Około czterdziestu kilometrów od Kazimierza Dolnego znajduje się mała miejscowość, której nazwę zna każdy uczeń. Mowa tu Czarnolesie, rodzinnym gospodarstwie Jana Kochanowskiego. Wzmianek o tym, jak bardzo poeta się tym miastem zachwycał, niestety nigdzie nie znalazłam, ale faktem jest, że bywał tu niejednokrotnie, a jedna z jego wizyt została nawet udokumentowana w księgach miejskich. Kochanowski piastował wówczas stanowisko wojskiego sandomierskiego i jednym z jego obowiązków była opieka nad obywatelami, co sprowadzało się również do godzenia zwaśnionych mieszczan. W 1580 roku razem z Mikołajem i Andrzejem Firlejami stawił się w kazimierskim domu wójta Józefa Wojasa i rozstrzygał w sprawie nieumyślnego zabójstwa Barbary Kańskiej. Więcej wizyt pisarza już nigdzie nie odnotowano, lecz nie ulega wątpliwościom, że bywał tu jeszcze nie raz i nie dwa. Losy rodziny Kochanowskich z tym miasteczkiem splotły się na zawsze, kiedy to już po śmierci poety, jego córka Elżbieta poślubiła właściciela pobliskiego Wierzchoniowa, Mikołaja Borkowskiego. O ich przywiązaniu do Kazimierza świadczy przede wszystkim fakt ufundowania kaplicy Borkowskich i Witowskich usytuowanej tuż przy kazimierskiej farze.
Salom Asz to polsko-żydowski pisarz, ulubiony twórca Elizy Orzeszkowej, Bolesława Prusa, Marii Dąbrowskiej i wielu innych. Zresztą właśnie tej pierwszej zawdzięcza Asz swą popularność w polskim światku literackim, była ona bowiem niestrudzoną promotorką jego twórczości. Do Kazimierza po raz pierwszy Salom trafił w 1903 roku dzięki Stanisławowi Witkiewiczowi. To właśnie tu powstała jedna z jego pierwszych powieści zatytułowana „Miasteczko”, która niejako otworzyła mu drzwi do sławy. Jednak nie tylko na pisaniu autor spędzał czas w tymże miasteczku. S. L. Shneiderman, amerykański dziennikarz i literat, pochodzący z Kazimierza Dolnego, w swojej książce „The River Remembers”, wspomina jego burzliwy romans ze Stefanią Feurstein i jeszcze jedno wydarzenie, na skutek którego pisarz stał się persona non grata w miasteczku: Starsi Żydzi wspominali z gniewem jego heretycki dowcip w letni piątkowy wieczór, gdy ubrał się w atłasowy chałat oraz czapkę obrzeżoną futrem i kłusował na koniu wokół synagogi, gdy wchodzili do niej na nabożeństwo szabasowe. Rzucali w niego kamieniami, krzycząc z wściekłością: „Odstępca! Odstępca!”
Wspomniany już wyżej Bolesław Prus również od Kazimierza nie stronił. Odkrył go podczas regularnych pobytów w Nałęczowie i właśnie stamtąd urządzał sobie piesze i rowerowe wycieczki do miasteczka. Relacje z tych destynacji zachowały się w listach do żony i przyjaciół. Istnieje podejrzenie, że powieściowe Zasławie z „Lalki” to dalekie wspomnienie i odzwierciedlenie Kazimierza właśnie. Również w opowiadaniu „Z żywotów świętych” pojawia się miasteczko wyglądające toczka w toczkę jak Kazimierz. Widać, że wspomnienie tych pięknych okolic miało niebagatelny wpływ na twórczość Prusa.
Urokowi Kazimierza nie oparł się również Józef Czechowicz. Poświęcił mu nawet przepiękny wiersz o znamiennym tytule „Kazimierz”, w którym porównuje go do raju, co wiele mówi o jego uczuciach do tego miejsca. Poeta na co dzień mieszkał w pobliskim Lublinie, bywał tu jednak bardzo często, pomieszkując u wybitnych malarzy z Bractwa świętego Łukasza. Jednak Kazimierzowi Dolnemu Czechowicz poświęcił nie tylko wiersz. Jest on również autorem dramatu „Obraz”, którego akcja rozgrywa się w środowisku malarzy i chłopów w Kazimierzu.
