Temat

Piszemy opowiadanie.

Postów na stronie:
@mikolaj.tkacz
@mikolaj.tkacz
28 książek 46 postów
2020-10-01 15:20 #
Kurka zamienila się w piekna niewiaste lecz ten blyskw Oku mial cos w sobie.Nagle okazalo sie ze ....
# 2020-10-01 15:20
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
678 książek 3536 postów
2020-10-02 09:40 #
Piękna kobieta w którą zamieniła się kurka,jest podobna do Marushy.
- Kim jesteście?
- Jestem Wała - uśmiechnęła się kobieta, czym wprawiła moje serce w galop. Była tak urodziwa, że nie mogłem skupić uwagi na niczym innym, a jednak obawa o przyjaciela kazała mi spytać - Czym go odurzyliście?
- Tojadem, w niewielkiej ilości usypia. Tylko nie należy przesadzić z dawką bo... - mężczyzna wykonał wymowny gest ręką przy gardle.
- Nie potraficie normalniej zawierać znajomości? To nie było potrzebne.
- Wolałam nie ryzykować - uśmiechnęła się Wała, a mnie znowu coś ścisnęło w żołądku. Jakaż ona piękna...
- Moja siostra, Marusha, ostrzegała mnie przed wiedźminem - kontynuowała kobieta, nie zwracając uwagi na wrażenie jakie na mnie robi.
- Mogę zaręczyć za niego - powiedziałem żarliwie - Tojad i to kwaśne piwo to nie jest dobre połączenie.
- Mam odtrutkę, ale musisz obiecać...
# 2020-10-02 09:40
× 3
Odpowiedz
@Mackowy
@Mackowy
498 książek 2214 postów
2020-10-02 11:42 #
...że obudzisz łowcę dopiero, gdy minie klepsydra od naszego rozstania.
Gdy powiedziała"rozstanie", coś zakuło mnie w sercu, odgoniłem szybko nieuzasadnioną tęsknotę i spojrzałem na nią w sposób, który miał okazać moją hardość. Mam nadzieję, że nie zauważała, że trzęsą mi się ręce.
- Widzę że nie mam wyboru - powiedziałem, najpewniejszym głosem na jaki było mnie w tej chwili stać - dobrze zatem, obiecuję.
Na te słowa Wała skinęła kształtną główką, a ja poczułem jak mięknął mi kolana - czyżby wiedźma dosypała czegoś do piwa?
- Potrzebuję zapisków, które moja wielce nieroztropna siostra pozostawiła w obozowisku.
Łyknąłem z kufla, choćby pełnego afrodyzjaku. W tej chwili było to kompletnie nieistotne, musiałem ukryć konsternację, czy to możliwe, że nie wiedzieli, że krasnoludki nas oszukały? Odstawiłem kufel i otarłem usta dłonią. Brązowooki drab nie spuszczał ze mnie czujnego spojrzenia, Wała też patrzyła tymi swoimi pięknymi ślepiami.
- Niech tak będzie - powiedziałem w końcu - ale z ręki do ręki.
- Naturalnie - w spojrzeniu wiedźmy zagościł błysk triumfu - Edgarze.
Brązowooki drab bez słowa skiną głową i sięgnął za pazuchę, spod której wydobył flakon zielonego płynu, ja w tym czasie wyciągnąłem papierowe zawiniątko z lewą mapą i przepisem na gołębie.
Szybko się wymieniliśmy. Odetchnąłem z ulgą, gdy papier zniknął w kieszeni pod kaftanem draba. Nie sprawdzili zawartości!
Wstali od stołu.
- Interesy z tobą to czysta przyjemność - w głosie pięknej wiedźmy usłyszałem nutkę zadowolenia i jak debil, jak pies pochwalony przez pana ucieszyłem się, moje usta rozszerzył głupkowaty uśmiech.
Wala parsknęła śmiechem, po czym wraz ze swoim towarzyszem wyszli z karczmy.
Ledwie zamknęły się za nimi drzwi z zamyślenia wyrwał mnie kopniak w kostkę.
- Wstawaj - syknął wiedźmin - musimy stąd spadać zanim się zorientują.
- To ty - dukałem - to ty wcale nie omdlałeś.
Wiedźmin spojrzał na mnie jak na idiotę:
- Starego misia na sztuczny miód nie nabierzesz - rzekł - w konie!
- Chyba w strusie?
- Racja w strusie!
