Dzień Liczby Pi, czyli matematykę da się lubić

Autor: Dominika Róg-Górecka ·2 minuty
2022-03-14 9 komentarzy 14 Polubień
Dzień Liczby Pi, czyli matematykę da się lubić

Lubiliście matematykę? Mam wrażenie, że ten przedmiot od zawsze cieszy się niewielką popularnością i dla wielu stanowił przeszkodę na drodze do upragnionej średniej. Mi też! Przyznaję się bez bicia! Nie zmienia to jednak faktu, że obecnie chętnie sięgam po książki z dziedziny matematyki, czy fizyki, tym bardziej, że po ich przeczytaniu nie czeka mnie kartkówka.

 

Nie bez przyczyny piszę o tym akurat dzisiaj. Dokładnie 14 marca obchodzimy Dzień Liczby Pi. Czemu akurat dziś? Amerykański zapis daty odpowiada bowiem pierwszym cyfrom liczby pi (tj. 3.14). Obchody rozpoczęto w 1988 roku, a celem całej inicjatywy jest promowanie matematyki. Dzień Litery Pi nie jest u nas szczególnie popularny, dwa dni wcześniej (12 marca) sami obchodziliśmy Dzień Matematyki. Wszystko to razem tworzy świetna okazję, żeby porozmawiać o książkach, które próbują odczarować ten znielubiony szkolny przedmiot.

 

 

Pi razy drzwi, czyli dziwne przypadki matematyki”, Mickaël Launay

 

Matematyka nas otacza, i chyba nikt nie ma co do tego najmniejszych złudzeń. Ale czy może być ciekawa? Autor tej książki pokazuje, że jak najbardziej! Ten efekt uzyskuje za pomocą łączenia matematycznych pojęć, z czymś zupełnie codziennym. Tłumaczy trudne pojęcia i okrasza je ciekawostkami. Lekcje z nim z pewnością nie byłyby nudne!

     

 

Pi razy oko”, Matt Parker

 

Zdarzyło się Wam pomylić w obliczeniach? Czasem taka omyłka skutkuje dwójką, a innym razem... kołyszącym mostem. „Pi razy oko” to książka, w której w ciekawy sposób zaprezentowano skutki, czasem bardzo drobnych, błędów w rachunkach. Wydawca określa ten tytuł jako „komedię matematycznych omyłek” i tym właśnie jest. Książka stanowi zbiór sytuacji, w których należało sprawdzić wyniki (dla pewności) kilka razy.

     

 

Po co nam matematyka”, Ian Stewart

 

W czym może nam pomóc matematyka, skoro wszystko liczą komputery, telefony, czy w ostateczności kalkulatory. Jak się okazuje, w wielu rzeczach, a już przede wszystkim w zrozumieniu naszej rzeczywistości. Matematyka rządzi naszym życiem, przesądza o wyborach prezydenckich, czy odpowiada za działanie komputera. Ten tytuł to propozycja idealna dla każdego, kto lubi wiedzieć więcej na pozornie oczywiste tematy.

     

 

Czy kości grają rolę Boga?”, Ian Stewart

 

Rachunek prawdopodobieństwa, teoria chaosu, czy niepewność kwantowa – pewnie kojarzysz te pojęcia, ale co one naprawdę oznaczają? Warto to wiedzieć! Ale nie obawiajcie się naukowego bełkotu! Autor w zrozumiały sposób prezentuje wpływ nauki na naszą codzienność. Chcesz wiedzieć, czemu prognoza pogody się myli, albo jak matematyka wpływa na giełdę? Sprawdź w tej książce!

     

 

Teoria parasola, czyli jak matematyka wywraca świat do góry nogami”, Mickaël Launay

 

Matematyka nie jest tylko wymyślnym sposobem dręczenia uczniów, to również narzędzie do opisywania rzeczywistości. Jeśli do tej pory nie rozumieliście sensu uczenia się teorii, to dzięki tej książce spojrzycie na „królową nauk” od zupełnie innej strony.

 

Matematykę da się lubić. Zwłaszcza wtedy, kiedy nie jest to kwestia przymusu, a efekt własnych poszukiwań. Żaden z proponowanych tytułów nie jest podręcznikiem, ani zbiorem zadań, a jednak przekazują sporą porcję wiedzy. Co więcej, robią to w ciekawy sposób. Chętnie poznam też Wasze propozycje!

× 14 Polub, jeżeli artykuł Ci się spodobał!

Komentarze

@Jagrys
@Jagrys · około 2 lata temu
Sorry, Winnetou. Matematyka od oseska nie trawi mnie na poziomie komórkowym. Odwzajemniam uczucie z głębi serca.
× 7
@OutLet
@OutLet · około 2 lata temu
Nie, nie i jeszcze raz nie. Na szczęście byłam rocznikiem, który nie musiał zdawać matury z matematyki, bo na pewno nie zdałabym.
× 4
@jatymyoni
@jatymyoni · około 2 lata temu
Ja miałam taki problem z językiem polskim, na szczęście byłam rocznikiem, który mógł poprawić ustnie niedostateczny z pisemnego.
× 1
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · około 2 lata temu
Niezbyt chwalebne to 'nie'.
Bo co, jeśli:

'Malarstwo da się lubić'. A ja mówię - nie, nie i jeszcze raz nie.
'Poezję da się lubić'. A ja mówię - na szczęście nie musiałem zdawać na maturze.
'Kryminały da się lubić'. A ja mówię - nie, nie i jeszcze raz nie.
'Psy da się lubić' - a ja mówię - na szczęście nie mam psa.
???

