Cytaty John Flanagan

Dodaj cytat
Will właśnie miał dosiąść Wyrwija, lecz jeszcze się zawahał. Biegiem wrócił do chatki, sięgnął po futerał z Giletem, zarzucił go sobie na ramię. Bo nagle poczuł, że w jego życiu jest, mimo wszystko, miejsce na muzykę.
- Szczęsnego dnia Willu Treaty. - powiedział. - Dziwne to miejsce, do którego nas sprowadziłeś. Will pokiwał głową.
-Dziwne, Gundarze. Ale nie nieprzyjazne. Nikt wam tutaj źle nie życzy.
- Chyba, że ten idiota sekretarz.- wtrącił Horace półgębkiem.
Jednak trzeba ci wiedzieć, iż wszelkie sprawy wymagają czasu. I jakoś się z czasem układają. Czas przynosi rozwiązania. Poczekaj, a się doczekasz.
Niekiedy życie stawia przed tobą problemy, których nawet najmądrzejszy, najbardziej zaufany mentor nie potrafi za ciebie rozwiązać- pomyślał. To część bólu dorastania.
Nie skupiaj się na oczywistym. Ktoś może chcieć, żebyś zobaczył to, co on chce żebyś zobaczył, a wtedy przeoczysz coś ważnego
Noś w sobie pewność, wiedz, że osiągniesz cel, a osiągniesz go z pewnością. Nie pozwól, by do twojej głowy wkradły się wątpliwości, bo cię zniszczą. Tak brzmi reguła samosprawdzającej się przepowiedni.
Trzeba sprostać własny lękom, a one ulotnią się niczym mgła w promieniach słońca.
Na zawsze zapamiętaj, że trzeba sprawdzać dokładnie wszystko, co zdołasz zauważyć nad czołem. Większość tropicieli pomija sprawdzanie tego, co ich przewyższa. Ten akurat kierunek poszukiwać mało komu przychodzi na myśl.
Pamiętaj, nigdy nie wykonuj na samym początku tego, co w twoim repertuarze najlepsze. Deser pozostaw na ukoronowanie występu.
Próbował zabrać ze sobą psa. Miał tylko jego. Jedynego na całym świecie przyjaciela. Zwierzęcia nie obchodziło, że chłopiec jest brzydki i pokraczny. Pokochał Trobara, Trobar pokochał jego. Psy już takie są. Nie osądzają.
Kuracja ducha wymaga jednak długiego czasu. Wierz mi, o wiele łatwiej wyleczyć zranione ciało niż cierpiącą duszę.
Wyrwij: Chyba ci tłumaczyłem, żebyś się trzymał z dala od kłopotów.
Will: Nie zrzędź.
Po to zadaliśmy sobie mnóstwo trudu, po to zadbaliśmy o zachowanie naszego spotkania w tajemnicy, wszystko po to, żebyś ty wpadł tu jak wariat, wrzeszczą, ile sił w płucach.
Zostałeś więc ostrzeżony. Choć muszę stwierdzić, że gdybym ja szykował na kogoś zasadzkę, ostatnią rzeczą, która bym zrobił, byłoby powiadamianie go o tym z góry.
Rozmowa niekiedy wspomaga myślenie.
Nikomu nie wolno nosić srebrnego liścia dębu, dopóki nie udowodni, że stał się mężczyzną.
- Wspaniale, zjesz ze mną wieczerzę! - Wskazał ręką na chatkę.
- Zapytam Edwinę, czy zechce przygotować coś dla jeszcze jednej osoby.
- Edwinę? - powtórzyła Alyss, z uśmiechem przylepionym do ust. Zerknęła na chatkę, zastanawiając się czy Will trzyma tam cały tabun kobiet.
Uwierz, nie trzeba alchemii, aby się połapać. Węszysz po moim lesie od paru dni. Dosiadasz konia o takim samym pokroju, jak te, na których jeżdżą zwiadowcy. Nosisz łuk. Do boku przytroczyłeś wielką saksę. Idę o zakład, że chowasz gdzieś w zanadrzu nóż do rzucania. Twoja opończa jest szczególna. W niepokojący sposób zlewa się z otoczeniem. Kimże więc mógłbyś być? Minstrelem?
Zmarszczył czoło, popatrzył na mandolę Willa.
- Struna A troszkę Ci nie stroi - oznajmił.
- Wiedziałem - Halt poinformował Crowleya wszystkowiedzącym tonem.
Halt Siwobrody znany jest,
Ten co waleczne serce ma
Z tego, że nożem strzyże się
I czesze się widelcem
Bywaj zdrów Halcie Siwobrody,
Bywaj mi, bywaj zdrów
Bywaj zdrów Halcie Siwobrody
Jutro spotkamy się znów.
