Cytaty John Flanagan

Dodaj cytat
-No... Będą się żenić. To znaczy, Horace z Evanlyn. Co ty na to? - Will potrząsnął w zadumaniu głową.
-Też się cieszę [...]
-Bo wiesz... - umilkł, jakby chciał się umocnić w swym postanowieniu, po czym dokończył:- Może i my powinniśmy się nad czymś takim zastanowić.
Nagłym ruchem cofnęła się, postąpiła krok do tyłu.
-Powinniśmy się nad czymś takim zastanowić? - [...] - To niby mają być osiadczyny?
-No... ja... Wiesz... - wykrztusił Will.
- Niełatwo jest się pożegnać, Kurokumo. Lecz ty i ja na zawsze pozostaniemy razem. Spójrz w umysł swój i wniknij w serce, a zawsze mnie tam znajdziesz.
[...] postąpili tak, jak postąpiłby każdy rozsądny wojownik.
Odwrócili się i uciekli.
- Jeśli wszystko za mnie uczynią (...) czego ja sam zdołam się nauczyć?
Bez ryzyka nie mamy szans na zwycięstwo. Rzecz w tym, by podejmować takie ryzyko, które się opłaci.
- Nie mówiąc o tym, że Halt jest w stanie przypalić wodę, kiedy bierze się za gotowanie - rzucił.
Kto pyta, nie błądzi. Kto nie pyta, nigdy się nie dowie.
Nim zdążył pomyśleć, odezwał się: - Halt? Śpisz? - Śpię. - Ton wypowiedzi złożonej z jednego słowa nie pozostawiał wątpliwości: towarzysz nie miał ochoty na pogawędkę. - Oj, przepraszam. - Cicho bądź. Will nie był pewien, czy powinien przeprosić jeszcze raz, ale zdał sobie sprawę, że przecież właśnie kazano mu siedzieć cicho, toteż zamilkł. Spojrzał w otwarte okno. Pojawił się w nich blask księżyca. Ziewnął rozdzierająco i już po chwili zasnął smacznie, pomimo całego zadumania nad własnym losem. Spał jednak zaledwie kilka minut, kiedy obudził go głos Halta. - Willu, czy śpisz? Natychmiast otworzył oczy, gotów do zmierzenia się z każdym niebezpieczeństwem. W następnej chwili uświadomił sobie, że Halt odezwał się głosem całkiem spokojnym, nawet jakby z lekka rozbawionym. Rozluźnił mięśnie. - Owszem, spałem - oświadczył, z lekka nadąsany. - Ale teraz już nie śpię. - O, popatrz. To nie inaczej, jak ja przed chwilą - odparł Halt złośliwie. - Dobrze ci tak. Po czym brodaty zwiadowca przewrócił się na drugi bok, podciągnął kołdrę pod brodę i usnął.
Czyż nie lepiej spokojnie znosić przeciwności losu, niż skargami na nie utrudniać życie sobie oraz innym?
- Cóż, moja mamuśka miała takie powiedzenie: ,,Wygląda jak kaczka, kwacze jak kaczka i człapie jak kaczka, więc to pewnie kaczka."
- Tkwi w tym głęboka mądrość - stwierdził Halt. - Tylko co wiekopomne słowa twej matki mają wspólnego z naszą sytuacją?
Gundar wyjaśnił niespiesznie:
- Wygląda to na kanał. Znajduje się we właściwym miejscu. Gdybym ja miał kopać, tutaj właśnie bym go wykopał. A więc...
- A więc to przypuszczalnie właściwy kanał? - podpowiedział Selethen.
Gundar zaśmiał się.
- No, chyba że kaczka - stwierdził.
Ludzie pod presją przejawiają skłonność do popełniania błędów, a to może obrócić się na naszą korzyść.
- Może jednak lepiej, gdybyśmy pojechali wszyscy razem, we trzech - odezwał się chwilę po tym, jak przyjaciel zniknął im z oczu.
- Nasza trójka uczyniłaby cztery razy więcej hałasu niż on - stwierdził Halt.
Horace zmarszczył czoło, nie bardzo rozumiejąc wyliczenie.
- Cztery? Dlaczego cztery razy więcej? Chyba trzy?
Halt pokręcił cierpliwie głową.
- Niezupełnie. Will i Wyrwij prawie wcale nie hałasują. Ja i Aberald też nie. Natomiast, co się tyczy ciebie i tego istnego trzęsienia ziemi na kopytach, które zwiesz swym wierzchowcem... - urwał, wskazując na Kickera.
Ciekawa rzecz, pomyślał Horace, jak wiele ironii można zawrzeć w zwykłym spojrzeniu lub skinieniu głową. Bywa, że jeden gest wyraża więcej niż setki słów.
