Lisa Desrochers mieszka w Kalifornii z mężem i córkami, z których starsza zainspirowała ją do napisania książek dla młodzieży. Autorka uwielbia niesamowite opowieści i częste podróże. Z wykształcenia jest doktorem fizykoterapii, toteż często wygłasza wykłady na temat ochrony zdrowia. Cykl książek pt. „Demony” to jej literacki debiut.
Nie słyszałam wcześniej nic zarówno o autorce jak i o samej powieści, myślę więc że nie sięgnęłabym po nią gdyby nie dość duża promocja w jednej z księgarni. Kupiłam ją bez większego zastanowienia i pełna obaw wciąż odwlekałam moment rozpoczęcia lektury. W końcu, po kilku miesiącach przeleżanych na mojej półce nadeszła na nią kolej.
Główną bohaterką i za razem jedną z narratorek powieści jest Frannie, czy raczej Mary Francis Cavanaugh. Jest ona z pozoru zwykłą nastolatką pochodzącą z bardzo religijnej, katolickiej rodziny. Jeśli jednak chodzi o ową religijność – nie jestem do końca przekonana, ponieważ jedyne co się tam odznacza to iście biblijne imiona wszystkich dzieci, oraz uczęszczanie na niedzielne msze. Obwinia się o śmierć brata. Nie wierzy w miłość, za to bardzo skupia się na fizycznej stronie kontaktów z płcią przeciwną. Zauważyłam u niej również pewną skłonność do zachwytów wszystkim co chodzi, żyje i jest facetem.
Kolejnym głównym bohaterem jest Luc, czyli Lucian Cain – demon przybywający na ziemię, by oznaczyć dla piekła duszę Frannie. Tysiące lat doświadczenia sprawiły, że stał się jednym z najlepszych w swoim fachu. Od razu można wyczuć, że oznaczanie dusz i sprowadzanie ludzi na złą drogę stanowi dla niego całkiem dobrą zabawę. Tym razem musi znów uczęszczać do szkoły, by ułatwić sobie wypełnienie zadania.
,,Jeśli istnieje piekło na ziemi, to na pewno jest nim liceum.”
Luc sam w sobie jest postacią przyjemną i dość ciekawą, choć rzuca się tu w oczy pewna schematyczność. Tatuaże, czarne ubrania, kolczyki, czerwone oczy… Czy to już nie nasuwa nam pewnych wniosków? No właśnie. Ma on jednak w sobie coś intrygującego, jest dość zabawny i na tle pozostałych postaci wypada całkiem dobrze. Praktycznie od początku był moim ulubieńcem, toteż podwójną przyjemnością było dla mnie czytanie rozdziałów pisanych z jego perspektywy.
Kolejnym bohaterem, który pojawia się prawie na samym początku jest Gabe – Gabriel. Już po przeczytaniu samego imienia, możemy domyślić się po której stronie mocy się opowiada. Niebieskie oczy, blond włosy, białe ubrania… Istne przeciwieństwo Luca. Nie odznacza się on jednak niczym szczególnym, zresztą tak jak i cała reszta bohaterów przewijających się przez powieść – są oni jedynie tłem.
Styl autorki nie jest zbyt wymagający, choć trzeba przyznać że wciąga czytelnika praktycznie od samego początku. Mamy całkiem sporo zabawnych momentów, co działa na korzyść powieści. Po drodze możemy też napotkać kilka wulgaryzmów, które według mnie są nieco zbędne. Język jest stylizowany na młodzieżowy, w tym jednak wypadku odniosło to oczekiwany efekt i nie wydaje się przerysowane, oraz wciśnięte na siłę na karty powieści.
Akcja rozwija się w zadowalającym tempie, nic nie dzieje się zbyt szybko, jednak nie mamy czasu na nudę.
Reasumując, jest to powieść całkiem przyjemna, idealna na odstresowanie się po ciężkim dniu i spędzenie kilku miłych godzin z bohaterami. Myślę, że jak na debiut autorki – nie jest najgorszej, a wręcz całkiem dobrze. Widać pewne oznaki schematyczności.
Polecam ją przede wszystkim tym, którzy chcą spędzić miło czas, nie szukają czegoś górnolotnego, są zainteresowani twórczością autorki bądź chcą zapoznać się ze wszystkimi powieściami w gatunku.