Cytaty Anna Olszewska

Dodaj cytat
Trudno było mu to przyznać, ale podobał mu się dźwięk, z jakim pięść pierwszy raz zderzyła się z jej twarzą. Oszołomił go widok strużki krwi, która pociekła z nosa, a potem jej źrenice rozszerzyły się, gdy zrozumiała, że skończyła mu się cierpliwość. Ten widok wprawił go niemal w ekstazę. To dlatego uderzył po raz drugi... Po czwartym ciosie przestał szukać powodów.
Za każdym załomem czaił się mrok. Powietrze przesiąknięte było czymś, czego nie potrafił zinterpretować, ale zawilgocone elewacje sprawiały, że miał ochotę odwrócić się i odejść. A przecież nie był nawet przesądny.
Stali w milczeniu, nienawykli do zła. Nawet jeżeli wokół nich ciągle wydarzało się coś niewłaściwego, w naturalnym odruchu spychali to na obrzeża świadomości. Nie chcieli roztrząsać przyczyn, dla których ich sąsiedzi bili żony, wszczynali burdy po pijaku, zaniedbywali dzieci i katowali zwierzęta.
Co głupiemu po rozumie, kiedy rządzić nim nie umie...
Zdrojewska próbowała uspokoić szybko bijące serce. Nie miała pojęcia, co znaczyły te słowa, ale rozumiała, że były ważne. Że Gończarzowa chciała im coś przekazać, nawet jeżeli nie było jej już na tym świecie.
Przerażał ją fakt, że - zgodnie z raportami służby więziennej - wśród osadzonych za zabójstwa praktycznie sto procent deklarowało wyznanie katolickie, a większość z nich brała udział w codziennych mszach.
Kiedy Anna rozpoczęła pracę w nowotarskiej komendzie, ucieszył się. Była pracowita i znała mieszkańców. Wiedziała, na kogo trzeba zwracać szczególną uwagę.
Jezioro tworzyło własny mikroklimat. Zimne powietrze napływające z gór odbijało się od zbiornika i unosiło z jego powierzchni mgłę. Nawet jeżeli okoliczne wsie były zalane promieniami słońca, mleczna zawiesina pełzała na brzegach zalewu.
Miała już swoje lata, a jednak dotąd nigdy nie widziała trupa. Nawet na pogrzebach nie podchodziła do otwartej trumny. Śmierć ją przerażała. Odbierała ludziom godność. Razem z życiem z człowieka ulatywała wszelka gracja, z którą poruszał się po ziemi.
Waldemar Kobuz nienawidził plotek. Były jak sącząca się do uszu trucizna.
Przestań się czaić jak śmierć pod drzwiami depeesu.
Kluczyki do auta upadły z brzękiem na asfalt. Odniósł wrażenie, że dźwięk poniósł się po okolicy jak hejnał z wieży mariackiej. Podnosząc je, zerknął dyskretnie przez ramię, jednak nikogo nie dostrzegł. Stare budynki trwały niewzruszenie. Majestatyczne i ciche jak wtedy, gdy ujrzał je po raz pierwszy.
Kiedy dotarł do wschodniej ściany i pchnął drzwi do ostatniego pomieszczenia, zajęło mu kilka chwil, aby zrozumieć, ze przekraczając próg pogorzeliska, popełnił ogromny błąd.
Musiał sprawdzić, co kryło wnętrze chaty. Nie mógł oprzeć się temu destrukcyjnemu nawoływaniu, które słyszał we własnej głowie. Energii, która emanowała z pogorzeliska.
Igor przyjrzał się zdobieniom wyrzeźbionym w balustradach. To nie były budynki z tej epoki. Teraz już nikt nie stawiał takich domów. Nie obchodził się z drewnem z taką dbałością o detale.
Jezioro było ciche, ale pod powierzchnią kotłowały się wspomnienia. Tajemnice ludzi, którzy kiedyś żyli na obu brzegach Dunajca. Rodzili się tutaj i umierali. Śmiali się, płakali i toczyli ze sobą wojny.
Odrzucił papierosy na deskę rozdzielczą i skupił się na Zalewie Czorsztyńskim. Pociągało go, że tak wiele musiało zostać zniszczone, aby to miejsce wypełniło ponad dwieście milionów metrów sześciennych wody. Gdzieś w głębinach kryły się zalane podczas budowy tamy wsie.
Nowoczesne rezydencje przyciągały wzrok, jednak nikt nie zakłócał spokoju ich mieszkańców. Starzy górale zdawali się darzyć nowo przybyłych instynktowną niechęcią. Jakby te budynki były obrazą dla tutejszej tradycji. Jakby bogacze z miast zawłaszczali sobie w ten sposób historię tego miejsca. Zasiedlali je, mimo że im się ono nie należało.
Powinien dojechać na miejsce wiele godzin temu, jednak nie zamierzał się spieszyć. Czekał na ten dzień pięć lat. Odliczał każdą minutę. Zostawiał przeszłość za sobą. Odcinał się od niej grubą kreską, aby zacząć wszystko od nowa.
Osada zdawała się do niego mówić. Sprawiała, że narastała w nim niechęć do tej roboty. Miał przeczucie, że nic nie pójdzie zgodnie z planem. Że ta niewielka miejscowość skrywa swoje tajemnice, które staną mu na przeszkodzie...
Zniszczenie wsi, która trwała przez prawie siedemset lat, przyszło ludziom wyjątkowo łatwo.
Tama na Dunajcu robiła wrażenie nawet na protestujących przeciwko jej powstaniu, bo też trudno było zakwestionować rozmach przedsięwzięcia. Przeszło czterystumetrowa ściana miała połączyć brzegi rzeki, przecinając ją na wysokości dawnej przystani flisackiej.
W jej oczach przez chwilę błysnęły łzy, ale szybko nad nimi zapanowała. Cała ona. Nawet na chwilę nie opuszczała gardy.
Chyba tylko ten jeden raz na Rysach...
Życie nauczyło mnie, że marzenia powinny pozostać tylko snami, na które można pozwolić sobie od czasu do czasu.
Uśmiechnęłam się szeroko, zadowolona, że zaakceptowali mój pomysł.
Trzy bransoletki przyjaźni.
Po jednej dla każdego z nas...
Nawet nie drgnęła, gdy się do niej zbliżyli. Jakby góry przejęły już nad nią kontrolę.
Znowu lawirował pomiędzy pacjentami i sprzętem, ale tym razem nie przejmował się tym, czy kogoś potrąci. Parł przed siebie z jedną myślą. Minęło kilkanaście godzin, a dziewczyna nadal była w górach. Nie miał odwagi liczyć, jaka była szansa na jej odnalezienie.
Chciałam, żeby poznał mnie od nowa. Rozłożył jak mapę i przyglądał się wszystkim niezdobytym jeszcze szlakom.
Stałam w sieni i słuchałam, jak moje siostry przerzucały się świątecznymi wspomnieniami. I każde z nich było jak ten prezent, o którym mówiła Honorata. Każde mogłam odpakować w swojej głowie.
Ruszyliśmy w dół. Śnieg sypał coraz bardziej. Nie dostrzegałam już śladów, które zostawiliśmy, wchodząc na górę. Krajobraz się zamazywał. Nie było już wydeptanej drogi. Nie było kamieni, korzeni drzew, nierówności. Wszystko zakryła lodowata biel. Nie rozumiała, dlaczego jeszcze przed południem wprawiała mnie w zachwyt. Teraz była przerażająca.