PS
Wszystkie przedmioty w szkole lubiłem, niektóre bardziej, inne mniej. Nigdy jednak nie deklarowałbym takiej radykalnej postawy publicznie.
Czytuję poezję (ostatnio w tłumaczeniu Barańczaka poetów angielskich XX-wieku).
Godzinami mogę oglądać niektóre obrazy. Do kryminałów mam stosunek niewysublimowany.
Psa miałem 10 lat i to był mój największy przyjaciel 'nieludzkiej proweniencji'.


ogólny apel:
Czy mogę prosić większościową społeczność o unikanie takich zwrotów, które pojawiają się publicznie, a które sa niezrozumiałe/zniechęcające/... dla tych z ludzi, którzy coś innego lubią, mają pasje niszowe i ostatecznie dzięki nim (vide: stanowi nauk podstawowych) leczymy raka, samoloty z reguły bezpiecznie latają itd.


× 2
@OutLet
@OutLet · około 2 lata temu
Przerost formy nad treścią. Wypowiedziałam się za siebie, nie za społeczność.
× 2
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · około 2 lata temu
Jesteś i ja też jestem członkiem czytającej społeczności, którą śledzimy i oceniamy. Wołałbym, byś w odpowiedzi napisała, że to był żart. Szkoda.
× 2
@OutLet
@OutLet · około 2 lata temu
A ja wolałabym, żebyś Ty (ani nikt) nie mówił mi, co mam pisać. Nikogo nie obraziłam tą wypowiedzią, ale też nie była ona żartem. Nie lubię matematyki, ktoś nie lubi polskiego, ktoś inny malarstwa i może to tak wyrazić. Nie widzę problemu, a jeśli Ty chcesz widzieć... To Twój problem.
× 2
@jatymyoni
@jatymyoni · około 2 lata temu
Ja nie napisałam, że nie lubiłam lekcji języka polskiego, tylko język polski mnie nie lubił, gdyż jestem dysortografikiem. Nie lubiła mnie też nauczycielka, która powtarzała, że maturę zobaczę przez dziurkę od klucza, a matematyka to nie wszystko. Zawsze byłam molem książkowym, chociaż najmniej interesowała mnie poezja i proza przerabiana w szkole. Chociaż wtedy nie lubiłam historii, gdyż później w domu okazywało się, że prawdziwa historia jest zupełnie inna.
@Chassefierre
@Chassefierre · około 2 lata temu
co, jeśli:

'Malarstwo da się lubić'. A ja mówię - nie, nie i jeszcze raz nie.
'Poezję da się lubić'. A ja mówię - na szczęście nie musiałem zdawać na maturze.
'Kryminały da się lubić'. A ja mówię - nie, nie i jeszcze raz nie.
Szczerze? Znakomita większość ludzi przechodzi nad tym do porządku dziennego, dlatego, że wyrażasz w ten sposób swoje prywatne zdanie i nic innym do tego. Nie lubisz malarstwa? Spoko. Nie lubisz matematyki? Też spoko. Nie wiesz po co komu socjologia? Jak zapytasz, to Ci odpowiem, ale tak naprawdę z zasady nie przejmuję się tym, co myśli ktoś z internetu, kogo nigdy na oczy nie widziałam i prawdopodobnie nie zobaczę.

I tak, wszyscy wiemy, że samoloty latają dzięki matematyce, a nie poezji ale to nie powód, żeby ktoś nie mógł powiedzieć/napisać żartobliwie czy nie, że matematyki nie lubi (i na przykład, że nie ma zamiaru lubić jej w przyszłości - ludzie mają pełne prawo czegoś nie lubić).
Rany boskie, naprawdę jesteśmy już tak drażliwi, żeby fuczeć na siebie z takiego głupiego powodu? :/
× 4
@jatymyoni
@jatymyoni · około 2 lata temu
Nie pojmuję tego sporu, każdy ma prawo coś lubić lub czegoś nie lubić i to wyrażać. Zawsze mnie uczono, że o gustach się nie dyskutuje.
× 3
@OutLet
@OutLet · około 2 lata temu
Ja również tego nie pojmuję. Napisałam NORMALNY komentarz, że czegoś nie lubię, a została do niego dorobiona zupełnie niepotrzebna ideologia z żądaniami nie wiadomo czego. Nie spodziewałam się takiej reakcji.
× 2
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · około 2 lata temu
Nie wiem, czy będę szczery, więc dla bezpieczeństwa postawię na logikę. Jak rozumiem, Twoje uwagi dotyczą koleżanki @LMR, nie mnie. Zacytowałaś fragment mojej wypowiedź, który jest zaledwie zwielokrotnioną kalką sensu wypowiedzi @LRM. Czemu więc moje przykłady stanowiły u Ciebie punkt odniesienia, skoro są wtórne i właściwie nic nie wnoszą nowego do treści, którą zainicjowała @LMR?

Jak chciałbym by rozumiano mój komentarz z okazji dnia liczby pi? Zachęcam do wpisu na dole tej dyskusji.

Nie jest prawdą, że stawiam wobec Ciebie jakiekolwiek żądania.
Nie jest prawdą, że próbuje odebrać Ci prawo do własnych opinii.
Za to daję sobie prawo do komentowania wypowiedzi innych. Stąd też był mój apel.

Poza tym zachęcam do zapoznania się z przydługim wpisem (na dole tej dyskusji), który w większości nie jest mojego autorstwa.

