Cytaty Bartosz Szczygielski

Dodaj cytat
- Betel, ten chłopak jest może z pięć lat młodszy od ciebie.
- To już przepaść - zauważył młodszy aspirant. - Codziennie widuję na ulicy dzieciaki, które są młodsze może o dziesięć lat, a nie rozumiem połowy rzeczy, które między sobą mówią.
- Jak dożyjesz mojego wieku, co uważam za mało prawdopodobne, nie będziesz rozumiał niczego.
Życie jest proste. Rodzisz się, rozmnażasz lub nie, umierasz.
Wyszedł ze stróżówki i odetchnął świeżym powietrzem. Wewnątrz pachniało kawą rozpuszczalną, mokrym drewnem i kulkami z naftaliną, a w tym zestawieniu nie dawało to przyjemnego efektu. Krystian miał wrażenie, że tak właśnie pachnie starość.
Wszystko miał zapisane w swoim smartfonie i jeżeli straciłby dostęp do tej bazy danych, zostałby z niczym. Czasem nachodziły go myśli o tym, jak bardzo uzależnił się lub został uzależniony od technologii. Teraz było już za późno, by spróbować się odseparować od tego wszystkiego.
- Całe szczęście, że nie mieliśmy dzieci, bo wtedy pewnie bym go zabiła, jakby je tknął. - Uśmiechnęła się smutno. - Mówię poważnie. Potem spędziłabym pewnie dwadzieścia lat w więzieniu, wymieniając papierosy na podpaski, ale przynajmniej miałabym jakąś satysfakcję, Poczucie sprawiedliwości może.
Będąc dzieciakiem, nie przypuszczał, że swoją przyszłość zwiąże właśnie z policją. Prędzej widział się w roli kowboja, Supermana, a potem strażaka, choć akurat z ogniem nie miał miłych wspomnień. Z facetami w granatowych mundurach też nie, ale przynajmniej oni chcieli go do siebie przyjąć, kiedy szukał pracy. Pokazali mu, że ma predyspozycje, by zrobić coś dobrego.
Miał przekrwione białka, a zarost na policzkach przypominał jeża, którego najpierw ktoś rozjechał, a później zostawił na słońcu przez miesiąc.
Krystian nie potrafił zrozumieć, dlaczego ludzie tak bardzo pragną być świadkami tragedii. Zawsze zwalniali na drodze, kiedy zauważyli wypadek, i chętnie przystawali, by zrobić zdjęcie palącego się budynku.
Imię wypowiedziane na głos brzmiało znajomo. Na tyle znajomo, że mogła uznać je za swoje własne. Bała się do tego przyznać, ale niewiele pamiętała ze swojego życia.
Na pasku informacyjnym widział słowa, których nie spodziewał się zobaczyć nigdy w swoim życiu. Nie w Polsce, gdzie omijało ich wszystko to, co działo się na świecie.
Organizm zaczynał się rozbudzać, czego on nie mógł powiedzieć o mózgu, do którego wszystkie informacje spływały z opóźnieniem. Szczególnie rano, które dla Krystiana było terminem mocno ruchomym.
Monika nie przypuszczała, że niedługo umrze, a ratownicy medyczni, którzy przybędą na miejsce zdarzenia, będą próbowali pozbierać ją do kupy przez dobrych kilka godzin.
Bezskutecznie.
Nic nie czuł, bo nos miał zapchany gorzej niż odpływ w szatni na basenie.
Wiele się zmieniło przez te lata. Ksiądz stał się elementem wystroju. Ławką, którą mija się codziennie i nawet nie zauważy się tego, kiedy ta złamie się ze starości.
Zdawał sobie sprawę, że kawa sprzedawana w przydrożnych zajazdach smakowała jak mieszanka nafty z syropem na kaszel, ale teraz skłonny był do ustępstw. Musiał czymś przepłukać usta.
Dziwił się, że była w stanie zasnąć w samochodzie, gdzie poziom hałasu mógł porównać do glebogryzarki próbującej się przebić przez asfalt.
Spotykał na swojej drodze ludzi, którzy nie grzeszyli inteligencją i zawsze zdawali się szczęśliwsi niż całą reszta społeczeństwa. Nie zagłębiali się w politykę, nie interesowała ich kultura ani to, jak będzie wyglądała ich przyszłość i skąd wezmą pieniądze.
Nienawidził zimy, która co roku karała go za grzechy przeszłości. Konsekwentnie i bez taryfy ulgowej.
Duchowny widział takie małżeństwa już wielokrotnie. Pośpieszne, podsycane żarem seksualności i pozbawione bliskości jednocześnie. Kiedy przychodziła proza życia, takie związki pękały, a razem z nimi ludzie.
Praca fizyczna pozwala spojrzeć na życie z innej perspektywy. Nic tak nie pomaga uporządkować myśli, jak trochę zmęczenia.
Niby taka światowa jest. Samochody, jeansy, a faceta ma jak my. - westchnęła Janina. - Pamiętam, jak mój mi się kiedyś odwinął, to mu potem odpłaciłam. Stary tydzień bał się podejść, a jadł na zewnątrz ze świniami. A to chucherko? Co toto może zrobić? Potulne jakieś takie i takie niemrawe. Durne. No i ubiera się tak, że szkoda strzępić język.
Czasem lepiej nie wiedzieć, co dzieje się z naszym jedzeniem. Niewiedza jest błogosławieństwem.
- Daleko jeszcze?
- Kawałek.
- To samo mówiłaś, jakieś dziesięć minut temu.
- Nic się nie zmieniło, to co mam ci powiedzieć.
Nie mówi się o śmierci osobie, której się wróży.
Nigdy.
To zmienia człowieka.
Swoje zboczenia zostawia się w tajemnicy i delektuje nimi, gdy nikt nie patrzy.
Szczęście to wybredna suka, pomyślała.
Nie ona pierwsza i nie ostatnia zwróciła się do siły wyższej, by usprawiedliwić swoją decyzję.
Na zewnątrz zrobiło się już prawie ciemno, a ona nie lubiła ciemności. Zbyt dobrze wiedziała, co może się w niej kryć.
Wróżbita powinien siedzieć w długich, powłóczystych szatach, a w pokoju powinna znajdować się przynajmniej jedna szklana kula.
"Ludzie jednak czasem się zmieniają. Widać wystarczy tylko odpowiednio mocno ich przeczołgać."