roku zauważyłam ,że kompletnie nie pamiętam, jak pachniała ta wiosna, czy lato. A przecież jest to najpiękniejszy i najdłuższy czas w roku, dający tak wiele możliwości. I właśnie z końcem roku uświadomiłam sobie, jak wiele mi umknęło, jak dużo chwil pogubiłam w swoim wewnętrznym chaosie, i jak wiele momentów było mi zwyczajnie obojętnych. Dziś, z tym kalendarzem w dłoniach powiedziałam sobie STOP.
Jeszcze wczoraj czytając książkę Brooke McAlary Powoli. Jak żyć we własnym rytmie, kompletnie nie mogłam zrozumieć, jak człowiek może mieć swoje "dlaczego", a zwykła próba napisania własnej mowy pogrzebowej może tak szybko zmienić nasze życie. Dziś, kiedy się z tym przespałam i halna migrena przestała mi dokuczać, ZROZUMIAŁAM. Zrozumiałam, że gdybym teraz miała umrzeć i przed śmiercią podziękować za to co otrzymałam od życia, to byłyby to bardzo smutne podziękowania. Wspominałabym wyłącznie "materialne" i niekoniecznie materialne ale stosunkowo namacalne rzeczy. Wspomniałabym też kilka osób, ale w sposób bardzo powierzchowny. Powiedziałabym zapewne, że dziękuję za prace bo mam kasę i mogę spełniać swoje zachcianki. Podziękowałabym, że mam tytuł magistra. Podziękowałabym, że byłam dwa razy w życiu na swoich pierwszych samodzielnych wakacjach. Powiedziałabym, że kupiłam mieszkanie. Podziękowałabym za mamę, tatę, babcię, dziadziusia, resztę rodziny, za narzeczonego i znajomych.
I tutaj pojawia się moje "dlaczego". Dlaczego chcę żyć powoli? Dlaczego mindfulness i ten fancy kalendarz? Dlatego, że kiedy będę umierać, a będzie mi dane podziękować za to co otrzymałam, chciałabym, by podziękowania były następujące. Dziękuję, przede wszystkim za dwójkę ludzi, która wiele lat temu postanowiła starać się przez 9 ciężkich lat, bym mogła być na tym świecie. Dziękuję za dzień, w którym bez komplikacji przyszłam na świat, zdrowa, sprawna, a moja mama po 9 miesiącach mogła ujrzeć swój "cud". Dziękuję za to, że każdego dnia moi rodzice robili wszystko bym była szczęśliwa, bezpieczna i miała co jeść. Dziękuję za lata nauki i poświęceń ze strony mojej mamy i dziadków, które doprowadziły mnie do dnia, w którym mokra od stresu broniłam tytułu magistra. Dziękuję za związki i facetów, którzy stanęli na mojej drodze, szczególnie za rok 2015, jedyny, w którym wiedziałam, jak pachnie wiosna i znałam zapach lata. Tamto lato choć miało bardzo gorzki smak nauczyło mnie najwięcej i najwięcej zabrało. Dziękuję za osobę, która pojawiła się w moim życiu w czerwcu 2017 roku , tą najważniejszą, dzięki której zaczęłam wierzyć w siebie. Osobę, która widzi we mnie znaczniej więcej niż ja potrafię sama w sobie dostrzec. Osobę, na którą mogę się wściekać, wrzeszczeć, a on i tak podejdzie pocałuje mnie w czoło i powie "no i co się tak drzesz cukiereczku". Dziękuję za każdą przygodę z osobna, której doświadczyłam podczas naszych wspólnych podróży. Dziękuję, że podczas tych podróży mogłam czuć się bezpiecznie. Dziękuję za dobrą i pewną pracę, która daje mi możliwości spełniania swoich marzeń. Miało być niematerialnie, ale dziękuję za tą pracę bo, dzięki niej mogę również nieść drobną pomoc innym. Dziękuję za to, że mając pracę mogłam kupić mieszkanie, które jest dla mnie nowym początkiem. Dziękuję za to, że moi bliscy są na tyle zdrowi by mogli aktywnie uczestniczyć w moim życiu. Że widzą kolor moich oczu, że słyszą dźwięk mojego głosu. Dziękuję za ich zdrowie i dziękuję za swoje zdrowie, że mogę być przy nich, dawać im siebie. Że mogę widzieć ich uśmiech, mogę ich dotknąć, że mogę im pomóc i dać radość. Dziękuję za każdy zapach i każdy smak, który mam możliwość poczuć. Dziękuję, że widzę świat, takim jaki jest, raz gorszy raz lepszy. Dziękuję, za życie w czasach, w których wojna nie zabrała mi bliskich.
Dlatego warto się zatrzymać. Dlatego warto żyć powoli i dostrzegać i czuć to co niedostrzegalne. Im dłużej bym pisała, tym więcej powodów do wdzięczności by się znalazło. Dla mnie te pod wpływem chwili stały się istotne i ważne, niektóre nawet najważniejsze.
Dlatego koniec tego roku, jest dla mnie początkiem nowego. Nie wiem, jakimi słowami zakończyć ten post. Nie padnie na pewno "2020 please be good". Bo zwyczajnie nie chcę by przyszły rok po prostu BYŁ dobry, bo wiem, że nie będzie. Nie będzie jeśli jak każdy poprzedni przeleci mi przez palce. Nie będzie jeśli ja sama nie uczynię go dobrym. Niech każdy kto potrzebuje sięgnie po wskazaną przeze mnie pozycję (dostępna w abonamencie na Legimii). Niech każdy kto przeczyta ten post zakończy go, jak tylko chce, dowolnie, we własnym zakresie.