Ten rok może się okazać przełomowy dla polskiej edukacji. Najpierw z dnia na dzień cały system przerzucił się na nauczanie zdalne, a dziś pojawiły się informacje o dopisaniu gry komputerowej do kanonu lektur szkolnych! O jaki tytuł chodzi? I przede wszystkim, czy jest to wartościowa produkcja?
„This War of Mine” to gra od polskiego 11-Bit studios. Dokładnie dziś (18.06) premier Mateusz Morawiecki odwiedził ich siedzibę i zaraz potem obwieścił swoją decyzję, którą uzasadnił tym, że:
„młodzież korzysta z gier, żeby sobie wyobrażać pewne sytuacje nie gorzej, niż czytając książki”.
Jednocześnie wskazał, że:
„Gry to jest takie polskie okno na świat, to nowoczesna twarz Polski. Przez gry pokazujemy, jak Polacy potrafią być kreatywni i innowacyjni”.
Jego kancelaria poinformowała również, że Polska będzie pierwszym krajem, który wpisze własną grę do kanonu lektur nieobowiązkowych.
O czym jest „This War of Mine”? W ramach gry kierujemy grupą cywili, którzy podczas wojny… starają się zachować życie. Tylko tyle i aż tyle. Wydawałoby się, że nie jest to trudne zadanie. Gry przyzwyczaiły nas do tego, że jednym kliknięciem pokonujemy wielu wrogów i zdobywamy liczne nagrody. Tym razem jest inaczej. „This War of Mine” to bardziej doświadczenie, niż typowa gra komputerowa, a przetrwanie w niej oznacza serię trudnych (również moralnie) decyzji, ponoszenie strat i zdawanie się w dużej mierze na los. Na wiele rzeczy nie mamy tu wpływu i chociaż tytuł ten daje nam sporo tzw. gameplayowych możliwości (tj. kierujemy postaciami, zdobywamy zasoby, naprawiamy i budujemy), równie silnym elementem jest tu poruszająca i dająca do myślenia fabuła.
Każda z rozgrywek składa się z podobnych elementów, jednak wiele z nich generowanych jest losowo, dlatego przebieg całej zabawy za każdym razem jest inny. „This War of Mine” przeszłam kilkukrotnie i każde podejście było to naprawdę trudnym, emocjonalnie wyczerpującym doświadczeniem. Wiele scen pamiętam do tej pory i chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że jest to twór w pełni fikcyjny, niektóre decyzje były dla mnie naprawdę bardzo trudne. Muzyka, mechanika i treść, wszystko składa się na to, że tym razem gra nie jest po prostu rozrywką, a poruszającym i uwrażliwiającym doświadczeniem.
Właśnie dlatego uważam, że decyzja premiera to nie tylko krok naprzód dla polskiej edukacji, ale również świetny pomysł na przekazanie młodzieży pewnych wartości, czy unaocznienie im przeszłości. Jednak gry komputerowe to nie jest forma dla każdego, drugim problemem mogą być też ograniczenia sprzętowe. Dlatego sądzę, że kanon lektur nieobowiązkowych idealnie nadaje się do tego celu. Nic nie wymusza, ale jest też jasnym sygnałem, że nie liczy się forma, ale treść.
Jako ciekawostkę warto jeszcze wskazać, że „This war of mine” stało się już swojego rodzaju marką i doczekało swojego wydania również w formie audiobooka, jak i gry planszowej.
Jakie jest wasze zdanie na ten temat? Co sądzicie o dodaniu gry komputerowej do kanonu lektur nieobowiązkowych? A może graliście w „This War of Mine”?
Tymczasem ja zostawiam was z trailerem i słowami, które otwierają grę:
„We współczesnej wojnie… giniesz jak pies, bez szczególnego powodu” – Ernest Hemingway.
Świetna rzecz. Gra warta świeczki. Sam tytuł ma drobne wady, ale umówmy się, gry elektroniczne bardzo rzadko, jeśli nie liczyć, poza drobnymi wątkami, nie potrafi opowiadać o wojnie. A szczególnie tej na Bałkanach. ,,This War of Mine'' zaryzykowało i projekt osiągnął niebywały sukces. Jestem za!
Posiadam tę grę, przewaliłem w nią kila długich wieczorów. Czy to zwykła gra? Pewnie tak patrząc na mechanikę, sterujemy wybranymi bohaterami i decydujemy o ich wyborach podczas trwającej wojny. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie jeden element. Każda decyzja niesie za sobą konsekwencje. Poza prostym dyktowaniem poleceń, mamy informację zwrotną. I tutaj zaczyna się problem. Bo postać nie reaguje jeśli jest załamana, gdyż na przykład podczas ostatniej nocy dokonała zabójstwa, by jej grupa mogła zdobyć parę porcji jedzenia.