Wybiegliśmy nie czekając, aż ktoś nas zatrzyma.
# 2020-10-02 11:42
× 2
Odpowiedz
@mikolaj.tkacz
@mikolaj.tkacz
28 książek 46 postów
2020-10-02 11:48 #
Ale wiedzmin byl szybszy zatrzymal ich jednym spojrzeniem i zamienil w skale
# 2020-10-02 11:48
Odpowiedz
@Airain
@Airain
1129 książek 5474 posty
2020-10-02 19:43 #
Spieszyliśmy do stajni, gdzie czekały nasze ptasie wierzchowce, gdy nagle biegnący przede mną wiedźmin jęknął, zwolnił nagle, chwycił mnie za ramiona i zasłonił się mną jak tarczą, kuląc swą pokaźną postać. Przez chwilę staliśmy tak, dysząc ciężko. Zaskoczony rozejrzałem się dokoła, ale w pobliżu nie było widać żadnego niebezpieczeństwa - nikogo z wyjątkiem chudego jegomościa dźwigającego jakiś instrument muzyczny.
- Co...
- Cichaj...- syknął mój towarzysz - mnie tu nie ma.
Dopiero gdy muzyk zniknął w bocznej uliczce, wiedźmin przestał używać mnie w charakterze parawanu.
- Uff - odsapnął - co za ulga. To był Rumian, zwany też Zgubą Wiedźminów.
- Zabija wiedźminów? - zapytałem z mimowolnym szacunkiem. To musiał być wielki wojownik.
- E tam zabija - warknął żółtooki, ponaglając mnie gestem do szybkiego marszu - Robi coś znacznie gorszego. Przyczepia się.
- Znaczy?
- Gość ma obsesję na punkcie wiedźminów. Jak któregoś spotka, wszędzie za nim łazi. I pisze o nim piosenki, wyobrażasz sobie? I chodzi za nim, i wyje... - wstrząsnął się ze zgrozy - Na cześć jednego mojego kumpla napisał "Wiedźmin to druh nasz szczery, więc polub go, do cholery". Najgorsze, że piosenka stała się modna. Kumpel upozorował własną śmierć, żeby się od niego uwolnić. Jak widać, dalej krąży i szuka ofiary.
I tak dotarliśmy do stajni i do naszych strusi.
# 2020-10-02 19:43
× 2
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
678 książek 3536 postów
2020-10-03 11:24 #
Stajenny nie spał, widać było że na nas czeka.
-Sprawa jest - odezwał się, jak tylko nas zobaczył.
- Mów a migiem bo nam się spieszy.
- To się dobrze składa - stajenny zrobił przebiegłą minę - Co powiecie na zamianę, dam wam konia za strusie.
- Mamy na jednym koniu jechać? - skrzywiłem się.
- Niech stracę, dam wam dwa konie.
- Dwa? - wiedźmin był zdziwiony nie mniej ode mnie.
- Dwa i siodła - kusił stajenny.
- A może trzy? Jeden będzie zapasowy. - mojemu kompanowi zalśniły oczy. Znałem go na tyle by wiedzieć że intensywnie myśli.
- Dam trzy - zgodził się stajenny- to jak? Osiodłać?
- Nie.
- Nie??
- Przecie mówię, że NIE! Wskakuj młody na strusia.
Niezwłocznie wykonałem polecenie i już po chwili obaj kierowaliśmy się w stronę bram miasta.
- Uważaj czy nikt nas nie śledzi - powiedział Wiedźmin, kiedy jego struś zrównał się z moim.
- Ale o co chodziło z tą zamianą - chciałem wiedzieć.
- Rusz głową młody... Tylko strusie znają drogę powrotną do siedziby krasnali. Sami nigdy byśmy tam nie wrócili.
- A wracamy po mapę - domyśliłem się.
- Tak, i nie tylko my chcemy ją odzyskać.
- Wała ją chce... - moje serce żywiej zabiło na wspomnienie pięknej czarnulki. Obejrzałem się za siebie, jakby z nadzieją że ujrzę za nami piękną kokoszkę.
- Oprzytomnij młody i nie zwalniaj!- pogonił mnie mój kompan
- Amorów mu się zachciało - mruknął cicho pod nosem.
Strusie chyba poczuły dom bo przyspieszyły, ledwo wyrabiając zakręty między drzewami. Kompletnie nie wiedziałem gdzie jestem. Wiedźmin miał rację, sami nigdy byśmy nie dotarli do krasnali.

