Temat

Piszemy opowiadanie.

Postów na stronie:
@Wiesia
@Wiesia
656 książek 3519 postów
2020-09-08 22:29 #

Moi kamraci uspokoili się trochę usłyszawszy, że to nie oni będą rozprawiać się z Widzącą. Na mnie natomiast spadły z nową siłą kolejne obawy. Tym razem to ja zacząłem się zastanawiać czy wszystko gra w tej historii.
Od tego myślenia rozbolała mnie głowa, ale wątpliwości raz zrodzone, rosły jak dziecko na sterydach.
- Mam uciąć głowę czarownicy... Ale w czym ci to tak konkretnie pomoże? - spytałem odwracając się do truchła Gussa.
" Już tłumaczyłem, widząca chce ukraść wasze dusze i zniszczyć moją"
- Tak, tak pamiętam, ale co TY będziesz z tego miał. Zająłeś tymczasowo ciało naszego kamrata, my chcemy je odzyskać. GDZIE TY się przeniesiesz?
- Nareszcie główkujesz - wiedźmin klepnął mnie z aprobatą w plecy.
-Jeśli mam pozbawić staruszkę głowy, muszę wyzbyć się wątpliwości. - potarłem skronie, ale ból się nasilał.
- Przekonaj mnie potworze bo inaczej nic z tego - powiedziałem z naciskiem.

# 2020-09-08 22:29
× 1
Odpowiedz
@we.ronika
@we.ronika
36 książek 124 posty
2020-09-11 21:43 #
kupie ci książke i...

# 2020-09-11 21:43
Odpowiedz
@Chassefierre
@Chassefierre
Trickster 1228 książek 3029 postów
2020-09-11 22:10 #
- I co? - wycedziłem ze złością. - Czy ja ci wyglądam na bibliotekarza? Obwoźnego sprzedawcę starych woluminów? Mam założyć własny antykwariat? Może wiedźmin będzie mi zaganiał do środka klientów, co?
Zapadła cisza. Czułem, że wszyscy na mnie patrzą, ale nie obchodziło mnie to. Bolała mnie głowa, wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały na to, że to ja osobiście mam przekichane, a ten przeklęty potwór, zamiast odpowiadać na pytania proponuje mi książkę!
- Czy ty się ze skolopendrą na rozumy pozamieniałeś? - ciągnąłem z pasją. - Czy ja w ogóle wyglądam na kogoś zainteresowanego książkami? Wędrujemy razem tyle czasu, widzisz ile tobołów ze sobą targamy i naprawdę brakuje mi tylko tego, żeby jeszcze targać ze sobą jakąś oprawioną w skórę starą księgę!
Przerwałem na chwilę i czując zbliżającą się migrenę rzuciłem:
- Chcę. Wiedzieć. Co. Ty. Z tego. Będziesz. Miał. Gdzie. Się. Przeniesiesz.
# 2020-09-11 22:10
× 2
Odpowiedz
@we.ronika
@we.ronika
36 książek 124 posty
2020-09-12 09:30 #
O jezu! Jakie to super! <3
# 2020-09-12 09:30
× 1
Odpowiedz
@Chassefierre
@Chassefierre
Trickster 1228 książek 3029 postów
2020-09-12 11:16 #
Dzięki. ;)
# 2020-09-12 11:16
× 1
Odpowiedz
@Mackowy
@Mackowy
459 książek 2210 postów
2020-09-12 09:34 #
Spojrzałem w oczy stwora. W oczy Gussa. Były mętne, puste, martwe. Być może gdzieś tam był jeszcze nasz przyjaciel, może trzymał się w jakiś sposób swojej cielesnej powłoki i przez to dawał nam nadzieję, że jakimś cudem uda się nam go... No właśnie co, wskrzesić?
"Przyjacielu po prostu nam pomóż"
Przeszył mnie dreszcz. Głos w mojej głowie, niewątpliwie głos Gussa, brzmiał dziwnie, tak jakby razem ze starym wojownikiem, szeptało jeszcze wielu ludzi skrytych za jego plecami.
Nagle poczułem niepohamowaną złość. Znaki na moim ciele zapłonęły pomarańczowym płomieniem, zdolnym topić rycerskie zbroje. Moją dłoń bezwiednie zacisnęła się na rękojeści miecza - prezentu od Gussa.
"Nie rób tego przyjacielu" głos z każdą chwilą rozwarstwiał się coraz bardziej. To nie był już on, kilka, kilkanaście głosów. Bardzo przerażonych głosów i to ostatnie co pamiętam, sekundę później zalała mnie fala bursztynowego światła.

