Patrick Süskind to niemiecki pisarz i scenarzysta. Dotychczas za jego największe dzieło uchodzi „Pachnidło” napisane w 1985 roku, a zekranizowane w 2006 roku przez Toma Tykwera. Z kolei „Kontrabasista” był najczęściej wystawianą sztuką teatralną w niemieckojęzycznych teatrach na przełomie 1984 i 1985 roku (ok. 500 przedstawień). Sam autor jest osobą, niecierpiącą poklasku, rzadko udzielającą wywiadów i często odmawiającą przyjęcia nagród literackich, na które w pełnie zasłużył.
„Kontrabasista” to jednoaktowy monolog muzyka wypowiedziany w kierunku wyimaginowanego „per pana”, w którym to tytułowy kontrabasista streszcza swoje nieszczęśliwe życie. Za przyczynę swojego niepowodzenia obwinia kontrabas, który nie jest tylko zwyczajnym instrumentem, ale staje się towarzyszem samotności bohatera. Między bohaterem, a kontrabasem zachodzi ciekawa zależność, z jednej strony jest to „nieprzydatny mebel”, przyczyna całego zła i niepowodzenia w życiu muzyka, na którą został skazany, bo „nikt sam nie wybiera kontrabasu”, a z drugiej strony można zauważyć wielką pasję, z jaką poświęca się niedoceniony muzyk, grając na tym właśnie instrumencie.
"Każdy muzyk przyzna od razu, że orkiestra w każdej chwili może obejść się bez dyrygenta, ale nigdy bez kontrabasu [...]. Można nawet powiedzieć, że orkiestra z samej definicji zaczyna się tam gdzie kontrabas" Mimo to bohater czuję się niedoceniony i wciąż nie potrafi pogodzić się z myślą, że zarówno jak w orkiestrze, tak i w życiu może grać „ostatnie skrzypce”. W gruncie rzeczy jest to ujmująca, gorzko, ironiczna opowieść o samotności i próbach przezwyciężania jej oraz stopniowym zatracaniu się w niej. Muzyk na sam koniec wyznaję, że jest ktoś, kogo kocha, ale jednocześnie boi się podjąć ryzyko, bo z góry zakłada, że kontrabas znów stanie mu na drodze do jego szczęścia.
Książka liczy zaledwie 82 strony, które stanowią szybko czytający się monolog z dodatkiem didaskaliów. Po zachłyśnięciu się „Pachnidłem” miałam trochę mieszane uczucia, co do autora, aczkolwiek widząc „Kontrabasistę” bez obawy po niego sięgnęłam, nawet nie wiedząc, czego mogę się po nim spodziewać.
„Kontrabasista” stanowi totalne przeciwieństwo „Pachnidła”, choć można doszukiwać się związków między tymi dwoma książkami, aczkolwiek myślę, że ta książka spodoba się każdemu, bez względu czy przeczytał i polubił „Pachnidło”, czy też nie.
Moim zdaniem o książce wypowiedział się najlepiej sam autor zamieszczając takie o to słowa na tzw. „czwartej stronie okładki”: „ „Kontrabasistę” pisałem latem 1980 r.- Chodzi w nim – obok masy innych rzeczy – o samoświadomość człowieka w jego maleńkim pokoiku. Wyzyskałem tu własne doświadczenia, gdyż większą część swojego życia spędziłem w coraz to mniejszych pokojach, które opuszczałem z coraz to większym trudem. Żywię nadzieję, że pewnego dnia znajdę pokój tak mały, że pochłonie mnie bez reszty i w raz ze mną przy przeprowadzce odejdzie.”.
Moja ocena: 10/10 (spełniła moje wszystkie oczekiwania, choć nie wiedziałam czego można po niej się spodziewać, a tym bardziej oczekiwać.)