To nie takie proste. Jest kilka ‘ale’. Z książki „O uczeniu się od podszewki” wynika na przykład, że nie każda opinia o użyteczności każdego/dowolnego składnika dziedzictwa intelektualnego (np. w kontekście przedmiotów szkolnych) jest ‘gustodowolna’.

Zachęcam do mojego wpisu z dłuższym cytatem.

@Chassefierre
@Chassefierre · około 2 lata temu
A czemu Ty konkretnie uczepiłeś się wypowiedzi LetMeRead a nie innej koleżanki, która też napisała, że matematyki nie lubi?
× 2
@Tanashiri
@Tanashiri · około 2 lata temu
Mój ty smutku... Ja też nie lubię matematyki. Powiem więcej, nie cierpię, nienawidzę, nie trawie!!! Nigdy nie umiałam jej zrozumieć, obojętnie ile bym nad nią spędzała czasu. Dlatego jej nie lubię. Jeśli podasz mi do zjedzenia wątróbkę @Carmel-by-the-Sea, to wiedz, że wątróbki nie znoszę równie mocno co matematyki. Ty wszystko lubisz?
I generalnie chodzi o to, że powszechnie przyjęło się, że matematyka to królową nauk, i naprawdę @Carmel-by-the-Sea, my to w większości wszystko wiemy. Przydaje się niemal wszędzie, nawet mi wczoraj podczas pieczenia strucli drożdżowej, z tą różnicą, że ja jako kompletny tłuk z matmy musiałam sobie przeliczać gramy w proporcji odpowiedniej do ciasta. Więc niech cię nie dziwi, że ktoś kto matematyki nie rozumie i sprawia ona komuś kłopot jej nie lubi. Jak mnie kiedyś buty obtarły kostki do krwi też przestałam je lubić, a kiedy wiozłam je w samochodzie do domu, byłam w nich zakochana.
× 3
@jatymyoni
@jatymyoni · około 2 lata temu
@Carmel-by-the-Sea - Przeczytałam wszystkie Twoje wypowiedzi i dalej nie rozumiem. Sama jestem matematykiem i uważam, że świat jest matematyczny, ale nie drażni mnie stwierdzenie "nie lubię".
Stwierdzenie "nie lubię" nie oznacza to, że uważam to za zbędne, niepotrzebne. Nie lubiłam pewnych lektur, co nie oznacza, że ich nie przeczytałam. Nie lubiłam historii, gdy mi wmawiano, że AK stało z bronią u nogi i nie walczyło, że Katyń nie istnieje, a Anders z całą armią uciekł z Rosji. Jednak to nie oznacza, że uważam wiedzę historyczną za zbędną. Wręcz odwrotnie, każdy powinien znać historię swojego narodu. Nie lubię gotować, ale codziennie gotuję obiad.
× 3
@OutLet
@OutLet · około 2 lata temu
Otóż właśnie. Czyli da się.
× 1
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · prawie 2 lata temu
@jatymyoni
Nie o to jednak mi chodzi. Może rozwinę nieco sens tego, co mam na myśli?
Moje intencje i obserwacje są zasadniczo czymś idącym w pewnym kierunku czytelnym, który chyba jest wypierany przez większość ludzi, którzy swoje szczęście upatrują w negowaniu matematyki, jako czegoś, co jest im jednak potrzebne (niezależnie od zaklinania). Zapewne brak odniesienia się do Napiórkowskiego nie jest przypadkiem, skoro pisał po części o sobie. Moje wnioski nie wykraczają poza to, co on napisał, a jednak budują emocje.
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · prawie 2 lata temu
@jatymyoni
ROZWINIĘCIE.

Próba sprowadzenia matematyki do jednej z alternatyw 'lubię/nie lubię' jest konsekwencją kilku, według mnie, niepoprawnych przekonań. Po pierwsze to hipoteza głoszona przez 'humanistów', którzy chcą uzasadnić swoje wybory formujące światopogląd.
Poza tym to konsekwencja ponowoczesności, gdzie słowa 'wybór/lubienie/gust' w sposób zbyt szeroki objęło każdą ludzką aktywność, każdy system wiedzy. To często niestety pierwszy krok do negacji eksperckości, do lawiny pseudonauki w internecie. Zresztą, ten przywołany cytat z Napiórkowskiego, jeśli poczyta się cały jego wpis na stronie WWW, okazuje się wstępem do wykazania, że braki w matematyce zasadniczo przyczyniają się do rozpowszechniania nieprawd.
Poza tym taka błędna hipoteza wikłania matematyki w proces 'gustowania' wzmacnia ludzki antropocentryzm, który we wszystkim widzi doraźność, wolność na każdym poziomie - zawsze i wszędzie.

Wszystkie te trzy przesłanki razem, w połączeniu z błędami edukacji, gdzie z matematyki robi się 'dziewczynkę do bicia', prowadzą do wszechdominuiujacej narracji wyparcia, marginalizacji i często emocjonalnej obrony odrzucenia matematyki (uzasadnianej ostatecznie faktem prawa do wolności).

A to nie jest prawda (w sensie: jest nieuprawnione i prowadzące na manowce rozumowanie). Poniżej postaram się swoje przekonania rozwinąć.

