Ilse Koch, wiedźma z Buchenwaldu. Sadystka i morderczyni. Zło w czystej postaci.
Uwielbiam tę serię, ale muszę przyznać, że za każdym razem mam problem z zasypianiem po lekturze. Trudno mi też potem dojść do siebie. Jeśli ja tak to przeżywam czytając, to nie chcę nawet wiedzieć, co czuje autor wcielając się w te postaci.
Tym razem Czornyj pokazał nam jak wygląda czyste zło. I to nie dotyczy wyłącznie Ilse Koch, ale również jej otoczenia. Jestem w stanie w jakiś sposób zrozumieć, że taka osoba istniała, że ktoś może być do szpiku kości przesiąknięty chęcią krzywdzenia innych, ale że takich osób było więcej w jednym czasie i w jednym miejscu, to już przerasta moje pojmowanie świata.
Jestem osobą, która przy serialu Hannibal jadła obiad i nawet mi brewka nie tykła. Wyobraźcie więc sobie, że tę książkę musiałam sobie dawkować, bo sadyzm Koch mnie przerósł. W pewnych momentach po prostu musiałam odłożyć książkę i zająć się czymś innym. To się naprawdę nie mieści w głowie, co ta kobieta robiła. Po raz pierwszy przy tej serii nie googlowałam sprawy. Boję się zdjęć. Nie chcę tego widzieć.
Ta książka jest świetna i podziwiam autora, że podjął się tego tematu. Polecam, ale tylko osobom o mocnych nerwach. Czasem rzeczywistość jest gorsza niż fikcja i Koch jest na to dowodem.