# 2020-10-03 11:24
× 2
Odpowiedz
@mikolaj.tkacz
@mikolaj.tkacz
28 książek 46 postów
2020-10-03 22:08 #
Krasnale mialy nale domki i trudno je znalesc w srod pieknej zieleni.
Jednak wiedzmin dal rade i ....

# 2020-10-03 22:08
Odpowiedz
@Tanashiri
@Tanashiri
537 książek 4809 postów
2020-10-04 20:20 #
Strusie biegły, w przeciwieństwie do koni nie musieliśmy robić długich postojów z ptakami. Wystarczyło, że po drodze znaleźliśmy miejsce gdzie rosła soczysta trawa (a takich dzięki opatrzności nie brakowało) oraz wodę.
Kiedy po 3 dniach szaleńczej podróży, rankiem zajechaliśmy pod zagrodę krasnali nie poznaliśmy tego miejsca z jednego powodu: absolutnie wszystko było istnym pogorzeliskiem. Chata została spalona a belki z reszty ocalałych mocowań zrównane z ziemią. Odebrało mi mowę, nim się zorientowałem i ostatkiem sił mogłem to w ogóle zatrzymać, zacząłem po prostu szlochać.
Wiedźmin zsiadł ze strusia i szedł już w stronę sterty popiołu. Usłyszawszy mój płacz odwrócił się.
- Czego ty beczysz, Młody? Hę?
- Przecież oni zginęli- łkałem jak bóbr, znów targały mną skrajne emocje- niemożliwe, żeby przeżyli. Ta chałupa to kupa dymu i popiołu...
Wiedźmin niezrażony ruszył, kucnął i zagrzebał dłoń w popiele. Rozglądał się czujnie i w końcu kazał zejść ze strusia.
Kiedy podszedłem do niego, objął mnie przyjacielsko ramieniem i zaprowadził do najbliżej rosnącego drzewa, którego ogień nie zajął.
- No i czego ryczysz, głupi?- spytał z uśmiechem- popiół ciepły, chałupa spłonęła dzisiejszej nocy a tu- wskazał na drzewo- masz wiadomość od tych, których tak opłakujesz.
Na drzewie wisiała kartka:
"Witajcie starzy przyjaciele, jeśli to czytacie znaczy, że i wam zdrowie dopisuje, przeżyliście spotkanie z Wałą i nasze strusie są wciąż z wami. Przykro nam, że tak wyszło, ale nam mapa przyda się bardziej, naprawdę. Nie będziemy klepać biedy do końca życia, skarb należy się nam... zresztą, nieważne. Skarb jest nasz a wy i reszta możecie nas teraz pocałować w dupę! Karły was wyhuśtały hahaha!!
Dbajcie o strusie. Żegnajcie, oby na wieki"
- Ta wspaniała wiadomość postawiła cię na nogi, Młody- zarechotał wiedzmak- pewno cię radość ogarnęła, że karły zrobili z nas durniów- wrzasnął.
- Nie zrobili nam krzywdy, nie pragnąłem ich śmierci- krzyknąłem strącając rękę Wiedźmina ze swojego ramienia.
- W tej nowej okoliczności... jaki masz plan, Młody- spytał.
- Nie ma innego wyjścia... musimy spotkać się z Marushą i Wałą- oż psia kość, na wspomnienie pięknej czarnuszki aż mnie ścisnęło...
# 2020-10-04 20:20
× 1
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
678 książek 3536 postów
2020-10-04 23:05 #
Chociaż rozmówienie się z Wałą i Marushą było logicznym wyjściem, postanowiłem usiąść i jeszcze raz wszystko przemyśleć.
Usiadłem pod drzewem i przymknąłem oczy. Gdybym mógł porozmawiać z krasnalami, na pewno wszystko by się wyjaśniło.
Nie wierzyłem że zdradziły nas dla złota, krasnale to dumna rasa, honorowa.
Wiedźmin niecierpliwie się mi przyglądał, a ja tymczasem zerwałem się na nogi i zacząłem oglądać okoliczne drzewa.
- Czego szukasz?
- Przejścia do krasnoludzkiej jaskinii. Pamiętasz Jadźka popukała w drzewo i się rozwarło przejście.
- I ty myślisz że znajdziesz to drzewo? Najwyżej dziuplę wiewiórki, a i to wątpię.
- Masz rację to na nic - sapnąłem zrezygnowany.
- To jak? Ruszamy? - niecierpliwił się wiedźmin.
- Ja zostaję - ponownie rozsiadłem się pod drzewem.
Takiej odpowiedzi mój kompan się nie spodziewał. Jego skośne oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Pomyśl Wiedźminie - powiedziałem - Od początku naszej wyprawy, rozstawiają nas jak chochoły na łące. Jeździmy tam i z powrotem, a żadnego nam to pożytku nie przyniosło. Uganiamy się po świecie i zbieramy pytania jak kolekcję garnków glinianych. Co jeden to większy a odpowiedzi brak. Może czas żeby pomyśleć zamiast kolejny raz szukać zguby w drodze?
- Ale żeś się rozgadał. Jednak trochę racji masz.
- Trochę??
- No dobrze, masz rację. Zadowolony?
- Tylko nie wiem co dalej - zacząłem patykiem grzebać w murawie.
- Może trzeba się wyspać, zostaniemy tu na noc. Wytrząsł mnie ten struś. - wiedźmin usiadł przy mnie podając bukłak z wodą.
Z zadumą zacząłem oglądać swoje dłonie. Słońce już zachodziło więc wyraźnie widać było jak fikuśne wzory świecą lekką niebieską poświatą. Jadźka miała takie same - przypomniałem sobie. Żałowałem że nie mogę porozmawiać z krasnalami. Nie wierzyłem że nas oszukały. Musiał być powód tej mistyfikacji...


