Spotkanie z Obcą Cywilizacją. Ile to już razy ludzie zastanawiali się, co by było gdyby…Są i tacy, którzy zaklinają się, że już mieli do czynienia z Obcymi. A to wyryli im znaki w zbożu, a to przelatywali nad ich domem, a to kontaktowali się mentalnie. Niektórzy w swoich wspomnieniach odnotowali, że zostali porwani na statek i poddani bolesnym (albo i nie) badaniom.
Michaił Achmanow w swoich wyobrażeniach na temat istot pozaziemskich poszedł w nieco innym kierunku. W jakim? Sprawdźcie sami w „Inwazji”, czyli pierwszym tomie cyklu „Przybysze z ciemności”. Wrażenia podczas lektury gwarantowane, bo wyobraźnia pisarza jest ogromna.
Książka Michaiła Achmanowa, czyli fizyka z wykształcenia (do 1998 roku pracował w zawodzie!), przynosi nie tylko świetnie wykreowany i obmyślony świat, gdzie cywilizacje pozaziemskie uchylają przed Ziemianami rąbka tajemnic kosmosu. To również książka pełna wiedzy z zakresu fizyki, z fizycznymi terminami i zagadnieniami, ale o dziwo, są one zrozumiałe, przystępne i fascynujące. Gdybym w szkole miała tak wykładany ten przedmiot, dziś robiłabym karierę w NASA.
Wiedzę autora na temat wszechświata widać, słychać i czuć na każdym kroku, a pasja pisania i świetny warsztat charakteryzują Achmanowa jako pisarza. Nic dziwnego, że poświęcił się on zupełnie pisarstwu, bo robi to świetnie. W swoim dorobku Michaił Achmanow ma m.in. serię o Richardzie Blade (kontynuacja książki Jeffreya Lorda o Conanie Barbarzyńcy), mnóstwo powieści fantastycznych, przygodowych, a nawet historycznych.
„Przybysze z ciemności”, to seria licząca 10 tomów, zapoczątkowana w 2005 roku książką „Inwazja”.
Cóż tak bardzo urzekającego jest w powieści Achmanowa? Olbrzymia doza prawdopodobieństwa. Choć akcja przeniesiona jest w rok 2088, (a więc zasadniczo nie aż tak odległe czasy), mamy w „Inwazji” do czynienia ze zmianami na Ziemi, może nie rewolucyjnymi, ale zmieniającymi zupełnie sytuację geopolityczną. Świat wygląda zupełnie inaczej niż ten, który znamy obecnie, ale… No właśnie. Istnieje olbrzymie prawdopodobieństwo, że zmiany o których opowiada historia stworzona przez Achmanowa, mogą stać się rzeczywistością. A to z kolei sprawia, że historię tę śledzimy z zapartym tchem.
Cała historia rozpoczyna się w momencie, gdy w przestrzeni kosmicznej, gdzieś pomiędzy Marsem a Jowiszem w niewyjaśnionych okolicznościach znika ziemski statek kosmiczny o uroczo brzmiącej nazwie „Skowronek”. Choć możni naszego świata próbują ukryć ów fakt, pojawiają się głosy, że zniknięcie „Skowronka” to dowód nie tylko istnienia obcej cywilizacji, ale i próby nawiązania przez nią kontaktu z Ziemią. Wkrótce wychodzi na jaw, że z pozoru niedorzeczne teorie są jak najbardziej prawdziwe. Niestety, okazuje się jeszcze szybciej, że Obca Cywilizacja owszem, pragnie nawiązania kontaktu z Ziemią, ale motywy jej odbiegają daleko od chęci wyłącznie poznawczej. „Skowronek” zaś w rzeczywistości nie zaginął, a został zniszczony przez obcy gatunek, nazywający siebie Bino faata.
Ocalała ze „Skowronka” grupka ludzi z Pawłem Litwinem na czele rozpoczyna rozpaczliwą walkę o przetrwanie. Gdy na placu boju zostaje w zasadzie wyłącznie Litwin, a sytuacja zaczyna przybierać tragiczny wymiar, nieoczekiwanie na jego drodze pojawi się sojusznik.
Jak bardzo fascynujący świat wykreował Achmanow, tego doświadczycie czytając „Inwazję”. Dodam, że po lekturze nie będziecie mogli pozbyć się ciągle powtarzającej się w waszych głowach myśli: „Niestety, okazali się ludźmi”. Tak, ta uporczywie powracająca myśl dotyczyć będzie Bino Faata, którzy okażą się bardzo podobni do nas – Ziemian. Skąd więc stwierdzenie „niestety?” Przekonajcie się sami. Filozofia Machiavellego, to dziecinada przy sposobie rozumowania i działania Obcych. Ta space opera pokaże wam prawdę o nas samych. Przykrą i bolesną, ale jednak prawdę…
I chyba nie muszę szczególnie przekonywać, że już nie mogę doczekać się przyszłego roku, kiedy pojawić ma się kolejny tom „Przybyszów…”?