W grę wchodzi moralność wyborów. Nakarmić pukającego do drzwi a jednocześnie odjąć ze swojej miski, mimo iż nie wiadomo kiedy skończy się wojna? Czy odesłać z kwitkiem a mieć świadomość, że dzisiaj zaśniemy najedzeni? Emocje osób z nałogiem palenia, którzy w takim momencie pozbawieni są fajek to słabe postaci, głodne podobnie, niewyspane również. To jedna z trudniejszych gier z jakimi się spotkałem. Element mechanicznej rozrywki od punktu do punktu został zastąpiony grą szachową, bo trzeba dedukować na podstawie spływających wydarzeń co może stać się za chwilę?
To ujęcie wojny może jasno wskazywać jakimi jesteśmy ludźmi. Tak wiem, że można spróbować podejść do gry i ominąć to wszystko, patrzeć schematycznie, szukać błędów, utartych ścieżek by osiągnąć cel. Niemniej jednak, jeśli zostaną określone jakieś założenia względem finału, to jestem za. Nie będzie prosto, a te godziny może zwrócą uwagę młodej dziatwy na istotne sprawy. Na odpowiedzialność za grupę, za społeczeństwo w obliczu wojny.Tyle, że jak mają to poczuć skoro żyją w dostatku.
Ale jak byś chciał ,,określić założenia względem finału''? Wydaje mi się, że w ,,This War of Mine'' były przynajmniej dwa tryby gry - jeden w którym znasz koniec wojny i drugi w którym ona może się skończyć kiedykolwiek. Grałam w ten drugi i muszę przyznać, że nie szło mi za dobrze, bo mimo tego, że naprawdę się starałam, to jednak zawsze docierałam do momentu w którym jedna z postaci postanowiła popełnić samobójstwo... Chyba, że chodziło Ci właśnie o takie coś? Jak opisywanie przeżyć, które wiążą się z taką akcją jednego z bohaterów? Frustracja, niezrozumienie, złość, bezsilność i tak dalej?
Gra posiada różne zestawienia bohaterów, co diametralnie zmienia przebieg rozgrywki. Wystarczy wskazać układ mniej odpornych na krzywdę bliźniego, na odbiór wojennego klimatu i wówczas można "przeżyć" mieszaninę dylematów pokazujących istotę człowieczeństwa. Ta gra nie należy do tych gdzie włączasz kod na nieśmiertelność i tłuczesz hordy przeciwników. Też wolałem opcję gry kiedy zakończenie wojny mogło przyjść w każdej chwil ale zwykle ciągnęło się i ciągnęło.
Ach, prawda, o celowym doborze postaci nie pomyślałam...
MA
@pospolitekzwyczajny · ponad 4 lata temu
A może, jednak, dość doświadczeń na żywym organizmie edukacji? Teraz jakaś komputerowa gra, wcześniej głupawy komiks (miły dla oka, ale głupawy "Kajko i Kokosz"), jeszcze wcześniej wszelkie dys-tam-coś tam-... Wycofano kaligrafię, ponieważ uczyła czytelnego odręcznego pisania, ortografia jest w stanie całkowitego zaniku, tabliczkę mnożenia i cztery podstawowe działania niewielu uczniów ma opanowane... A może tak przywrócić kółka zainteresowań? Np. szachowe czy brydżowe. Akurat te dwie gry uczą logicznego myślenia i tu może być problem, gdyż mądrzy ludzie władzy patrzą na ręce i dokładnie rozliczają z obietnic wyborczych.
Ja myślę, że to taki przerywnik od poważnych tematów. A uczniowie musieliby wierzyć, że wiedza daje przewagę nad niewiedzą, bo póki co tak nie jest w dzisiejszym świecie. Nie łudźmy się.
MA
@pospolitekzwyczajny · ponad 4 lata temu
Renax, rzecz w tym, że ja widzę ciągłe obniżanie poziomu nauczania. Rośnie nam pokolenie smarfonowych miziaczy i widzów ścian telewizyjnych. Logiczne myślenie zaczęło zanikać, wchodzi w życie tępe przyglądanie się obrazom, discorzępolo. Jakoś tak pasuje mi tu mieszanka "Roku1984", "Fahrenheit 451" oraz filmu "Idiokracja". Dla przypomnienia stara piosenka Młynarskiego "Ludzie to kupią".