# 2020-10-04 23:05
× 2
Odpowiedz
@Mackowy
@Mackowy
498 książek 2214 postów
2020-10-06 08:22 #
Obozowisko rozbiliśmy koło pogorzeliska. Wiedźmin bez trudu znalazł żar pod warstwą świeżego popiołu i rozpalił niewielkie ognisko. Byłem zmęczony i miałem dosyć. Dosyć tego, że cały czas ktoś dybie na moje życie, dosyć że cały czas ktoś czegoś ode mnie chce i dosyć tego, że jestem marionetką w cudzych rozgrywkach - nie prosiłem się o to i nie chciałem tego. Żaden był ze mnie bohater dworskiej klechdy o damach i rycerzach, z drugiej strony, żaden bard nigdy nie śpiewał o bezgłowych trupach nie do końca zmarłych towarzyszy i o dziadach borowych z rozstrojem żołądka - ballada balladą, a życie życiu - tak rozmyślając pogrążyłem się we śnie.

Obudziło mnie pulsowanie przedramion. Z trudem podniosłem opuchnięte powieki i nauczony doświadczeniem starałem się rozejrzeć, nie dając po sobie poznać, że się ocknąłem. W świetle dogasającego ogniska dostrzegłem półprzymknięte żółte ślepia Wiedźmina, wpatrujące się w jakiś punkt. Wytężyłem wzrok i słuch: i po chwili dostrzegłem i usłyszałem co zwróciło uwagę łowcy potworów: coś zaszeleściło, zakotłowało się i z krzaczków opodal rzeczki wyszła najnormalniejsza, najprawdziwsza kaczka. Ptak otrząsnął mokre piórka, z lekka się nastroszył, a potem śmiesznie przekrzywiając brązowo - płowy łepek spojrzał na nas ciekawie. Już chciałem wstać, ale wiedźmin gestem mnie powstrzymał. Tymczasem kaczucha podeszła do nas kolebiącym się kroczkiem, znowu zadarła łepek, kwaknęła cicho i ...

... zmieniła się w dziewczynę.

- Widzę, że nie śpicie - zaczęła, głos miała przyjazny, wesoły, lekko kpiący - Jestem Gąska. Tak wiem - dodała zanim zdążyliśmy coś powiedzieć - Kaczka Gąska - paradne, boki zrywać, tata musiał przegrać zakład i tak dalej.
- Widzę - kontynuowała rozglądając się po pogorzelisku - że poznaliście już moje kuzynki.
Dziewczyna wyglądała nieco inaczej niż Marusha i Wala. Była pulchniejsza, przez co sprawiała wrażenie sympatyczniejszej, do tego w policzkach miała urocze dołeczki, a w czarnych oczach jakąś psotną iskierkę.
- Tak poznaliśmy - chrząknął wiedźmin - mieliśmy tą wątpliwą przyjemność.
- Oj panie łowco - Gąska pogroziła mu palcem - słyszałam, że jedna z tych kwoczek wywarła na panu wielkie wrażenie.
Zarechotałem, ale i ja dostałem za swoje:
- Pan się tak nie szczerzy młody panie, boś nijak nie lepszy od żółtookiego. W każdym razie - kontynuowała biorąc się pod boki - trzeba nam teraz wspólnie pewne sprawy wyprostować ...
# 2020-10-06 08:22
× 4
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
678 książek 3536 postów
2020-10-06 20:40 #
- Posłuchać zawsze można - Wiedźmin dorzucił drwa do ogniska, a Gąska usadowiła się między nami.
- Hym, od czego by tu zacząć - zastanowiła się dziewczyna - Może od tego że Marusha postanowiła mieć dziecko...
- eee... dziecko? - zdziwił się mój towarzysz.
- No dziecko, czego nie rozumiesz? Pisklę, kurczaczka, niemowlę...
Najpierw nie mogła znaleźć odpowiedniego kandydata, bo Marusha wybredna jest, a chciała by maluszek był piękny, mądry i miał czarodziejskie moce. Sami wiecie jak trudno o to wszystko w jednym pakiecie. Raz już prawie się zdecydowała na księcia, ale on wolał Śnieżkę. W sumie dobrze się stało bo młodzian nie miał wiele umiejętności czarodziejskich i poza całowaniem, nic go nie wyróżniało.
Potem spotkała elfa, był piękny... magicznie piękny i bardzo mądry. A jak cudownie śpiewał... - Gąska się rozmarzyła patrząc w ogień.
- I co było dalej - spytałem zaciekawiony opowieścią. Miałem nadzieję, że dojdzie wreszcie do bardziej pikantnych szczegółów.
- Dalej to się w sobie zakochali, jednak musicie wiedzieć że każdy elf po współżyciu zmienia płeć na przeciwną. Marusha o tym nie wiedziała i wyobraźcie sobie jej zdziwienie jak po wspólnej nocy obudziła się przy elfce. Była w szoku, nie chciała czekać aż elfkę ktoś bzyknie i zamieni się znowu w jej ukochanego. To było dla niej za wiele, spakowała się i wyjechała do zamku ojca. Tam urodziła szczęśliwie jajo, ale zanim dziecko się wykluło, ktoś je porwał.