W życiu jest sporo pytań, wymagających odpowiedzi. Na cześć z nich TYLKO matematyka ma coś do powiedzenia (i nie są to pytania akademickie). To znaczy - inne ludzkie aktywności są bezradne w pewnych obszarach epistemologicznego bytowania. Niestety - w Polsce niska świadomość i edukacja matematyczna, próbują sprowadzić ten system poznawczy do szkoły i rachunków.
Jakby dopiera po uwolnieniu się od matematyki lekcyjnej, dorosły człowiek zaczynał pełnię życie, gdzie matematyka staje się nieistotna, nie ima się go, zostaje zgładzona w głowie.
Czyli staje się jednym z niepotrzebnie wykuwanych w cyklu szkolnym przedmiotów. Taka wizja to koszmar - dla tak uważających, dla pytających o system edukacji, dla poszukujących odpowiedzi na wyzwania świata.

Matematyka nie jest jednym z ciastek na wystawie w cukierni, które sobie wybieramy.
Nie można więc sprowadzać jej do pojęć z kręgu kulturowych alternatyw.

Można wybrać:
ekspresjonizm lub/albo kubizm,
Lema lub/albo Tokarczuk,
samochód marki a lub/albo samochód marki b,
owoce lub/albo warzywa,
psa lub/albo kota
a nawet chemię lub/albo biologię.

(np matematyka jasno rozróżnia znaczenie 'lub' i 'albo')

Ale nie mona w ten nieskończony proces wyborów wkładać matematyki. Ci co jej nie lubią 'emocjonalnie-szkolno' dostają alibi do wyparcia jej. Ale co ważniejsze, często zwolennicy i 'przyjaźni wobec królowej nauk', którzy poddali się dyktatowi wszechogarniajacego gustowania, zrezygnowali z pokazywani CZEMU MATEMATYKA JEST INNA.
Wartość poznawczą ludzkiej kultury, tropy myślowe, toposy, narracje społeczne, moralne postawy, można budować czytając zarówno Szekspira jak i Cervantesa (obu, jednego z nich, innego twórcę z setek niemal równie dobrych).
Podobne konsekwencje daje obcowanie z malarstwem różnych stylów. To podróż przez wybory. Nie da się 'przyswoić' każdej dostępnej ludzkiej twórczości.
Za to matematyki nie da się w potrzebach (tych, które ona realizuje) zastąpić NICZYM. Tylko matematyka dostarcza narzędzi, struktur opisowych i procedur postępowania, które nie istnieją w całej reszcie tego, co człowiek osiągnął.
Tak wynika z moich lektur z ponad dwóch dekad - tych pisanych przez matematyków, pedagogów, badaczy rozwoju mózgu, psychologów,... Wysłuchałem wielu godzin debat, dyskusji, paneli akademickich. Wszystko to, co usłyszałem, potwierdza moje przekonania, które właśnie sformułowałem.

Ale to nie znaczy, że każdy MUSI (pod groźba kary) osiągnąć konkretny poziom matematycznego poznania (tu jest jeden z punktów 'zaczepienia', który w dyskusjach tworzy czasem emocjonalny ślepy trop)!!!
Chodzi o to, by zaprzestać wmawiania sobie i innym, że 'NA SZCZĘŚCI ten koszmar, horror matematyczny się skończył'.
To jest zaklinanie rzeczywistości i zwykła próba 'zrobienia mamie na złość i ...'. Więc ja APELUJĘ (nie mylić z 'żądam'), i mimo całego przydługiego wywody, nie odbieram nikomu PRAWA do posiadania własnego zdania.
Jestem jedynie przekonany, że niektóre poglądy, przekonania, sposoby werbalizacji niezbywalnego prawa do wolności wypowiedzi są używane niedobrze, bo szkodzą (w najszerszym możliwym sensie).

Nie interesuje mnie ograniczanie wolności - bo to jest fundament demokracji (chyba wykluczyłbym z używania matematykę, niż miał zrezygnować z demokracji), ale głupotą/niefrasobliwością jest korzystać z niej na podstawie niewystarczającej wiedzy o systemach otaczającej nas rzeczywistości. Nie wszystko co wie ludzkość jest opinią, nawet jeśli internet twierdzi inaczej.

Doraźne 'kulturowe lubienia' są naznaczone wykluczeniem tego, czego nie wybraliśmy. Często więc struktury społeczne tworzą rozłączne grupy pozostajace w napięciowej relacji. Ponieważ jest wybór, a człowiek ma tendencje konfrontacyjne uzasadniające wyższość, to pojawiają się kłopoty. Stąd rodzą się fermenty i zderzenia prądów artystycznych, wizji dobrej literatury, przewagi jednego sposobu opisu nad drugim,itd.. Matematyka dzięki uniwersalizmowi i monolityczności, rozumianym jako przeciwieństwo wymienionych zjawisk społecznych, wprowadza ład egalitaryzmu. Daje pewność poruszania się w systemie dającym optymalne odpowiedzi, przez blaknie popularne pojęcie 'gust'
a czasem i protekcjonalizm 'mojszości'. Znów - wybór, lubienie, gusta są czymś dobrym, niezbędnym i nieuniknionym, ale mają konsekwencje społeczne - te dobre i złe. Matematyka, z istoty minimalnie antropomorficzna, dostarcza zupełny korpus relacji, które opisują zarówno człowieka, jak i dowolne komponenty zbiorów. Próba odrzucenia takiej 'nieludzkiej' istoty matematyki, to kolejny przykład niezrozumienia. Matematyka opisuje wszystko, jeśli tylko proces z niej wynikający jest przeprowadzony dobrze, a ludzkie emocje stanowią dla niej 'człowieczy naddatek' (bardzo istotny dla nas, ale niekoniecznie wartościowy w auto-odniesieniu czegokolwiek).

Jeszcze jeden detal o matematyce. Ta nauka pozwala na ogromne przebicie nakładów między tymi formalnymi a zyskami społecznym i jednostkowymi. Nawet przy zerowych środkach w system edukacji, wyłącznie dzięki chęciom i pracy, można stać się profesjonalnym matematykiem. Nie trzeba mieć dostępu do wielkich bibliotek, laboratoriów, by przejść wspaniały proces od małego dziecka po solidnie przygotowanego doktoranta.
To oznacza ogromną szansę na awans społeczny tam, gdzie sporo struktur nie funkcjonuje, gdzie jest zapóźnienie ekonomiczne. To szansa na globalny sukces. Lubienie matematyki, jako promocji pozytywnego myślenia społecznego o niej to kapitał dla tych, którzy mają talent, są pracowici, ale otoczenie niesprzyjające. W jakimś sensie to niesprawiedliwe, ale tak jest, że wybitny polski filolog, historyk nie ma niemal szans na 'wybicie się' poza krajem, a w przypadku młodego, nieznanego i bez renomy matematyka jest to możliwe. To konsekwencja uniwersalizmu języka matematyki i możliwości zastosowania jej 'maszynerii' w niemal wszystkich dziedzinach ludzkiej aktywności. Może jednak warto przezwyciężyć własne traumy szkolne i nie zniechęcać swoją postawą i opowieścią sprzed lat następnego pokolenia, nim samo nie sprawdzi?

Doprecyzowując sedno w krótkich hasłach i w celu uniknięcia przeniesienia rozmowy na niepotrzebne/emocjonalne tematy/poziomy:

- nie chodzi o to, że każdy ma znać całki
- nie chodzi o to, że matematyka ma u kogoś zastąpić całą wspaniałą ludzką zdobycz cywilizacyjno-kulturową
- nie chodzi o to, że wszyscy mają być ekspertami
- nie chodzi o to, że ja mam rację

ale o to, że:

- bogactwo matematyki daje ochronę i warto się zastanowić, na jakim etapie formalnej edukacji 'straciło się z nią kontakt' i spróbować coś dołożyć do posiadanego już zasobu,
bo matematyczne myślenie to bezcenna, niemożliwa do kradzieży przez dowolnego wroga i pomocna na każdej planecie w kosmosie, umiejętność
- matematyka jest swoistą mgłą formująca precyzje sądów, sposób wnioskowania o procesach, które nas bodźcują
- warto eksperta słuchać, ale matematyka uczy, że każdy może się nim stać i nie ma 'świętych krów'
- w LO miałem mało matematyki i akurat nie było obowiązku maturalnego, zdawałem z historii pisząc wypracowanie o polityce zagranicznej Jagiellonów, ale następne dekady nauczyły mnie, że
lepsze życie (w sensie odporności na niemądre sądy) gwarantuje stałe podnoszenie umiejętności matematycznych (nie tylko jako konkretne rachunki, ale przepracowywanie w głowie różnych konceptów wynikania, relacji struktur, ...)

Podsumowując.
Matematyka, według mnie, nie może być rozpatrywana tak, jak większość dobrodziejstw świata. Należy raczej ją traktować jak niezbędny system komunikacji z tym światem - jak naukę jerzyka, chodzenia.
Oczywiście, tak jak znajomość języka i sposób chodzenia są czymś stopniowalnym, tak i matematyka podlega temu samemu prawu. Tak, jak język powinno się szlifować w mowie i w piśmie całe życie, chodzenie praktykować dla zdrowia, tak i matematyka powinna pojawiać się u każdego (jak wspomniana wyżej 'mgła'). Przecież nie chodzi o to, by polonista, chemiczka, inżynier, kierowniczka sklepu, ... codziennie siadali do matematyki i liczyli 'słupki'.
Chodzi o nawyk, chęci, pozytywne nastawienie i wspieranie własnej ciekawości osiągnięciami na konkretnym polu tych z ludzi, którzy opisali już pewien kawałek struktury. Chodzi więc też i o to, że proces poznawczy, wyciąganie wniosków o tym co do nas dociera, wymaga matematyki, czasem niestety takiej, której jeszcze nie znamy. Należy w sytuacji niepewności stanu umysł na odnotowaną zmianę rzeczywistości, wybrać sposób postępowania - podjąć trud nauki, zdać się na eksperta lub zignorować zjawisko. W przypadku ostatniego, konsekwencją jest to, że nie wiemy,
jakiej struktury analizę zaniechaliśmy. A co ważniejsze, należy przy takim wyborze unikać wypowiadania się na temat, który tej matematyki jednak wymaga.

To ostatnie jest właśnie przyczyną wielu bzdur w internecie. I najłatwiej im zaradzić poprzez świadome 'przeproszenie się z matematyką'.

Ponieważ w pewnym sensie jesteśmy tym, co przyswajamy, a matematyka:
- prostuje nasze intuicyjne, ale błędne sądy
- trenuje systematyczność
- dostarcza bezmiaru wyobraźni
- uczy pokory
- nie przemija jak moda,

to wypada ją lubić bez oglądania się na gusta.