Później Wiedźmin opowiedział mi co zaszło. Jak wpadłem w szał, jak sześciu łuczników rudej, dorodnych przecież chłopów, nie mogło mnie zatrzymać, jak chwyciłem ciało Gussa za szyję i podniosłem do góry, jakby nic nie ważył. A wszystko to w silnej aurze bursztynowego światła. Jak ciało Gussa zaczęło dygotać i ta aura dosłownie wyrwała z niego czarną jak atrament aurę potwora.

# 2020-09-12 09:34
× 3
Odpowiedz
@Chassefierre
@Chassefierre
Trickster 1228 książek 3029 postów
2020-09-12 11:15 #
Opowiedział mi, jak ta czarna aura upadła na ziemię, wijąc się konwulsyjnie i wydając przerażające, piekielne skrzekliwe dźwięki.
Opowiedział, jak przez chwilę wszyscy myśleli, że to koniec, że pozbyliśmy się potwora. Ale wtedy właśnie czarna, wijąca się masa, zamiast rozpaść się na kawałki, zwinęła się w demoniczny, rozlewający się na boki kształt i popełzła w otaczający nas gąszcz.
- Mamy prze-sra-ne - podsumowała Marusha, kiedy zemdlałem, a pozbawione życia ciało Gussa runęło na ziemię obok mnie.
# 2020-09-12 11:15
× 2
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
656 książek 3519 postów
2020-09-12 11:23 #

Spojrzałem na swoje dłonie które lekko swędziały. " Kim, czym, ja jestem" pomyślałem. Niedawno byłem zwyczajnym chłopakiem, miałem złośliwego, chciwego brata i ciotkę o niewątpliwych talentach kulinarnych. Miałem otrzymać połowę gospodarstwa ojca, kilka kur, kozę i kawałek ziemi.
Wszystko się zmieniło w dniu gdy znalazłem klucz w kieszeni portek i zamarzyłem o skarbie. Jaki ja byłem głupi, ech.
Zapłakał bym nad swoim losem, ale wstydziłem się okazać słabość.
A co z Gussem? Wyzwoliłem go czy byłem jego ostateczną zgubą??
- Jak się czujesz chłopcze? - Wiedźmin usiadł przy mnie. - Nie zamartwiaj się, przeznaczeniu nie umkniesz. Masz we mnie kompana a nie najemnika. Między nami mówiąc nigdy nie liczyłem na zapłatę.
- Ale ja szczerze chciałem podzielić się skarbem.
- Mniejsza o skarb, z tobą młody nie jest nudno, a dla mnie nuda to śmierć.
- Co z Gussem? - spytałem tym razem głośno, nie mogłem trwać w niepewności.
# 2020-09-12 11:23
× 1
Odpowiedz
2020-09-12 15:23 #
Patrząc na jego truchło, takie nieruchawe i nieżywe, przypomniało mi się moje niedawne doznanie granicznie w Reginalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa, kiedy to powodowany wielkim poczuciem zrobienia czegoś dobrego postanowiłem oddać krew by zapełnić puste półki owej instytucji. Wszystko było okej. Pani doktor po obejrzeniu próbki krwi zakwalifikowała mnie do donacji. Trwało to parę chwil i upuszczono ze mnie 450 ml ciepłej buraczkowej życiodajnej substancji. Wychodząc z sali pobrań czując jak rośnie mi pod skórą w miejscu ukłucia guz po prostu zemdlałem. To było wspaniałe uczucie jednak średnio ucieszone pielegniarki pogoniły mnie wtedy do domu (oczywiście wpierw się mną troskliwie zajęły... mmmm... wspaniałe wspomnienie) z tekstem, żebym najpierw przytył ze dwa kilogramy to wtedy im się nadam. A teraz to one mają już dość atrakcji i ślicznie dziękują.
Posmutniałem. Czy ja w ogóle mogłem pomóc komukolwiek w tej obłąkańczej sytuacji??? Przecież to ja potrzebowałem pomocy. Ludzie kochani! Co za cyrk na kółkach!
# 2020-09-12 15:23
× 1
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
656 książek 3519 postów
2020-09-12 15:28 #