... Gąska umilkła i zamyśliła się.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
Pierwszy ciszę przerwał Wiedźmin
- Wiadomo kto porwał to eee...jajo?
- Nie, nikt nic nie widział, a moja kuzynka od tego czasu stale poszukuje jaja. Jedynym znakiem rozpoznawczym są fosforyzujące znaki na skorupce, takie jak na twoich dłoniach młody panie.
- To znaczy że Marusha jest wolna? Nie ma męża czy narzeczonego? - chciał wiedzieć łowca.
- A temu jeno amory w głowie - prychnąłem.
Gąska uśmiechnęła się tajemniczo
- Marusha wyjdzie za tego, kto odzyska jej pisklę - powiedziała.
- No to czemu tu jeszcze siedzimy? Ruszajmy nim się wykluje - Wiedźmin poderwał się na równe nogi.
- Spokojnie, jeszcze jest ciemno. Prześpijmy się. - dziewczyna posłała łowcy sympatyczny, uspokajający uśmiech.
Jej spokój i pewność siebie, udzielił się i nam. Zasnęliśmy dość szybko, pozwalając ognisku by się samo wypaliło.
# 2020-10-06 20:40
× 3
Odpowiedz
@Tanashiri
@Tanashiri
537 książek 4809 postów
2020-10-06 23:01 #
Piękny to poranek, kiedy budzisz się obok żółtookiego, białowłosego najemnika, który przytula swój miecz i koło kaczuszki...
Słońce świeciło już mocno postanowiłem więc odświeżyć się w pobliskim stawie. Gdy myłem twarz zimną wodą, nie zauważyłem jak podeszła Panna Kaczorowska i ostentacyjnie zrzuciła brązowe giezło, w które była ubrana. Właściwie zobaczyłem tylko jej krągłe pośladki i to dosłownie na sekundę przed tym, jak zniknęła pod spokojną taflą wody.
- No nie można powiedzieć- zaczął Wiedźmin siadając koło mnie nad brzegiem- ma dziewucha i na czym usiąść i czym wziąć oddech... ehh...- podkręcił głową z rezygnacją.
- Tobie o co chodzi?- spytałem- sądziłem, że interesuje cię Marusha.
- Bo interesuje, przynajmniej interesują mnie pewne części, z których składa się jej ciało...- przerwał i roześmiał się widząc mój potępiający wyraz twarzy- nie patrz tak na mnie, Młody. Ty sam przed zaśnięciem snujesz marzenia, prawda?
- Nie ufam tej kaczce- szepnąłem nie zwracając uwagi na zaczepki wiedźmaka- mam uwierzyć, że tak bezinteresownie chce pomóc odzyskać kuzynce jej skradzione jajo?
Wiedźmin podrapał się po głowie.
- Wała chciała mapy, to nawet logiczne, być może jest na niej droga do miejsca, gdzie to jajo aktualnie jest. Jaki w tym udział ma Panna Kaczorowska? Nie wierzę w jej bliską więź z Marushą- starałem się mówić cicho, ale ostatnie zdanie prawie wykrzyczałem.
- Młody, może naprawdę są blisko, hę?
- Kaczka i kura? Nie ma mowy! Owszem łączy ich to, że są ptakami, że są nielotami, że mają pióra i dzioby, ale zawsze będzie ich dzielić przepaść jaką jest pokarm. Zawsze będą walczyć o ziarno i świeżą muchę.
- Nie wiedziałem, że ty tyle wiesz o ptactwie- odparł wiedźmin.
A mnie dało to do myślenia i uświadomiłem sobie, że jeśli gdzieś jest jajo Marushy, to najpewniej musi to być jaskinia, ciemna, sucha, ale z niewielkim źródłem wody. Nieopodal osady ludzkiej.
Streściłem to wszystko wiedzminowi, tłumacząc, że ludzie w pobliżu to dostęp do pożywienia- zboża.
- Znam takie miejsce- zaczął żółtooki- trafię tam bez mapy. Pozostaje tylko pytanie: co robimy z kaczuszką?
# 2020-10-06 23:01
× 2
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
678 książek 3536 postów
2020-10-12 23:09 #
- O mnie rozmawiacie? - Gąska wyszła na brzeg ociekając wodą. Zanim okryła się koszulką, mogli podziwiać jej zaokrąglone kształty.
- Powiem wam że lubię moje kuzynki. Tak, tak...słyszałam co mówicie. Mam bardzo dobry słuch, ale nie obawiajcie się, nie mam ukrytych intencji. - dziewczyna już ubrana, przysiadła obok nich na brzegu.
- Rozumiem waszą nieufność - uśmiechnęła się - ale ja tak naprawdę nic nie oczekuję. Chcieliście odpowiedzi, więc odpowiedziałam. Co z tymi informacjami zrobicie to już nie mój problem.
Gapiliśmy się na dziewczynę, zaczerwienieni jak pachołkowie przyłapani na podkradaniu jabłek.
- Nie chcesz żebyśmy szukali jaja? - pierwszy odzyskałem głos.
- Właściwie to mi wszystko jedno. Moje kuzynki lubią robić wokół siebie dużo szumu, a ja choć je lubię, wolę trzymać się z dala. - uśmiech rozjaśnił twarz Gąski. Była naprawdę ładną dziewczyną kiedy się uśmiechała.
- Nie wiem czy was przekonałam, ale musicie wiedzieć jedno, cokolwiek postanowicie, zawsze możecie na mnie liczyć. A teraz wybaczcie, ale muszę was opuścić. - dziewczyna zamieniła się w kaczkę i zniknęła za krzaczkiem.
- Sam nie wiem czy chętniej widział bym ją w swoim łożu czy pieczoną w buraczkach - odezwał się Wiedźmin.