- Nieś go zatem w taki sposób, żeby w każdej chwili móc się pozbyć flakonu. Jeżeli usłyszysz, że szkło się stłukło, pozostanie około dziesięciu sekund, nim kwas przeżre skórzaną osłonę.
- Nie upychaj zatem szkła w spodniach - wtrącił Xander, tłumiąc chichot. Tym razem obaj, i Will i Malcolm spiorunowali go wzrokiem.
- Właściwie to szkoda, że nie jestem czarnoksiężnikiem - westchnął Malcolm. - Zmieniłbym cię w ropuchę.
- Coś mi podpowiada, że ktoś cię w tym ubiegł - prychnął Will.
- Grasz na lutni, panie?
Will pokręcił głową.
- Lutnia ma dziesięć strun - wyjaśnił.
- To jest mandolina, taka większa mandolina z ośmioma strunami, strojonymi parami. - Dostrzegł brak zrozumienia na twarzy karczmarki.Tak samo działo się z większością ludzi, kiedy usiłował wytłumaczyć różnicę między lutnią a mandoliną. Od razu dał spokój. - Trochę grywam - zakończył.
- Zyskałeś niemałą sławę - odezwała się Alyss, uśmiechając się do Willa przy obiedzie.
- Działam odruchowo - tłumaczył. - W gruncie rzeczy trochę mnie to wszystko przytłacza.
- Odruchowo zaprosiłeś załogę wilczego okrętu na ucztę? - zagaiła. - Odruchowo zapobiegłeś krwawej bitwie, poświęcając ledwie kilka zwierząt oraz parę bukłaków wina? Rzekłabym, że poradziłeś sobie całkiem dobrze.
Dziewięćdziesiąt pięć procent przypadków, jakie widziałem, nie oznacza nic innego, jak tylko hokus-pokus i czary mary - rzucił pogardliwie. - Nic, czego nie zdołałaby załatwić celnie wypuszczona strzała. W mniej więcej w trzech procentach mamy do czynienia z kontrolą umysłów i manipulowaniem słabszą wolą przez silniejszy umysł. Tak Morgarath panował nad swoimi wargalami. (...) Na jeden procent, następny, składają się przypadki zbiorowej halucynacji. Niektórzy są w stanie ją wywoływać - ciągnął Crowley. - Zjawisko zbiorowej halucynacji również kojarzy się z panowaniem nad umysłami, lecz tutaj ludzie "widzą" albo "słyszą" rzeczy, które w rzeczywistości nie istnieją.
Will, nieobecny duchem, ledwie coś mruknął. Malcolm ciągnął dalej, z nutą rosnącej irytacji:
- Oczywiście zdarza się, iż niedźwiedź czasami wskakuje przez okno, lądując na stole. A raz zła czarownica wpadł i podpaliła zupę. Poza tym w trakcie posiłków nic się nie dzieje.
- Mmmmm - Will nadal nie palił się do pogaduszek. Lecz wreszcie dotarło doń, iż Malcolm się nań gapi. Młody zwiadowca podniósł wzrok, minę miał skruszoną.
- Wybacz proszę - powiedział. - Chyba trochę cię nie słuchałem.
Wymienili z Wyrwijem zdziwione spojrzenia. Wierzchowiec zapewne wzruszyłby łopatkami, gdyby zdołał. "A co ja tam wiem?" - chciałby powiedzieć. "Jestem tylko koniem".
Zwiadowcy nie podróżowali z łukami przewieszonymi przez ramię. Nosili je gotowe do błyskawicznego użycia. Zawsze.
Przerwał świadom, że obaj mężczyźni wpatrują się w niego z wyrazem całkowitego osłupienia.
- Chcę powiedzieć - powtórzył - że to tak jakby dotyczyło psa, ale tak naprawdę nie całkiem, jeżeli rozumiecie, co mam na myśli.
Nastała bardzo długa chwila ciszy, aż wreszcie Halt wymruczał powoli:
- Nie, prawdę rzekłszy, ja nic nie rozumiem.
Crowley, przyjaźniący się z Haltem od niepamiętnych czasów łypnął nań i spytał:
- Miałeś u siebie tego młodzieńca przez....ile, sześć lat?
Halt wzruszył ramionami.
- Prawie sześć - odparł
- A czy kiedykolwiek udało Ci się zrozumieć choć słowo z tego, co mówi?
- Niezbyt często - stwierdził Halt.
Crowley pokręcił głową z zadumą.
- Jakie to szczęście, że nie poszedł do Służby Dyplomatycznej. Bylibyśmy już w stanie wojny chyba z pół tuzinem krajów, gdyby ktoś go spuścił z oka.
Byłbyś zdumiony, słysząc, w co ludzie zdolni są uwierzyć. Im większe kłamstwo, im większa bzdura, tym chętniej nadstawiają ucha.
Ludzie często widzą to, co zamierzają zobaczyć.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl