Smoki. Pomimo tego, że je uwielbiam, to rzadko znajduję książkę z dragońskim motywem, która by mi przypadła do gustu. Jednak lubię ryzykować (prawdziwy ze mnie hardkor, ryzykować przeczytanie książki) i czasami bardzo pozytywnie się zadziwiam. Lecz często zdarza się również tak, że taka powieść okazuje się kompletną klapą. Dla mnie te mityczne stworzenia są naprawdę fascynujące i niezwykłe. Dlatego bardzo dobrze wspominam serię "Eon", gdzie te potwory zostały ukazane w naprawdę dumnym światłem (wiem, że nie można pokazać kogoś w dumnym świetle, ale to dobrze brzmi). Miały tam swoją rolę do odegrania i naprawdę dobrze autorce to wyszło. W tym roku jakoś nie mam szczęścia do powieści z takim motywem, bo jakoś nie mogę znaleźć niczego, co by mnie zainteresowało. Ostatnio postanowiłam, że muszę w końcu przeczytać coś o tych ognistych istotach i mój wybór padł na "Ognistą", która w sumie zapowiadała się nieźle. Dość dobre noty, ciekawy opis i okładka. Why not? Spróbowałam i nie żałuję.
"Ognista" Sophie Jordan opowiada o dragonce Jacindzie, która jest pierwszą ognioziejką od wielu pokoleń. Dlatego stado postanawia ją sparować z Cassianem, czyli przyszłym przywódcą. Dziewczynie niezbyt to na rękę, ale cała sytuacja bardziej nie podoba się jej matce... Pewnego dnia gdy dziewczyna ucieka, aby w świetle dnia zmienić się w smoka, co jest surowo zabronione, prawie zostaje porwana przez myśliwych, jednak jeden z nich lituje się nad nią i puszcza ją wolno. Tego samego wieczoru nastolatka wraz z siostrą i rodzicielką ucieka wbrew własnej woli. Jej matka chce, aby tak samo jak ona kiedyś, zabiła swoją smoczą część. Nasza główna bohaterka nie potrafi wyobrazić sobie życia bez latania, więc ciągle próbuje się przemieniać, pomimo tego, że z dnia na dzień robi się to coraz trudniejsze. Już prawie traci nadzieję, aż podczas pierwszego dnia szkoły trafia na Willa. Okazuje się to być ten sam chłopak, który kiedyś ją uratował. Wtedy była jednak pod swoją ognistą postacią, więc nastolatek oczywiście jej nie rozpoznaje, jednak od razu budzi się w niej smok. Wkrótce zbliżają się do siebie. Oboje skrywają pewien sekret przed drugą osobą, lecz to nie przeszkadza im w zakochaniu się w sobie nawzajem.
Dobra po opisie można stwierdzić, że to trochę banalne i w sumie mogę się z tym nawet zgodzić, ale... poczekajcie jeszcze chwilę. W tej książce fabuła nie jest największym plusem i mimo, że pod tym względem książka nie zachwyca, to uwierzcie mi posiada plusy, które mogą was przekonać do sięgnięcia po nią.. Nie wiem jeszcze jak je przedstawię, ale to się wymyśli. W każdym razie chodzi mi o to, że "Ognista" to świetny przykład powieści, w której nie pomysł, a wykonanie stanowi największy atut. Jacinda to jedna z tych dziewczyn, o których naprawdę przyjemnie się czyta. Ma wady, lecz nie potrafi ich niekiedy zaakceptować. Na swój sposób jest arogancka i to mi się w niej podoba. Owszem zakochuje się w chłopaku, ale cały czas patrzy na bezpieczeństwo swojego stada zdając sobie doskonale sprawę z tego, że jedno słowo za dużo i wszystko może się posypać. Dlatego kłamie. Kłamie dużo i nie czuje się z tym specjalnie źle - kolejny objaw człowieczeństwa. To naprawdę... fajne. Nie lubię tego słowa, ale wydaje mi się, że najlepiej oddaje sytuację, która właśnie taka jest. Fajna.