# 2020-10-12 23:09
× 3
Odpowiedz
@Mackowy
@Mackowy
498 książek 2214 postów
2020-10-14 15:00 #
- Do pioruna - syknąłem, gdy kolejna zimna kropla spadła mi na kark.

Spojrzałem do góry. Dokładnie nade mną, na powale znajdowała się wielka plama wilgoci. Deski były zgniłe i aż nabrzmiałe od wody. Dla bezpieczeństwa przesunąłem się na ławie, mój nagły ruch wybudził wiedźmina z drzemki.
- Wróciła już ?- ziewną przeciągając się - mówiłem ci. Nie dość, że baba, to jeszcze drób.
- Mówiłeś mówiłeś - zaburczałem, zerkając na nadwątlone deski - i co z tego? mieliśmy lepsze wyjście, jak przystać na jej propozycję?
- Nie mieliśmy - potaknął drapiąc się za uchem - przynajmniej nie pada nam na głowę - dodał podążając za moim wzrokiem - jeszcze.

Gdy tylko ruszyliśmy w drogę powrotną, prowadzeni przez Kaczkę Gąskę, zaczął padać deszcz, i padał tak nieprzerwanie od dwóch tygodni. Raz lało, raz kopiło, ale przez cały boży czas nie widzieliśmy słońca. Rozmiękła od wody ziemia sprawiała, że konie co i rusz grzęzły w błocie, a my pozbawieni schronienia, przemokliśmy do kości. Całe szczęście trafiliśmy na karczmę, co na tym zadupiu potraktowaliśmy jak uśmiech losu, w każdym razie na początku.
Gąska nie została z nami. Stwierdziła, że jako kaczka nie boi się żadnej wody, ani tej pod sobą, ani tej padającej z nieba, więc w oczekiwaniu, na poprawę aury i aż trakty zrobią się przejezdne, ona pojedzie na zwiad. Zapłaciła gospodarzowi za tydzień z góry i ruszyła. Właśnie mijał siódmy dzień, od kiedy tu tkwiliśmy, a Gąski ani widu ani słychu, a nasze sakiewki świeciły pustkami.

-Gospodarzu! - wrzasnąłem rozdrażniony - gdzie ta polewka?
Karczmarz, zasuszony gnom, jakby wyciągnięty z formaliny i pozostawiony na słońcu żeby wysechł, nawet nie zaszczycił mnie odpowiedzią, pracowicie zdrapując plamę pleśni z szynkwasu.
- Ej kurduplu - warknął wiedźmin - słyszałeś?
Kurdupel znowu nie odpowiedział, jakby nie było świata poza pleśnią. Może to, co zdrapał dorzucał do polewki? Nagle zastrzygł uszami i uniósł parchaty łeb?
- Ktoś jedzie wymamrotał.
- Nareszcie! - wykrzyknąłem - już myślałem, że nas zostawiła - trzy razy polewka gospodarzu!
- To nie ona panie - w wodnistych wyłupiastych oczach gnoma pojawiła się iskierka lęku - to jeźdźcy, przynajmniej dziesięciu, zbrojni, bo konie idą ciężko.

Przełknąłem ślinę. Chyba byliśmy w dupie.

# 2020-10-14 15:00
× 3
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
678 książek 3536 postów
2020-10-14 20:41 #
Mieliśmy trzy wyjścia, ratować się ucieczką, przygotować się na rozrubę albo rżnąć głupa.
Nie muszę tłumaczyć że to trzecie wychodziło nam najlepiej. Uciekać nie było jak i gdzie, dziesięciu zbrojnych to dla nas za liczny przeciwnik więc ostatecznie udawaliśmy niewinnych niczym dopiero co ochrzczone niemowlę.
Gospodarz ostatecznie poskąpił nam napitku więc z tą niewinnością za wiele nie przesadzam.
Siedzimy sobie tak o suchym pysku, a na zewnątrz słychać coraz głośniejszą wrzawę, rżenie koni i rubaszne śmiechy.
"To może być dobry jak i zły znak" - pomyślałem.
Wiedźmin położył głowę na zgiętym ramieniu i udawał że śpi. Najważniejsze że ukrył swoje żółte ślepia. Ja natomiast udawałem wyluzowanego, wgapiając się w suche dno kufla.
Karczmarzowi trudniej było zachować spokój, ręce mu się trzęsły i co rusz z łypał okiem na drzwi.
Wreszcie wrota otwarły się z trzaskiem, a do izby wdarł się wiatr i zacinający deszcz, a wraz z nim kilku przemoczonych zbrojnych...
# 2020-10-14 20:41
× 3
Odpowiedz
@Tanashiri
@Tanashiri
537 książek 4809 postów
2020-10-15 12:54 #
Kto był hersztem owej bandy nie musiałem się nawet domyślać.
Wszedł do izby jako pierwszy, za nim pozostała część jeźdźców.
Powiedzieć, że był wysoki, to tak jakby nic nie powiedzieć... górował wzrostem nad każdym obecnym w karczmie, nad swoimi druhami także. Na plecach miał ogromne futro czarnego niedźwiedzia, a na głowie czapkę z najprawdziwszego lisa. Ogon nieszczęsnego zwierzaka był teraz ozdobą tego potężnego męża.
Przywódca bandy robił wrażenie. Dziewka kuchenna, która właśnie przechodziła przez izbę z wiadrem śledzi, potknęła się o własne nogi wodząc oczyma za olbrzymem. Żona karczmarza po prostu oparła się o coś, co w normalnych warunkach karczmy, można by było nazwać ladą. I wzdychała patrząc na nowo przybyłego z oczami cielątka.
Nawet im się nie dziwiłem, facet miał w sobie jakieś dostojeństwo, i wzbudzał lęk, głównie za sprawą swej postury. Kiedy przeglądałem mu się, zauważyłem, że ma pomalowane na czarno powieki i dotarło do mnie, że wygląda jak skrzyżowanie Khala Drogo z Gołotą (tak, jego nos wyglądał na wielokrotnie złamany).
Tymczasem życie w karczmie zamarło, mężczyźni nawet przestali oddychać.
Herszt wyszedł na środek izby i ostentacyjnie smarknął na podłogę (później miałem się dowiedzieć, że było to swego rodzaju oznaczenie terenu).
Dał znak karczmarzowi, aby podać gorzałkę i podszedł do nas.
- Nie pytam, który z was to ten, co nocą biega po lesie i łapie kuropatwy, bo widzę już po kolorze skalpu, żeś to ty- powiedział patrząc na wiedźmina.
Stary, poczciwy wiedźmin wciąż udawał, że śpi.
- Tyś jest ten, ktorego najwyżsi bogowie obdarowali łaską przenajświętszych run?- teraz pytał mnie, patrzył na mnie przenikliwie.