W tym momencie poczułem mocne plaśnięcie w twarz.
- Młody, młody... znowu odpłynąłeś. Nie mdlej już bo straszysz Marushę.
- Krew...
- Co tam mamroczesz?
- Widziałem krew i kobiety odziane na biało. Ni to anioły ni to potwory... Ostrymi szpikulcami wytłaczały ze mnie krew. Widziałem to jako żywo, jakbym tam był.
- Może to wizja jakaś - Wiedźmin wydawał się zatroskany - a te kobiety to mogły być wampirłaki.
Wzdrygnąłem się, jeśli to były wampirłaki to nie chciałbym ich poznać. Spojrzałem za siebie na leżące ciało Gussa. Już nie pytałem, zrozumiałem wszystko.
- Dasz radę ruszyć w drogę? Czas się zbierać z tych przeklętych gór.
- Wytrzymam.
- I nie mdlej nam więcej, bo nie jestem niańką - dodała Marusha. W jej głosie wyczułem jednak troskę.

Łucznicy skończyli układać kopiec z kamieni.
Taka mogiła musi ci starczyć stary druhu - pomyślałem odchodząc za innymi. Straciliśmy duszę potwora, ale nie to było najważniejsze, teraz musieliśmy zdecydować co zrobić z wiedzącą. Jeśli ta baba ma naprawdę zdolności przewidywania to niczym jej nie zaskoczymy.
- Widzę że też się martwisz - rzekł wiedźmiak - wszyscy jesteśmy zmęczeni, jak dojdziemy do lasu, rozbijemy obozowisko i dobrze zjemy. Człek najedzony lepiej myśli.
-Zjadłbym nawet Oga,ha, ha - jakby na zawołanie zaburczało mi w kiszkach...
# 2020-09-12 15:28
× 1
Odpowiedz
2020-09-12 16:03 #
Uwaaagaaaa.... nie piszę! ;D
# 2020-09-12 16:03
× 2
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
656 książek 3519 postów
2020-09-13 20:57 #
Do lasu dotarliśmy bez żadnych przygód. Jeden z łuczników rozpalił ognisko, inny upolował zająca.
Kiedy pieczeń już dochodziła, miałem taki ślinotok od tych zapachów, że aż kapało mi po brodzie. Wiedźmin swoim zwyczajem zniknął w lesie, żeby sobie coś upolować, bo jak powiedział " kolacja nie smakuje jeśli nie ucieka"
- Zjemy i prześpimy się trochę - powiedziała Marusha - rano zdecydujemy co dalej.
- Mogę wziąć pierwszą wartę - zgłosiłem się na ochotnika.
# 2020-09-13 20:57
× 2
Odpowiedz
@Tanashiri
@Tanashiri
500 książek 4809 postów
2020-09-13 22:03 #
Tak też się stało.
Wszyscy odpoczywali, usłyszałem już nawet czyjeś ciche pochrapywanie.
Miałem czas by uporządkować myśli. Kim jestem, dlaczego zrobiłem to co zrobiłem i najważniejsze,jak tego dokonałem?
Ciąg pytań w mojej głowie był wręcz chaotyczny, kompletnie bez odpowiedzi. Większość sytuacji z ostatnich dni była dla mnie nie do wytłumaczenia. Wszyscy którzy mieli mi pomóc albo gineli albo nie wiedzieli co mi jest.
- Masz - obok mnie pojawiła się Marusha. Podała mi niewielki kubek.
- Co to jest- spytałem niepewnie.
- Zioła na uspokojenie - wyjaśniła rzeczowo- pomyślałam, że jednak ja wezmę pierwszą wartę a ty odpoczniesz. Miałeś dużo wrażeń- odsunęła z twarzy niesforny lok- no, pij, pij - ponagliła mnie z uśmiechem- póki gorące.
Napar miał przyjemny, choć nieco cierpki smak. Nie potrafiłbym jednak wskazać ziół, które użyto do zrobienia go.
Zaczął działać po kilku minutach. Najpierw pojawiło się otumanienie, potem moje kończyny zrobiły się ciężkie. Powieki same się zamykały.
Zrozumiałem, że Marusha, która wciąż przy mnie siedziała, podała mi zdradziecki napój.
- Co mi dałaś? - udało mi się wykrztusić.
- Nie bój się - odparła spokojnie podnosząc się- nie otrułam cię. Powinnam już dawno wziąć sprawy w swoje ręce. Nie byłoby tyle strat w ludziach. Czas naprawić błąd póki ten tleniony szaleniec biega po lesie za sarnami.
Pomimo ciężkości powiek po wypiciu mikstury nie zasnąłem, nie mogłem jednak ani się ruszyć, ani tym bardziej krzyknąć.
# 2020-09-13 22:03
× 3
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
656 książek 3519 postów
2020-09-14 19:35 #