× 1
@Tanashiri
@Tanashiri · prawie 2 lata temu
@Carmel-by-the-Sea, twoje niezdrowe wręcz podniecenie wypowiedzią @LetMeRead jest co najmniej niepokojące. Wyluzuj chłopie, bo to już nie jest śmieszne, a robi się żałosne. Skończ temat, w którym mam wrażenie usiłujesz mieć ostatnie zdanie. Jedni lubią matmę, inni nie, i nie ma potrzeby dorabiać tu ideologii.
× 2
@jatymyoni
@jatymyoni · prawie 2 lata temu
"Doraźne 'kulturowe lubienia' są naznaczone wykluczeniem tego, czego nie wybraliśmy." - nie oznacza wykluczenia, co udowodniłam na przykładzie historii.
" Nawet przy zerowych środkach w system edukacji, wyłącznie dzięki chęciom i pracy, można stać się profesjonalnym matematykiem. Nie trzeba mieć dostępu do wielkich bibliotek" - konieczny jest dostęp do bibliotek, aby nie utknąć na arytmetyce.
Matematyka jest pięknym narzędziem opisującym świat i stosowanym w innych dziedzinach wiedzy, jak chemia, fizyka, czy biologia. Dziedzinach wiedzy tak samo ważnych do opisu świata w którym żyjemy.

"- prostuje nasze intuicyjne, ale błędne sądy
- trenuje systematyczność
- dostarcza bezmiaru wyobraźni
- uczy pokory
- nie przemija jak moda," - jeszcze parę innych gałęzi wiedzy i ich poznawanie można w ten sposób scharakteryzować.

Dyskusja była o przedmiotach, które uczymy się w szkole. Wszystkie .przedmioty, których uczymy się w szkole są są tak samo ważne. Dyskusja przypomina mi dyskusję o wyższości Świąt Wielkanocnych nad Świętami Bożego Narodzenia.
Wyluzuj

× 3
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · prawie 2 lata temu
@jatymyoni

Widać się różnimy.

Mój udział w dyskusji absolutnie nie miał na celu ograniczanie matematyki do przedmiotu szkolnego. Bo to wrzuca ją (jak każdą naukę) w 'zgubny kanał' niepotrzebności w życiu. To jest właśnie ta ważna składowa dramat. Sprowadzanie wiedzy do szkoły to marnotrawstwo czasu. Uczymy się w szkole WYŁĄCZNIE, by wiedzę wykorzystać poza szkołą, a nie by zdać do następnej klasy.

Niestety moje obserwacje świata i atrofii wysiłku intelektualnego (np. 20 lat obserwacji osób, które przychodzą na studia i umieją coraz mniej, nie rozumieją po co jest edukacja,...) sugerują, że może już jest za późno. Ale to nie oznacza, że ludzie nie mają zdania. I właśnie to mnie martwi - duma z niewiedzy, same alternatywy wobec czegokolwiek.
A niestety - są znane procesy, których nie można 'obejść'.

Nie wiem, co udowodniłaś - szczerze. Po prostu widzisz cel systemu edukacji inaczej, albo odnosisz 'lubienie' do siebie, a to co innego, niż ogólne trendy i co przez to rozumieją inni.
(mój przydługi wpis dotyczył stanu moich doświadczeń, kompletnie niezwiązany z NK).

Czy czytałaś wpis Napiórkowskiego (zachęcam każdego; tu właściwie nikt się do kulturoznawcy nie odniósł)?

Czym innym jest:
· ‘nie lubię matematyki’ (bo jej nie rozumiem)
· ‘nie lubię matematyki’ (bo nie jest mi potrzebna)
· ‘nie lubiłem matematyki, nie lubię i nie planuje z tych faktów wyciągać wniosków’

Pierwsze – to świetny punkt startu do zmiany, drugie jest błędne, trzecie nieodpowiedzialne.

Pytanie - z jakim typem mamy do czynienia na NK? Stąd nie rozumiem sedna Twojego przykładu z historią wojenną.

Nie wiem, czy dyskutujemy o przedmiocie szkolnym. Obawiam, się , że nie. Zapewne nikt z dyskutantów nie jest uczniem (starałem się pokazać, że z matematyki nie powinno się wyrastać) Chodzi o świadomość.

Dyskutując o matematyce, nie oznacza, że problemy/atuty nie dotyczą innych dziedzin. Skupiłem się na tym 'społecznym nieszczęściu' (matematyce) pokazując wyjątkowo istotne elementy w tej nauce.

Skoro cechy matematyki dotyczą innych przedmiotów (to banał), to czy jest według Ciebie coś, co tylko matematyka daje - tak społecznie i poznawczo? Czy wszystko, co dzięki niej jest pomocne, można zastąpić czymś innym?

PS
Uczący się matematyki potrzebuje niewiele książek - o to mi chodziło z matematyką. A właściwie miałem na myśli fakt, że struktury matematyczne można wymyśleć od zera - z kartką, długopisem i koszem na śmieci. W przypadku historii - nie da się z głowy wymysleć potworności z Katynia czy Buczy. To trzeba dostać z przekazu, doświadczyć (niestety). To było sedno tego przykładu - że wystarczy kilka książek w biednym kraju (a nie całej biblioteki z tysiącami podręczników, dzieł źródłowych) by zdobyć solidną wiedzę.

