Czytanie jest jakby częścią mnie, stanowi moją codzienność, ale nie eksploruję całego rynku, zaledwie jego mały wycinek i przez to często mam wrażenie, że po prostu wszystko już było. Tym większą radość sprawiają mi pozycje oryginalne, niebanalne i szokujące. Na szczęście ciągle jeszcze od czasu do czasu na takie trafiam.
"Uwierz jej" to właśnie jedna z takich historii. Ostatnio trochę narzekałam na nudę i schematyczność, które wkradły się w twórczość Maxa Czornyja i jakby odpowiedzią na te zarzuty okazała się jego najnowsza powieść. Może więc powinnam marudzić częściej.
Jaka ta książka jest brzydka. I nie mam tu na myśli okładki, ta akurat bardzo mi się podoba. Jednak na myśl o treści, nie nasuwa mi się żadne inne bardziej trafne określenie. Mam wrażenie, że z fabuły po prostu epatuje zło w każdej możliwej postaci, a sposób narracji tylko takie odczucia potęguje.
Antonia jako główna bohaterka relacjonuje swoją historię w niezwykle bezpośredni sposób, czasem nawet zwracając się wprost do czytelników. Ciekawe i przerażające zarazem. Innym konstrukcyjnym niuansem jest podział książki na odcinki a nie na tradycyjne rozdziały. Może i to tylko różnica w nazwie, ale mnie zaintrygowała.
Autor w posłowiu wspomina, że będzie za Antonią tęsknił. Muszę przyznać, że to chyba ostatnie, co przyszłoby mi na myśl w związku z nią. To postać tak ograniczona, tak zupełnie nie przystosowana do świata, tak niezdolna do funkcjonowania według norm społec...