Moje myśli galopowały jak szalone,
"już po mnie" myślałem. Chciałem walczyć, naprawdę chciałem, ale moje nieruchome ciało miało to w dupie. Słyszałem wokół jakieś szmery, zduszony hihot Marushy
( jak ja nienawidzę tej baby) , a jedyne co chciałbym usłyszeć to ich krzyki na torturach.
Wyobraziłem sobie te krzyki tak bardzo, że w pewnej chwili zacząłem naprawdę je słyszeć.
Wrzaski przerażenia, rupot nóg, łamane gałęzie... a ja w tym wszystkim nieruchomy i wpatrzony w nocne niebo. Ile bym dał by móc przekręcić szyję i zobaczyć co się dzieje. Czyżby ktoś zaatakował?
Nagle wyczułem że ktoś czy też coś ciągnie mnie za nogi po murawie.
Powoli oddalałem się od źródła krzyków.
"co jest?" - chyba znowu wpadałem w panikę, bo serce tłukło mi się w piersi tak głośno że zagłuszyło krzyki w oddali.
Raptem ten ktoś kto mnie ciągnął, zatrzymał się. Miałem tak wszystkiego dość, że uspokoiłem się i czekałem na śmierć. Jednak to nie twarz kostuchy zobaczyłem nad sobą a świecące w ciemności kocie oczy wiedźmina.
- No bracie, nieźle cię załatwiła - mruknął - podam ci odtrutkę, postaraj się przełknąć.
Z zaciśniętej garści, między palcami, zaczął spływać mu sok z czerwonych jagód, wprost na moje usta które rozchylił drugą ręką. Udało mi się przełknąć łyk, reszta pociekła na brodę i szyję.
- Odciągnę cię jeszcze trochę, tu niedaleko wypatrzyłem niezłą kryjówkę. Jama lisa, i nie martw się o lokatora, zwiał nie chcąc zostać moją kolacją.
Pociągnął mnie dalej, a ja czułem mrowienie w ustach i czasem bolesne łypnięcie w plecy, kiedy przeciągał mnie po szyszkach i wystających konarach.

Jakiś czas później, kiedy leżeliśmy w ciasnym dole przykryci gałęziami, zacząłem odzyskiwać czucie w członkach.
- fso my fsałef? - w ustach miałem sucho a język był jak ciało obce - Czo mi dales? - spytałem już wyraźniej.
- Aaa... odtrutkę? Zebrałem pare jagód, mówią na nie czerwona śmierć. Są trujące, ale w niewielkiej ilości neutralizują inne trucizny.
- Dziękuję. Co tam się stało?
- O chłopie! to była niezła zabawa. Żałuj że nie widziałeś - Wiedźmin wyszczerzył zęby w uśmiechu - Ruda chciała cię zabrać do widzącej jako zapłatę. Tak myślę, ale z nią to nigdy nic nie wiadomo. Ja przyczaiłem się w zaroślach i czekałem na sposobność by cię odciągnąć. No i tak siedzę, aż tu nagle słyszę krzyk wartownika, myślałem że mnie wypatrzył ale nie, on biegł do ogniska po przeciwnej stronie, a za nim, nie uwierzysz, szedł Guss. Bracie co to był za widok... Cały poobdzierany, łeb prawie oderwany kolebał się na resztkach mięśni i co rusz odbijał się od jednego ramienia. Oczy jak dwa ogniki a ręce wyciągnięte przed siebie z dłońmi wykrzywionymi niczym szpony. Nie reagował ani na strzały ani na miecze, po prostu szedł w stronę Marushy. I w tym zamieszaniu odciągnąłem cię w las.
- Dziękuję - powiedziałem ponownie.

# 2020-09-14 19:35
Odpowiedz
@Mackowy
@Mackowy
459 książek 2210 postów
2020-09-16 14:36 #
Gdy wzeszło słońce postanowiliśmy podkraść się do obozu i sprawdzić jak skończyła się wizyta naszego prawie bezgłowego przyjaciela. To znaczy Wiedźmin się podkradł, bo ja jeszcze nie doszedłem do siebie po narkotyku podanym przez rudą wiedźmę. Nie czekałem długo, bo po kilku minutach zobaczyłem go machającego białą chustą - umówiony znak, że droga wolna - więc ruszyłem do obozowiska. Na miejscu nie zastaliśmy nikogo. Wszędzie wokoło walały się rozrzucone rzeczy łuczników, nad wygasłym ogniskiem tliło się zwęglone z jednej strony prosię, nasza niedoszła kolacja.
- Co myślisz? - zagadnąłem wieśka, który właśnie wyszedł z namiotu Maruschy.
- Trzeba nam w drogę - wzruszył ramionami.
- To wiem, ale dokąd i co z resztą, z Marushą i jej ludźmi - zaniepokoiłem się, bynajmniej nie dlatego, że było mi ich szkoda - no i co z Gussem?
Wiedźmin nie odpowiedział. Zamiast tego podał mi dwie kartki grubego pergaminu złożone w czworo, jedne na pewno był mapą, za to drugi okazał się listem od naszej rudej nieprzyjaciółki...
# 2020-09-16 14:36
× 2
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
656 książek 3519 postów
2020-09-16 19:50 #
- Choćmy bardziej w las, tu nikogo nie ma ale licho nie śpi - powiedział wiedźmin chowając obie kartki za pazuchę.
- Dobra, ale co myślisz o tej świni? Nada się jeszcze do zjedzenia bo mi kiszki z głodu skręca.
- Lepiej nie jedz, może zatrute cholerstwo. Potem coś upoluję.
- To zwijajmy się stąd.
Koni nie było, ale zabraliśmy dwa koce i bukłak na wodę.
Ruszyliśmy dość szybko, zważywszy na moje odrętwiałe jeszcze nogi.
- Wiedźminie a co z...
- Do pioruna jeszcze raz spytasz co z Gussem to sam cię ubiję.
- Dobra, spokojnie, nie będę pytał, ale nie wydaje ci się dziwne, że on tak łazi bez duszy?
- Prosiłem... - Wiedźmin podniósł szyszkę i rzucił trafiając mnie w ucho.
- Ałaaa..
- Cicho
- Ale...
- Ciii... - wiedźmin syknął i złapał mnie za ramię, zatrzymując w miejscu.
Stanąłem i po chwili też to usłyszałem, jakieś jęki w oddali.
- Sprawdźmy to, idź za mną tylko nie hałasuj - wiedźmiak pobiegł przodem kryjąc się za drzewami.
Kiedy dotarliśmy do źródła jęków, przykucnęliśmy za krzakami. Naszym oczom ukazał się dziwny widok.
Czterech krasnali, spętanych jak szynki w wędzarni, wisiało głowami w dół. Co rusz któryś pojękiwał.
- Czy to nie jest jeden z tych który podbił mi oko żołędziem? - spytałem szeptem.
- Tak to te same mikrusy.
- Zostawimy ich tak?
- Nie zostawimy, ale najpierw sprawdzę czy to nie pułapka - mój kompan bezszelestnie zniknął w lesie. Cóż miałem robić, czekałem jak ten idiota przycupnięty za krzakiem, patrząc na dyndających krasnali.
Wiedźmin dość szybko zbadał teren i wyszedł z lasu machając do mnie że jest bezpiecznie.
- Hej mikrusy, kto was tak urządził - spytał głośno.
- Panie pomóż, uwolnij nas - zajęczał największy z kurdupli.
- Pomyślę nad tym, jak powiecie kto was tu przywiązał. Tylko bez kłamstw.
- Panie po co mamy kłamać, to był Og.
- Og?? Toż ten maszkaron nie większy od was, a was jest czterech.
- Panie on prawdę rzecze - odezwał się inny mikrus. - Spił nas, udawał kamrata... Jak żeśmy oprzytomnieli to już wisieliśmy łepetynami w dół.
- Hym ciekawe - wiedźmin wyjął nóż i poprzecinał więzy.
Łup, łup, łup, łup.... Pospadali kolejno na murawę.