Kiedy masz do czynienia z przeciwnikiem, który przewyższa cię umiejętnościami, twoją jedyną szansą jest go zwieść. Rozprosz jego uwagę. Zabełtaj mu głowę ględzeniem. Mów. Mów cokolwiek. Skoro już rozpoczniesz zdanie, wróg spodziewać się będzie, iż zechcesz je dokończyć. Jednak ty zacznij działać.
Dopiero co połączył się z Pauline węzłem małżeńskim, a tak mało brakowało, by uczynił ją wdową. Wbrew swej zwykłej powściągliwości ruszył na spotkanie Pauline, pochwycił ukochaną w ramiona i wycisnął na jej ustach długi, bardzo długi pocałunek.
- Hurra! - zakrzyknął zgromadzony tłum. Will, który spoglądał na to z niejakim zaskoczeniem, poczuł na ramieniu delikatną dłoń. Uniósł nieco wzrok, by ujrzeć uśmiechnięte oczy Alyss.
- Moim zdaniem, to dobry pomysł - rzekła, zerkając w stronę Halta i lady Pauline. Will nie mógł się z nią nie zgodzić. Objął dziewczynę i ucałował. Zawirowało mu w głowie, kiedy poczuł na swych wargach dotknięcie jej ust. zawołali znów zgromadzeni.
- Niesamowite - rzekł. - Gdybym nie wiedział, że tu jesteś... - umilkł, próbując znaleźć właściwe słowa, po czym dokończył niezręcznie: - Nie wiedziałbym, że tu jesteś.
Kiedy dochodzi do walki na serio, zawsze coś pójdzie nie tak. Zawsze zdarza się coś, czego nie sposób zaplanować.
Malcolm cofnął dłoń, krzywiąc się lekko z bólu.
- Jakże mógłbym odmówić? Czy zawsze wyrażasz radość na widok przyjaciela, usiłując zmiażdżyć mu dłoń tym twoim potężnym łapskiem?
Nie, nie zamierzał się poddać. Nigdy, przenigdy tego nie uczyni. Jeśli istnieje choćby najmniejsza szansa na ocalenie chorego, uczyni wszystko, by pomóc. Trzeba walczyć do samego końca.
- Kiedy dam ci sygnał, rozprawisz się z towarzyszącymi przemytnikowi osiłkami.
Horace uśmiechnął się od ucha do ucha. Miał wrażenie, że wykonanie tego polecenia nie będzie wymagało szczególnie subtelnych podchodów.
- Czemu nie - rzekł. - Aha, a jaki to będzie sygnał?
Halt zerknął na niego.
- Myślę, że powiem coś w rodzaju "Horace".
Wysoki wojownik przekrzywił głowę na bok.
- Horace? I co dalej?
- Nic - uciął Halt. - "Horace" i tyle.
-Fanatycy- stwierdził Halt.-Wiara silniejsza od rozumu… Istny cud.
Tylko głupiec sądzi, że zjadł wszystkie rozumy. I że wszystko potrafi.
Will spoglądał na grono serdecznych, przyjaznych ludzi. Świat odrzucił ich z powodu kalectwa lub deformacji ciał. Odrzucił ich, bo byli inni. Tymczasem — stwierdził w myśli Will — na tym właśnie polega cały fałsz. Ci ludzie wcale nie są inni, są tacy sami. Dlatego, że — jak my wszyscy — są ludźmi.
Nie umiem patrzeć bezczynnie, jak umiera istota ludzka.
- Czy mamy dość czasu, żeby zaparzyć kawę? - spytał Horace.
- Na zaparzenie kawy zawsze jest czas - stwierdził sentencjonalnie Halt.
Halt wyprostował się na siodle.
- Horace, czy zarzucasz mi, iż zakradłem się do kuchni po to, żeby ukraść ciastka? Naprawdę?
-Horace, czy zarzucasz mi, że zakradłem się do kuchni po to, żeby ukraść ciastka? Naprawdę?
Wprost emanował urażoną godnością.
-Ależ skąd, nic podobnego! - zaprzeczył pospiesznie Horace.
Halt sapnął, usatysfakcjonowany.
- Niczego ci nie zarzucam. Pomyślałem tylko, że ci ulży, jeżeli się przyznasz - dodał Horace.
Ludzie często nie doceniają wody, a to przecież wyśmienity napój.
- Niesamowite - rzekł. - Gdybym nie wiedział, że tu jesteś... - umilkł, próbując znaleźć właściwie słowa, po czym dokończył niezręcznie: - Nie wiedziałbym, że tu jesteś.
- Jako tako. Chociaż przez chwilę sytuacja rysowała się naprawdę groźnie. Jednak Malcom podał mu silny środek nasenny, żeby spowolnić działanie trucizny.
Zdecydowanie brzmiało to lepiej, niż gdyby powiedział "Malcolm o mało go nie zabił" albo "Malcolm musiał doprowadzić go pod samą granicę życia i śmierci, stawiając wszystko na jedną kartę".
© 2007 - 2024 nakanapie.pl