Wakacje nad Wisłą spędzali również Maria i Jerzy Kuncewiczowie. Mieli tu nawet swój piękny, letni dom nazwany willą „Pod wiewiórką”. Nie będę się tu o niej za bardzo rozpisywać, bo poświęciłam jej swój następny artykuł, w którym podzielę się z Wami wrażeniami z wizyty w jej gościnnych wnętrzach. Pani Maria również zapisała obrazy z Kazimierza na kartach swojej książki. Znajdziecie je w zbiorze opowiadań „Dwa księżyce”, na podstawie którego powstał znakomity film Andrzeja Barańskiego o tym samym tytule.
Również współcześnie Kazimierz Dolny może pochwalić się swoją własną, rodzimą pisarką. Myślę tu o Mai Wolny, autorce między innymi „Czarnych liści”, która po latach pobytu w Belgii spełniła swoje młodzieńcze marzenie i niedawno na stałe, wraz z rodziną, osiadła w Kazimierzu Dolnym. I poświęciła mu również swoją ostatnią książkę, którą rozpocznę krótki przegląd lektur z Kazimierzem w tle.
„Klątwa ”, Maja Wolny
Powieść ta inspirowana jest „Pieśnią nową. O gwałtownym deszczu, nigdy niesłychanym w Koronie Polskiej. W Kazimierzu Dolnym, w roku 1644, powstałej w XVII wieku”. Jej fabuła oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, kiedy to wielka powódź zalała miasto, a przed sądem, wraz z dziewięcioletnim synem, stanęła oskarżona o czary miejscowa zielarka. Tę pełną magii i uroku opowieść czyta się jednym tchem i już nie ma się co dziwić, że autorka marzyła, by zamieszkać w miejscu pełnym tak niesamowitych historii.
„Dwa księżyce”, Maria Kuncewiczowa
To zbiór dwudziestu opowiadań, których akcja rozgrywa się w Kazimierzu Dolnym, kolebce różnorodnych elit artystycznych. Autorka w bardzo obrazowy sposób przedstawia zderzenie dwóch różnych światów: kolorowych, wolnych ptaków, jakimi byli artyści i przytłoczonych szarą codziennością tubylców. Warto się udać z tą książką w pełną nostalgii podróż do tych jeszcze przecież niedawnych, barwnych i ciekawych czasów.
„Nadwiślańskie serca”, Katarzyna Archimowicz
Ta ciepła i piękna opowieść o niełatwej miłości Marty i Janusza, rozgrywająca się między innymi w pięknych kazimierskich plenerach, to lektura w sam raz na długie, jesienne wieczory. Będziecie mieli niespotykaną okazję, wraz z bohaterami, pospacerować po urokliwych uliczkach tego miasteczka i to bez ruszania się się spod ciepłego koca! Ech, już Wam zazdroszczę tych jesiennych wieczorów.
„Nosiwoda z Kazimierza”, Bogdan Rokicki
Kazimierz Dolny to nie tylko piękne tereny nad Wisłą, pełen uroku rynek i zabytkowe kamieniczki. To też, a może przede wszystkim, ludzie. Ludzie, którzy od wieków tworzą niezapomnianą atmosferę tego miasteczka. Jedną z postaci, która nadała temu miejscu niezapomnianego kolorytu, był kazimierski nosiwoda, Chaim Goldberg. To właśnie jego postać przybliża w tej niepozornej książeczce Bogdan Rokicki. Po jej przeczytaniu zwykłe, pamiątkowe zdjęcie zrobione przy studni usytuowanej na środku kazimierskiego rynku nabierze zupełnie nowego znaczenia.
Jak widać związki Kazimierza z literaturą, mają się dobrze, jest o czym czytać i pisać. A Wy Moi Drodzy odwiedziliście już to miejsce? Jak Wasze wrażenia? A może polecicie mi jakąś lekturę, którą tu ominęłam? Czekam na komentarze.
Dorota Skrzypczak