# 2020-09-16 19:50
× 2
Odpowiedz
@Airain
@Airain
1090 książek 5369 postów
2020-09-16 21:03 #
- Hej ho - stęknął jeden z nich, ten z najdłuższą brodą.
- Hej ho - słabo odparli jego kamraci i zaczęli się otrzepywać.
- Nie rozumiem, o co chodziło Ogowi - mruknął wiedźmin - Służy teraz Widzącej, ale co ona ma do skrzatów?
- Nie lubi nas - odparł najstarszy skrzat.
- A kto was lubi - burknął żółtooki - napadacie na ludzi, gryziecie po kostkach, rzucacie żołędziami...
- W sumie racja - przyznał cienkim głosem gruby skrzacik z rzadką bródką - Ale ona szczególnie. Bo wiecie, ona nas nie widzi.
- Cicho, Jadźka - zamachał ręką stary - Nie zdradzaj naszych tajemnic Dużym.
- Uwolnili nas - zaprotestowała Jadźka - Nie bądź niewdzięczna.
- Wszystkie jesteście dziewczynami? - zapytałem skonfundowany.
- Wszystkie - przyznała Jadźka - Skrzatowi mężczyźni są rzadsi niż się wydaje.
- A Graś? - upewnił się wiedźmin.
- Graś to facet. Ale nie do końca skrzat. Mieszaniec z koboldem, a jego babka była półgnomem.
- A pół czym?
- Cholera wie.
- Naprawdę cię kręci jego rodowód? - zapytałem ironicznie.
- Informacja jest cenna - odparł wiedźmin.
- No i o to chodzi. Jak to my nosimy wieści, Widząca traci wątek. Og chciał wiedzieć, czy Graś nam czegoś nie przekazał, a to w związku z Yngwarem, z którym kręci, a z nim z kolei kręciła Marusha magiczka, co chciała też kręcić z Grasiem, ale potem zaczęła kręcić na własną rękę. A Oga oddaliście Widzącej, i on teraz z nią kręci.
- A przekazał wam coś?
- Informacja jest cenna - burknęła stara skrzacica.
- Na skutek różnych wypadków niewiele mamy majątku - westchnął wiedźmin.
Moja sakwa była jeszcze dość ciężka. Zanurzyłem w niej rękę i wyciągnąłem...
- Urodzinowy kamień - z szacunkiem mruknął któryś ze skrzatów - Może być jako zapłata.
- Serio? - zdziwiłem się.
- Umiemy wykorzystać przyczepione do niego życzenie.
- Niech będzie - podałem starej kamień - ale to prezent od brata, i jego życzenie dla mnie niekoniecznie będzie serdeczne.
- Uczciwy z ciebie młokos - rzekła stara, która aż ugięła się pod ciężarem - ale nam akurat takie odpowiada.
Wszystkie skrzaty zachichotały nieprzyjemnie, a Jadźka przystąpiła do wyjaśnień.
# 2020-09-16 21:03
× 2
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
656 książek 3519 postów
2020-09-16 21:24 #