A to prawda. Jeśli chodzi o kaligrafię i pisanie to pamiętam narzekania nauczycielek 1-3, że program i budowa podręczników oduczają dzieci pisania ręcznego. Nawet dyrekcja dała zalecenia, żeby przepisywać polecwnia do matematyki i odpowiedzi, bo takie w£aśnie drobiazgi sprawiają, że dzieci piszą tylko pojedyncze słowa. Ja zaś patrząc na siebie z punktu widzenia porażek i wzlotów zawodowych, a pisaliśmy dużo, to uważam, że kaligrafia potrzebna jest jako przedmiot w szkole. Ortofgrafia też, ale o kaligrafii się nie myśli. Moim zdaniem nawet przez 3 lata.
Jeszcze w temacie mi się przypomniało. Sprawy są dwie. Po pierwsze podstawówka. Opowiadała mi bratanica, że z pewnej szkoły wszyscy uczniowie przyszli bez płynnego czytania. Wszyscy. I nie wiem czyja to wina, bo akurat nauczyciele jeszcze mnie uczyli i moją klasę. I nas nauczyli. Nawet naprawdę słabych. Druga sprawa to liceum. Przecież kiedyś, przy egzaminach wstępnych do liceum szło około 25%, a teraz idzie około 75%.
MA
@pospolitekzwyczajny · ponad 4 lata temu
Renax, pamiętam gwałtowny spór z nauczycielką jednej z moich wnuczek. Jaśnie Oświecone Ciało Pedagogiczne raczyło stwierdzić "... i zakazuję uczenia dziecka tabliczki mnożenia.". Dokładniejsze przesłuchanie tej nauczycielskiej idiotki zaowocowało stwierdzeniem "... no przecież są kalkulatory." (sic!). Oto mamy pełny obraz nauczania. Szczególnie nauczania początkowego. Na takim lichym fundamencie opiera się nauka naszej przyszłości narodu.
Oczami wyobraźni widzę wywiad z niedalekiej przyszłości (uwaga, będzie użyta dzisiejsza nowoczesna dziennikarska polszczyzna zdobyta na kursach dys-tam-coś-tam).
- Oto psze państwa, pan Kalasanty Ciemicielemciak, który stwierdził, że umie odręcznie pisać i umie czytać bez skanera. - Tu zwraca się do stojącego obok starszego człowieka - To mówi pan, że do pisania i czytania nie czeba komputera? Mógby pan pokazać o co chodzi? - Zagadnięty zgrzyta zębami - kaleczy pan polszczyznę, że słuchać przykro. Proszę, oto przykłady pisma odręcznego- tu pokazuje kilka kartek pokrytych równym kaligraficznym pismem - a tak wyglądają różne narzędzia do pisania - zbliżenie kamery na ołówek, pióro i długopis. Dziennikarz zaciekawiony - O, ciekawe. To tym kiedyś pisano? Jak to się podłancza do prądu? A może to jest na baterie? - Ciemcielemciak zielenieje ze złości - Jakie podłancznanie? kto pana, nowoczesny dziennikarzu, wypuścił ze szkoły? Kto pana nauczył tak maltretować polszczyznę? Spójrz pan jak kiedyś pisano- tu zbliżenie kamery pokazuje jak Kalasanty Ciemcielemciak pisze kilka zdań na papierze. - jeszcze pod koniec dwudziestego wieku każdy w naszym kraju umiał czytać i pisać - dodaje. Dziennikarz z trudem tłumiąc zaskoczenie - to czytano bez skanerów? - - tak, czytano bez skanerów i używano znacznie lepszej polszczyzny niż to, co pan zaprezentował -...
Na resztę wywiadu spuszczam zasłonę miłosierdzia, gdyż ugryzłem sie w klawiaturę.
'' Idiokracja '' , film rewelacyjny , polecam wszystkim ,kiedy się ukazał w 2006 roku był naprawdę śmieszny....niestety dzisiaj już nie jest. Dzisiaj idiokrację mamy że tak rzeknę '' na żywo ''.Co '' widać , słychać i czuć '',we wszystkim tym o czym pisze @pospolitekzwyczajny , ale i w innych miejscach , dziedzinach życia i sytuacjach również .
