Z angielską klasyką, a zwłaszcza z książkami sióstr Bronte jest tak, że obojętnie po jaką powieść bym nie sięgnęła zawsze, ale to zawsze ta lektura trafi na półkę "ulubione" oraz pozostawi po sobie ślad w moim sercu. Bez wyjątku! Tak było z "Jane Eyre", tak było z "Shirley" i tak jest z "Lokatorką Wildfell Hall".
"Trzeba nam się cofnąć do jesieni 1827."
Pierwsze zdanie i już jestem oczarowana, już wiem, że lektura "Lokatorki..." dostarczy mi wielu wrażeń i niezapomnianych emocji, już wiem, że jestem w miejscu i czasie, które kocham najmocniej czyli Anglii XIX wieku...
Do dworu Widfell Hall wprowadza się ona, Helen Graham, kobieta owiana aurą tajemniczości. Młoda, piękna, skryta, unikająca kontaktu z ludźmi. Jakież poruszenie powoduje jej obecność, zwłaszcza dlatego iż jest wdową mieszkającą wraz z synkiem bez obecności mężczyzny. Wszyscy są oburzeni jej niezależnością i wyzwoleniem. Jednak Gilbert Markham bardziej niż zszokowany, jest zaintrygowany nową sąsiadką. Postanawia poznać ją bliżej. Jednak jego zaloty są pani Graham kompletnie obojętne. Wdowa widzi w nim przyjaciela, nie zalotnika. Pewnego dnia kobieta pozwala Gilbertowi na lekturę swojego dziennika, w którym kryją się odpowiedzi na wszystkie pytania, które nurtują młodego dżentelmena...
Po przeczytaniu opisu fabuły, mój wujek stwierdził iż musi to być mocno feministyczna powieść. Po części muszę przyznać mu rację, jednak była to raczej powieść, którą określę mianem wyjątkowej. Jak już wywnioskowaliście z opisu, jest to opowieść o kobiecie walczącej o niezależność, o kobiecie uciekającej od nieszczęśliwej przeszłości, o kobiecie niepowtarzalnej, o kobiecie tajemniczej.
Helen Graham to charakter którego się nie zapomina. Artystka, a konkretnie malarka, zdeterminowana, inteligentna, odważna, z duszą samotnika. To przez co przeszła sprawiło, że w jej młodym ciele została uwięziona stara, doświadczona, dojrzała dusza. Kolejnym intrygującym charakterem jest pan Huntingdon. Ma niepowtarzalną osobowość i choć pozytywną postać bynajmniej nie jest, to zasługuje na uwagę.
Powieść napisana jest w formie listu od Gilberta Markhama do swego przyjaciela. Występuje tu narracja pierwszosobowa początkowo z punktu widzenia pana Markhama, później podczas lektury dziennika z punktu widzenia pani Graham. Osobiście wolałam gdy narratorką była Helen. Wydarzenia przez nią prezentowane były bez porównania ciekawsze od tych serwowanych przez Gilberta.
Minusem było to, że nie potrafiłam się w "Lokatorkę..." wciągnąć. Nie potrafiłam się zatracić w lekturze jak to było w przypadku książek Charlotte Bronte. Przeczytałam kilka stron i odkładałam, odczekałam parę minut i znowu, i tak w kółko...Jej lektura zajęła mi naprawdę sporo czasu.
Wszystkie siostry Bronte miały naprawdę wyśmienity kunszt pisarski. Ich książki to opowieści niepowtarzalne, które zawsze pozostawią jakiś znak. Mimo, że nie ma tu wartkiej akcji, a książka nie wciąga to jednak zawsze zachwyca bohaterami, krajobrazami oraz lekkością pióra. Jest to książka w sam raz na deszczowe dni jakie aktualnie w Białymstoku panują...