- A bo co?- spytałem.
- Bo musimy porozmawiać o rzeczach ważnych, ale nie tu- dodał jakby łagodnej.
Zbaraniałem, wiedzmak nie pomagał, musiałem działać.
- Nie widzę powodu, dla którego... - nie dokonczylem wypowiedzi, herszt złapał mnie za kołnierz i uniósł w górę.
- Tu nie chodzi o ciebie, matole. W grę wchodzi sprawa najwyższej wagi. Wiem, że poznaliście już rodzinę nielotów i karłów i wiem także że zostaliscie przez nich permanentnie wyrolowani. I nie chodzi tu o żadne jaja.
- To o co chodzi?- spytał wiedźmin poderwawszy głowę ze stołu.
- O to, że bogowie stracili część swoich mocy, została im skradziona i trafiła w dwa przypadkowe ciała. Trzeba ją oddać, inaczej bogowie przyjdą na ziemię i zabiją każdego na swej drodze - odpowiedziała na pytanie Wała...
Oh jak cudownie było ją znów zobaczyć, ubrana w czerń, obcisłą i błyszczącą.
- Wała...- wyrwało mi się, wciąż dyndającemu.
- Czy twoja siostra, Marusha miała z tym coś wspólnego?- zadał pytanie spragniony wiedzy wiedźmin...
# 2020-10-15 12:54
× 1
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
678 książek 3536 postów
2020-10-18 22:32 #
Wała już miała odpowiedzieć, ale przerwało jej pojawienie się kolejnego przybysza.
- Gąska? - Wała była zdziwiona
- Gąska?! - Wiedźmin nie krył irytacji
- Gąska... - ja poczułem ulgę
- Będziecie mi tu gąskować, znacie inne słowa? - roześmiała się dziewczyna - karczmarzu wina, a żywo!
Z gracją podeszła do stołu kołysząc biodrami. Położyła dłoń na ramieniu wysokiego wojownika - No opuść już tego biedaka panie - poprosiła śpiewnie. W nagrodę poczęstuję cię dobrym winem, nie tą lurą karczmarza - wyjęła zza gorsetu buteleczkę i napełniła kielich.
Z ulgą poczułem znowu klepisko pod stopami. Poprawiałem kaftan, równocześnie obserwując jak mężczyzna bierze z rąk Gąski puchar z winem. Zauważyłem też, że Wała próbuje wytrącić mu napitek z silnej dłoni, jednak była zbyt wolna. Wojownik jednym łykiem opróżnił naczynie.
- Oj - pisnęła Wała
- Na zdrowie - zaśmiała się Gąska
Oboje z wiedźminem zerkaliśmy to na jedną niewiastę to na drugą, niczego nie rozumiejąc.
- Ani chybi go otruła - mruknął wiedźmin, tak cicho, że tylko ja usłyszałem.
Mężczyzna jednak nie padł trupem. Policzki mu się zaróżowiły, ale po mocnym winie to nie było dziwne.
- Dobre - wytarł usta wierzchem dłoni i spojrzał na Gąskę jakby dopiero zauważył że przy nim stoi.
- Pozwól że się przedstawię o piękna pani. Jam Mściwój, pierwszy zbrojny księcia Fajnusa. - przy tych słowach skłonił się nieporadnie.
- wolno spytać co cię sprowadza w te skromne progi? - Gąska zatrzepotała rzęsami tak mocno, że aż świece przygasły z przeciągu.
- Przybyłem po tego chłystka - wskazał palcem na mnie - a spotkałem takie cudne zjawisko. Powiedz pani, natura cię stworzyła czy jaki artysta?
- Oprzytomniej człecze, mamy zadanie do wykonania - Wała była wściekła.
Mściwój machnął dłonią jakby opędzał się od brzęczącej muchy.
Patrzył tylko na Gąskę, która bawiła się setnie.
- Bądź moją oblubienicą - wojak klęknął u jej stup - Musisz być moja!
- Dobrze, dobrze... Ale najpierw spełnisz moje trzy życzenia.
- Nigdy nie wypiję nic z rąk tej dziewuchy - Wiedźmin uśmiechnął się półgębkiem.
Ja natomiast zauważyłem, że zaczynają mnie irytować umizgi Mściwoja do Gąski.
Dziwne to było uczucie, miałem obok Wałę a patrzyłem tylko na Gąskę. Nie piłem żadnego napoju miłosnego, tego byłem pewien, a mimo to byłem...zazdrosny.

# 2020-10-18 22:32
× 1
Odpowiedz
Postów na stronie:
Odpowiedź
Grupa

Wasza Twórczość

Opowiadania, wiersze, miniatury...