Macie rację. Chociaż z samej gry na lekcji nie robiłabym zamieszania. Można ją potraktować jak lekcję współczesności, rozrywkę itd. Raczej to, o czym mówimy, jest istotniejsze. Jakie wartości szkoła promuje, jakimi metodami uczy. Tego się nie mówi, ale przecież już mniej więcej w początkach naszego tysiąclecia systemowo zaczęto odchodzić od metody podawczej na rzecz pracy w grupach i metody problemowej. Pamiętam, że na studiach traktowano to jak dogmat. A ja biedna studentka miałam wątpliwości, bo sama akurat jestem umysłem ścisłym i potrzebującym spokoju w nauce i porządku. Metody dawniejsze zapewniały dokładność uczenia się i systematyczność wiedzy, czego nie jest w stanie zapewnić burza mózgów. Poza tym, to, o czym wspomniałam, czyli pisanie odręczne, kaligrafia, pytanie z czytania. Nie mnie się równać doświadczeniem w nauczaniu z Wami, praktykującymi lub posiadającymi lata pracy, ale opieram się na tym, co mi pomagało. A takie wyrywkowe radosne nauczanie w hałasie mi nie pomagało. Zawsze musiałam sprawdzić, przeczytać, przepisać i miałam efekty uczenia się. Nigdy nie potrzebowałam korepetycji. Stare metody były też skuteczne u rodziców, bo nawet po latach mieli wiedzę.
MA
@pospolitekzwyczajny · ponad 4 lata temu
@Siostra_Kopciuszka,w czasach panowania Władysława Ociemniałego przestrzegano przed rządami ciemniaków. Dziś spełnia się ta kasandryczna przepowiednia. Zaczyna się wszystko w szkole, która nie uczy i nie wymaga wiedzy, a czym się może skończyć,pięknie opisuje sztuka "19. południk". Polecam :)
Widziałam :) wprawdzie już '' jakiś '' czas temu i może warto by było sobie przypomnieć :) Rewelacyjna sztuka z doborową obsadą , szkoda tylko że równie jak i '' Idiokracja '' już nie jest śmieszna...za to coraz bardziej...przerażająca.
@Siostra_Kopciuszka, jest wersja drukowana tej sztuki. Polecam. Andrzej Grabowski, który genialnie zagrał główną rolę w tej inscenizacji, pokazał swoją doskonałą klasę.
Pomysł jest naprawdę fajny - ciekawe tylko, co z niego wyjdzie w praniu. Bo ,,This War of Mine'' jest naprawdę fantastyczną, ale jednocześnie mocno depresyjną i mało dynamiczną grą*. Wydaje mi się też, że jej odbiór będzie w sporej mierze zależał od dojrzałości emocjonalnej młodzieży. Niemniej jednak - to faktyczny krok do przodu w polskiej edukacji!
PS. Przy okazji chciałam też sprostować, że ta gra nie ma wysokich wymagań sprzętowych - w zasadzie ,,pójdzie nawet na ziemniaku''. :P
*mało dynamiczną w porównaniu do wojennych strzelanek, rzecz jasna.
No niby tak, ale... (zawsze jest jakieś ale!) w dzisiejszych czasach w każdym domu jest przynajmniej jeden komputer. Trzeba się naprawdę bardzo postarać, żeby go nie było i jeśli faktycznie go nie ma, to wtedy mówimy o rodzinie z problemem wykluczenia cyfrowego.
Żeby nie być gołosłowną przeklejam spory cytat z artykułu Małgorzaty Ćwiek z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krajowie (,,Wykluczenie cyfrowe w Polsce na tle UE''). Dane są, co prawda, podawane na rok 2015, więc teraz mogą wyglądać nieco lepiej, niemniej jednak...
,,Największy odsetek gospodarstw domowych z dostępem do internetu jest wśród gospodarstw zamieszkiwanych przez rodziny z dziećmi (dostęp do internetu ma 96,7% rodzin z dwojgiem dzieci, 95,6% rodziny z trojgiem lub więcej dzieci i 93,1% rodzin z jednym dzieckiem). Rodziny z dziećmi przodują także pod względem posiadania w domu komputera. Sytuację tą należy tłumaczyć tym, że dzieci mają zazwyczaj ludzie relatywnie młodzi. Być może również dziecko to motywacja do zapewnienia w domu komputera z dostępem do internetu. Najniższy odsetek gospodarstw domowych mających dostęp do sieci jest wśród gospodarstw domowych jednoosobowych. Dużą część z nich stanowią gospodarstwa domowe osób starszych, którzy nie mają komputera, nie potrafią korzystać z internetu i nie czują potrzeby by się tego nauczyć. Posiadanie komputera i dostęp do internetu w dalszym ciągu zależy od sytuacji materialnej gospodarstwa domowego, choć w mniejszym stopniu niż jeszcze kilka lat temu. W grupie 1/4 najzamożniejszych gospodarstw domowych w 2015 roku dostęp do sieci i komputer miało ponad 90% gospodarstw domowych, podczas gdy w grupie 1/4 najuboższych gospodarstw domowych dostęp do internetu miało jedynie 54,5% gospodarstw domowych, a komputer miało 54,9% gospodarstw domowych.''