@jatymyoni
@jatymyoni · prawie 2 lata temu
Ja chciałam wykazać, że stwierdzenie "nie lubię matematyki i nie będę się nią zajmować" nie oznacza, że uważam ją za zbędną, niepotrzebną i nie wartą poznania. Ponieważ większość z nas już zakończyło edukacje to w swoich wyborach czytelniczych kierują się poszerzaniem swoich zainteresowań w ramach swojego wolnego czasu. Ja jestem pełna podziwu dla dr hab. Marcina Napiórkowskiego, ale rozumiem, że ktoś swój wolny czas ma ochotę przeznaczyć na inne dziedziny. Każdy z nas codziennie dokonuje wyborów czytelniczych i musi odrzucić nawet ważne i ciekawe dziedziny z braku czasu, a także ochoty na ich poznanie. Według mnie tutaj była dyskusja na temat wyboru książek, które mamy ochotę przeczytać, a nie na temat znaczenia matematyki w świadomości społeczeństwa.
× 1
@jatymyoni
@jatymyoni · około 2 lata temu
Należę chyba do mniejszości, dla mnie matematyka był najłatwiejszym przedmiotem, gdyż nic nie musiałam wkuwać na pamięć, wystarczyło logicznie pomyśleć.
× 3
@paulina2701
@paulina2701 · około 2 lata temu
To ja dorzucę dzisiejszą premierę - "Świętujemy z liczbą Pi" (https://nakanapie.pl/ksiazka/swietujemy-z-liczba-pi) Wydawnictwa Adamada.
× 3
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · około 2 lata temu
To, czy ktoś lubi matematykę jest mi zupełnie obojętne. Ale niestety już chwalenie się tym jest niepotrzebne. Buduje jakieś napięcie (u deklarującego się tak), a w efekcie w sferze internetowej cementuje przekonanie, że wszystko można/wolno/wypada/się opłaca.

Wszechogarniający postmodernizm, który stara się zrelatywizować wszystko, sprowadzić zdobycze cywilizacyjne do wymiaru głosowania i wyboru konkretnej opinii czy złudzenia wolności mówienia czegokolwiek, jest w tym sensie zły, że tworzy plemiona, którym wydaje się, że są podmiotami jakiejś intelektualnej narracji. A tu wszystko wiadomo (polecam uwadze cytat poniżej) i żadne zaklinania preferencyjne nie rozwiązują problemu społecznego, wręcz przeciwnie.

Warto się starać gryźć w język i zastanowić dwa razy przed deklaracjami ‘w eter’, że nie lubi się matematyki, Szekspira czy truskawek. Pierwsze nie ma znaczenia (bo o sensowności prób przezwyciężenia tej niechęci świadczą nieznoszące sprzeciwu badania), drugie należałoby uzasadnić, a trzecie jest wyłączną sprawą każdego. Więc to jednak ma znaczenie, o czym się mówi, że się lubi/nie lubi.

Nie wszystko można poddać procesowi subiektywnej oceny, bo to się zemści wcześniej niż później. Piękno obrazu spokojnie można poddać ocenie ‘podoba mi się/nie podoba mi się’, ale z wieloma rzeczami rzeczywistości tak się nie da. Próba przeniesienia (z całym bagażem własnych doświadczeń) narracji dotyczącej sztuki w obszary nauk przyrodniczych (i do matematyki) jest chybionym zabiegiem. W efekcie prowadzi do pogłębienia różnic i mylnych wyobrażeń.

Nie warto ‘fixować się’ na matematyczne NIE, ale z otwartością spróbować coś zmienić. Czemu? Najlepiej opowie o tym ‘demistyfikator mitów współczesności’.



Analfabetyzm matematyczny jako źródło plemiennej tożsamości

Wielokrotnie zwracałem tu uwagę na pożytki, jakie nowoczesnemu społeczeństwu mogą przynieść nauki humanistyczne. Zdania nie zmieniłem. Dalej uważam, że dobrze przygotowani kulturoznawcy i socjolożki mają mnóstwo do zrobienia, a gościa, który chwali się, że ostatnia książka, jaką przeczytał, to Dzieci z Bullerbyn, uważam za młotka.

Ale bądźmy sprawiedliwi. Równie żałosny jest zadowolony z siebie humanista, który z dumą oświadcza, że nie odróżnia pierwiastka od pierwiosnka i przekonany jest, że różniczka to wyniczek odejmowanka. I nie chodzi wcale o to, żeby znać się na wszystkim.

Problem zaczyna się tam, gdzie odpuszczamy sobie myślenie, a nawet jesteśmy dumni z własnej ignorancji, bo to na niej budujemy swoją plemienną tożsamość. Na takie właśnie źródło matematycznego analfabetyzmu zwraca uwagę John Allen Paulos, autor wydanej prawie dwie dekady temu, klasycznej już książki Innumeracy. Mathematical Illiteracy and Its Consequences (w wersji polskiej Analfabetyzm matematyczny i jego skutki).

Ci sami humaniści, którzy urwą ci głowę, jeżeli błędnie napiszesz „nie” z imiesłowem, chwile później wygłaszają twierdzenia w rodzaju: „milion, miliard, co za różnica – dużo”. I choć są w stanie przez trzy godziny perorować o wpływie późnego Heideggera na koncepcję podmiotu u Foucaulta, to w momencie, gdy próbuje im się wytłumaczyć dowolny koncept matematyczny bardziej skomplikowany niż liczenie na palcach, robią maślane oczy i zasłaniają się twierdzeniami typu „jestem humanistą”, „matematyka to nie moja dziedzina”, „nie mam do tego głowy”…

Żeby było jasne: pisze to do was gość, który przez cztery lata liceum wykonał tylko jedną bardziej skomplikowaną operację matematyczną. W drugiej klasie policzyłem, że z ostatnich dwóch kartkówek muszę dostać przynajmniej 4, żeby na koniec wyszła mi dwója (jak co roku).

Potem poszedłem na studia humanistyczne. I wiecie co? Żałuję, że nie uważałem na matematyce. Szybko okazało się, że w rzeczywistym świecie pełno jest zjawisk, które daje się opisać i zrozumieć językiem analizy matematycznej, algebry czy logiki. Zewsząd wyskakiwały na mnie funkcje, pochodne, grupy albo implikacje (przepraszam za bałagan). A rozkład Gaussa to normalnie był już wszędzie. Aż się lodówkę bałem otworzyć.