Strasznie spodobał mi się pomysł z ludźmi, którzy przemieniają się w smoki. Dzięki temu te stworzenia stały się bardziej ludzkiej i zdobyły trochę naszych cech. Sophie Jordan wszystko dobrze zaplanowała, dzięki czemu nie mamy białych plam podczas lektury. Wszystko zostało nam wyjaśnione, znamy hierarchię w stadzie, historię smoków. Jednak nie zostało to opowiedziane w biegu, tylko przy pewnych wydarzeniach, dzięki czemu pisarka nie stworzyła sztucznej aury. Może nie miała jakieś super-oryginalnego pomysłu, ale według mnie potrafiła to sprzedać. Zaprezentowała ten prosty motyw w dobrym świetle i może nie wyszło z tego nic wybitnego, ale strawne to było z pewnością. Przez to wszystko "Ognista" pozostawiła po sobie bardzo pozytywne uczucia. To taka trochę nieśmiała powiastka niewyróżniająca się niczym. Ja lubię takie historie, niepozorne, ale zapadające w pamięć.
Już wiecie, że darzę sympatią Jacindę, ale nie tylko ją. Do gustu, o dziwo, przypadła mi również postać Cassiana. Może to niezbyt dobrze o mnie świadczy, ale trochę mnie przypomina. Zawsze musi postawić na swoim, jest pewny siebie i trochę, a nawet bardzo zarozumiały. Kłamie, by zyskać przewagę nad przeciwnikiem itd. Nie jest idealny, ale, no właśnie, dzięki temu bije z niego prawdziwość. Dobra, chcecie mi zarzucić, że zmienianie się w smoka do zbyt prawdziwych nie należy, ale ostatnio próbowałam przekonać moją historyczkę, że skora nie ma dowodów na to, że centaury nie wyginęły (na ich istnienie też nie ma, ale to temat na osobną dyskusję), to znaczy, ze mogą istnieć. Ale dobra znowu schodzę z tematu (czy kiedykolwiek tego nie robię?). Chodzi mi o to, że pisarka opisała to na tyle sugestywnie, by obudziły się we mnie moje ukryte i skazane na dożywocie myślenie pseudo-filozoficzne, a to się rzadko zdarza. Chwytacie?
Jak już wspomniałam, fabuła nie należy do oryginalnych. Jest trochę mdła, nieraz nudna i po prostu nie najlepsza. Jednak to da się czytać. To nie będzie kolejna książka, jaką będziecie mieli ochotę rzucić o ścianę. "Ognista" należy do historii, które nie są od końca dobre, ale są trafione. Ostatnio naprawdę brakuje mi młodzieżówek pokazujących coś lepszego niż powieloną historię miłosną. Powieść Sophie Jordan, o dziwo, nie skupia się tylko na wątku miłosnym, ale bardziej na różnych aspektach kłamstwa i prawdy. Pokazuje w pewien sposób, jak inni mają podejście do naszych niedopowiedzeń, i jak my sami się do nich odnosimy. Dzięki temu wszystkiemu autorka naprawdę przypadła mi do gustu i w sumie jedyne czego żałuję, to fakt, że w tym tomie nie skupiła się za bardzo na samych smokach. Jednak z relacji znajomych blogerów, wiem, że w kolejnym tomie dowiemy się więcej o dragonach, więc z pewnością zapoznam się z drugą częścią, czyli "Niewidzialną".
"Ognista" przypadła mi do gustu. Nie jest to może bardzo ambitna lektura, która stawia naprawdę wysoką poprzeczkę. Nie. Ta książka... uznam ją za normalną. Sophie Jordan po prostu ją napisała. Bez żadnych udziwnień, komplikacji. To prosta historia, przedstawiona w równie prosty sposób. Na swój sposób wydaje mi się być dobra. Sądzę, że wśród kolejnych (a pffee) genialnych młodzieżówek, ta wyróżnia się swoim mało skomplikowanym charakterem i zapadającymi w pamięć bohaterami. Posiada również błędy i to dość sporo, lecz jestem święcie przekonana, że większość z was ich nie zauważy. Najwyżej po zakończeniu lektury. Do tego czasu będziecie trwać w błogiej nieświadomości, dzięki czemu przy pierwszym tomie nieźle zapowiadającej się trylogii spędzicie miło kilka godzin.