Na podstawie powyższych danych widzimy, że tylko około 4-7% rodzin posiadających dzieci w roku 2015 nie miało w domu komputera z dostępem do Sieci. Teraz trzeba byłoby brać poprawkę na te wszystkie programy socjalne skierowane do rodzin, które zostały - mniej więcej - w tym czasie uruchomione. Ale jako osoba ćwicząca swój optymizm (skacz przez ten płotek! no skacz!) podejrzewam, że część z tych 4-7% jednak w komputer i internet się zaopatrzyła. (A jeśli nie, to problem tkwi gdzieś głębiej...)
Widzimy też, że wykluczenie cyfrowe w Polsce dotyka najczęściej osób starszych, a propozycja rozszerzenia kanonu lektur o grę komputerową ich nie dotyczy. ;)
Nie podoba mi się ten pomysł, ale ja jestem uprzedzona do gier, więc... To tylko moja opinia. A tak poza tym, pan premier jak zwykle oderwał się od rzeczywistości, w tym wypadku szkolnej - i zapomniał, że rzadko kiedy jest czas na lektury nieobowiązkowe, bo nauczyciel musi gonić podstawę programową, z realizacji której jest rozliczany.
× 2
@mxkne · ponad 4 lata temu
Myślę, że to jeszcze nie aż tak tragiczny pomysł, ale szczerze nie wiem, czy się przebije :/ Pamiętam ze swojej edukacji, że chyba tylko raz udało nam się zmieścić w czasie z dodatkową lekturą, bo zwyczajnie nie było czasu. No i nie do końca się zgadzam z premierem Morawieckim co do tego wyobrażania na poziomie gra-książka, bo jednak inaczej funkcjonuje wyobraźnia, kiedy mamy tylko tekst, a inaczej w przypadku podparcia go stroną audiowizualną. Ale no... Zobaczymy, co to wyjdzie. Może nawet sama kiedyś zagram :)
Szczerze polecam, masz rację, że tekst w wersji audiowizualnej inaczej się odbiera, ale moim zdaniem zdecydowanie mocniej. Sama rzadko sięgam po typowe gierki, jeśli już to po takie, w których dużo się czyta i tak naprawdę mam wtedy wrażenie, że "czytam książkę" tylko dodatkowo mam jakiś wpływ na jej przebieg. "This war of mine" ma bardzo mocny przekaz, mało która książka tak mnie emocjonalnie przemieliła :D Tak samo "Life is strange 2" - jak ja przeżywałam każdy wybór!
Ja bym była otwarta na takie nowości. Ostatecznie wreszcie uczniowie by mnie czegoś nauczyli, jeśli bym uczyła. Ale jeśli nauczyciel nie zna, nie umie i nie zamierza się przyznać do niewiedzy, a takich jest dużo, to już widzę tę lekcję.
Jest oczywiste, że chcąc omawiać tę grę (nie wiem, czy to dobre sformułowanie, ale chyba wiadomo, o co chodzi) z uczniami, nauczyciel MUSI najpierw sam ją poznać i się nauczyć. Tak samo, jak z jakąkolwiek inną lekturą. Ja również bym to zrobiła, chociaż ogólnie mi się ten pomysł nie podoba. Przy okazji. Zawsze, gdy spotykam się ze stwierdzeniem, że jakichś nauczycieli (obojętnie jakich, upraszczając - dobrych czy złych) jest dużo, zastanawiam się - dużo, to znaczy ile i na jakiej podstawie się tak stwierdza? Dużo, to znaczy ilu Ty takich poznałaś?
Byłam nauczycielką. Myślę, że pomysł na omawianie gry jest chybiony. Nie wyobrażam sobie tego. Myślę, że to pomysł ministerstwa na uatrakcyjnienie lekcji i pogranie razem i sposób, żeby uczeń mógł czegoś nauczy nauczyciela. Pamiętam, że jak zaczęłam z gimnazjum rozmawiać na te tematy okazało się, że niepozorny uczeń programuje strony. Nie pytaj mnie co taka gra ma go lekcji polskiego bo nie wiem. Nie znam gry.
Teraz to już całkiem namieszałaś, nie odpowiadając na moje pytanie, a odpowiadając na te, których nie zadałam. Ok. Nie było pytania, nie było dyskusji.