Brak narzędzi matematycznych czynił mnie w wielu miejscach po prostu gorszym w tym, co chciałem robić. Sprawiał, że byłem słabszym „humanistą”. Jak język obcy, którego nie nauczyłem się na własne życzenie.

Dziś sam jestem dziadkiem – że tak pojadę klasyczną reklamą cukierków. Na wykładzie z semiotyki zmagam się np. z wytłumaczeniem studentom zjawiska pojemności informacyjnej źródła. Kluczową przeszkodą okazują się logarytmy. I to nie ich nieznajomość przez słuchaczy, lecz kompletny brak gotowości do nauczenia się nowej rzeczy „spoza dziedziny”. Choć na poprzednim wykładzie bez kłopotu rozumieli naprawdę skomplikowane modele narratologiczne, a na kolejnych – społeczne uwarunkowania komunikacji, to wmówili sobie (albo ktoś im wmówił), że zagadka „do jakiej potęgi należy podnieść X, żeby dostać Y” przerasta ich możliwości intelektualne. I nic nie pomagały groźby, prośby i bazgranie po tablicy. „Nieeeeeee! Jesteśmy humanaaaaamiiiii!”.

Wiele razy pisałem tu o tym, że traktowanie „humanów” jak idiotów jest niesprawiedliwe i szkodliwe, ale jeżeli nie chcemy być traktowani jak słabi na umyśle krewni, to się tak nie zachowujmy. Ignorancja to ignorancja. Nie ma się czym chwalić.”

dr hab. Marcin Napiórkowski, profesor semiotyki kultury na UW

źródło:

× 2
@OutLet
@OutLet · około 2 lata temu
W przeciwieństwie do ciebie powiem krótko i prostym językiem: czepiasz się.
Dyskusję uważam za zakończoną.
× 2
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · około 2 lata temu
Ja wiem, że w internecie się nie zmienia zdania. Ale tym razem uwagi proszę do Napiórkowskiego.
× 2
@OutLet
@OutLet · około 2 lata temu
Ale ja do niego nic nie mam. To ty się nim podparłeś.
× 1
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · około 2 lata temu
Ale oskarżyłaś mnie ograniczenie wolności słowa i wysuwanie żądań. Nieładnie.
× 1
@OutLet
@OutLet · około 2 lata temu
O co tak naprawdę masz pretensje? Że nie odczytałam twoich intencji tak, jak byś sobie tego życzył? Że nie posypałam głowy popiołem i nie ukorzyłam się, bo zrozumiałam, że masz rację i uratowałeś mnie przed zgubnymi skutkami ignorancji? Tak, uważam, że zakazujesz mi mówić o tym, co lubię albo czego nie lubię. I tak, uważam, że żądasz, abym spojrzała na sprawę po twojemu. To dopiero jest NIEŁADNIE.

Ja TYLKO wyraziłam swoją niechęć do matematyki. Nikogo nie zabiłam, nie okradłam, nie popełniłam żadnego przestępstwa. Nie trzeba mnie za to stawiać przed jakimś trybunałem i kazać mi się tłumaczyć. Jakoś wypowiadająca się tu koleżanka, z wykształcenia matematyczka, nie zrobiła rabanu z powodu mojego komentarza. Skoro nie warto fiksować się na matematyczne nie, to dlaczego ty się fiksujesz?

Nie dojdziemy do porozumienia, więc bądź łaskaw dać mi spokój i, jeśli masz ochotę, na własnym podwórku mów innym, czy powinni się chwalić, co im się podoba, a co nie.
× 2
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · prawie 2 lata temu
@LMR
Przepraszam za wszystko. Już Ci nie przeszkadzam. Zupełnie niepłodna wymiana nam wyszła.
Ale przeczytaj cały wpis Napiórkowskiego.
@OutLet
@OutLet · prawie 2 lata temu
No niestety, skutecznie mnie do tego zniechęciłeś.
× 1
@paulina2701
@paulina2701 · około 2 lata temu
Jeszcze o jednej książce sobie przypomniałam -Ścieżki matematyki - Charles Snape - Książka - opinie, oceny, ceny - nakanapie.pl- gimnastyka dla mózgu, ciekawostki i moc rysunków, które zmniejszają dystans do matematyki ;)
× 1
@Brzezina
@Brzezina · około 2 lata temu
Miałam świetnego nauczyciela matmy w liceum i to chyba dzieki niemu byl to dla mnie logiczny i łatwy przedmiot.
× 1
BR
@brygida0303 · prawie 2 lata temu
Oj z matematyką to mi totalnie nie po drodze :) Ale książkę Pi razy oko chciałam przeczytać. No i przeczytałam. Chciałam dostać coś zrozumiałego, naprawdę zrozumiałego dla takiego totalnego (TOTALNEGO) laika. Liczyłam na takie wyjaśnienie pewnych zagadnień matematycznych i przełożenie tego na życie codzienne, które jestem w stanie ogarnąć swoim małym rozumkiem. I rzeczywiście tak było, może momentami zbyt zagmatwane były niektóre kwestie, ale ogólnie było mądrze, interesująco, dowcipnie, a co najważniejsze przystępnie. Teorię parasola mam w planach :)
@viki_zm
@viki_zm · prawie 2 lata temu
Ja miałam z matematyką różne przygody i różne doświadczenia. Są działy, które uwielbiam, a są takie, których nie trawię. ;) Artykuł i propozycje bardzo ciekawe. :)
© 2007 - 2024 nakanapie.pl