- Chodzi o to, że jak ktoś się nam narazi, to piszemy jego imię na liściu, liściem owijamy życzeniowy kamień, i na koniec zakopujemy w lesie. Trzeba pamiętać żeby nasikać na taki zakopany kamyk, wtedy paskudne życzenie spełni się błyskawicznie.
- Wszystko jasne, niech więc służy wam mój urodzinowy prezent, a teraz odpowiedzcie na nasze pytanie.
- Zanim powiem panie co wiemy - odparła dziwna skrzacica z brodą - musicie wiedzieć, że i bez zapłaty wszystko byśmy powiedziały.
- Tak, tak... - poparły ją inne kurduple (a może raczej kurduplice)
- A w podziękowaniu za uratowanie życia, jedna z nas zostanie u was na służbie. A teraz panie powiem co powiedział Og...
# 2020-09-16 21:24
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
656 książek 3519 postów
2020-09-17 18:54 #
"Kiedy do nowiu księżyca Wiedząca wchłonie duszę wybranego, stanie się nieśmiertelna i będzie widzieć nawet krasnale i wszyscy zginiecie hi hi" - tak powiedział co do słowa panie - Jadźka była dumna ze swej pamięci.
- Hym, mamy dwa wyjścia - głośno myślał Wiedźmin - zabić wiedzącą, lub uciekać jak najdalej od niej.
- Głosuję za ucieczką - uniosłem dłoń
-Cykor - karlica kopnęła mnie w kostkę
- Cisza!! - wrzasnął żółtooki kiedy już miałem oddać kopniaka. Zamarłem z jedną nogą w powietrzu, bo jak wiedźmiak wrzaśnie to już wrzaśnie.
- Musimy się naradzić - powiedział już spokojniej...
# 2020-09-17 18:54
Odpowiedz
@Tanashiri
@Tanashiri
500 książek 4809 postów
2020-09-17 22:18 #
Wiedźmin odciągnął mnie na bok. Gestem dłoni wskazał na małe kobietki, które właśnie zaczęły zbierać jagody.
- Wysokie inaczej mogą mieć rację - powiedział- one mają swoje sposoby na wyciąganie informacji. Poza tym- ciągnął po krótkiej pauzie- karlice czują kłamstwo. Więc sytuacja jest jasna: musimy zabić widzącą. Ty masz moc, ty musisz ją pokonać, Młody!
Prychnąłem.
- Nie umiem korzystać z tej mocy, zapomniałeś? - oburzyłem się- jak mam ją pokonać, jeśli nie znam swoich możliwości?- już niemal krzyczałem z wściekłości.
Nie zauważyliśmy jak blisko podeszła jedna z małych kobietek- Jadźka.
Słuchała nas i patrzyła. Wiedźmin był zaskoczony. Odchrząknął, ale karlica nadal stała koło nas i jak gdyby nigdy nic jadła jagody, które miała w garści.
- Nauczę cię - powiedziała w końcu Jadźka.
- Zbierania jagód?- spytał wiedźmin- no, w sumie dziczyzna w sosie jagodowym smakuje wybornie, szczególnie, jeśli dzik jest upieczony.
- Małego nauczę korzystania z mocy - Jadźka niemal przeliterowała każde słowo, patrząc przy tym na wiedźmina i pukając się w czoło- podwiń rekawy- poleciła mi.
- Znasz się na tym?- spytałem robiąc to o co poprosiła.
- Czy znam?- zaśmiała się rubasznie, również podwijając rękawy swego czerwonego swetra- lepiej niż ktokolwiek inny.
Na rękach małej kobiety malowały się identyczne runy jak na moich. Sięgały do ramion, były tego samego, zielonego koloru.
- Skąd to masz? - wykrztusiłem.

# 2020-09-17 22:18
× 1
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
656 książek 3519 postów
2020-09-18 14:23 #
-Opowiem wam ale nie tutaj. Zbierajmy się.
- Dobrze ale zanim ruszymy mam prośbę.
- Słucham...
- Nie mów do mnie "MAŁY" bo to jest śmieszne w twoich ustach, nie uważasz?
- Ale wrażliwiec, dobrze, dobrze. Chodźmy już, nie nadużywajmy szczęścia bo jeszcze nam się przyda. Hej, ho.
# 2020-09-18 14:23
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
656 książek 3519 postów
2020-09-21 20:14 #
Jadźka szła na czele naszej małej grupy, kluczyła, skręcała tyle razy że zgubiłem rachubę i poczucie kierunku. Dziwiłem się skąd w tej małej kobietce tyle energii. Jeszcze niedawno wisiała głową w dół, a teraz idzie przodem, co rusz podskakując z uciechy. Starałem się nie zostawać w tyle, ale prawdę mówiąc już ledwo powłóczyłem nogami.
Właśnie miałem spytać kolejny raz czy "daleko jeszcze?", kiedy karlica zatrzymała się przed ogromnym drzewem.
- Doszliśmy, hej ho.
Zanim zdążyłem spytać gdzie doszliśmy, Jadźka popukała w drzewo, raz, potem drugi. Z wnętrza drzewa dobiegły jakieś trzaski. Nasza przewodniczka chwilę nasłuchiwała, po czym chyba zadowolona z tego co usłyszała, podwinęła rękawy i przyłożyła świecące runami dłonie do ogromnego pnia.
I wtedy stała się rzecz dziwna, drzewo dosłownie rozwarło się przed nami, ukazując schody w dół.
- żwawo panie, wchodź - lekko popchnęła mnie któraś z karlic.
Obejrzałem się na wiedźmina ale ten tylko wzruszył ramionami.
Kiedy tylko wszyscy znaleźliśmy się na schodach, otwór w drzewie się zamknął. Myślałem że będzie ciemno, ale wszystko wokół jaśniało nikłą zielonkawą poświatą. Było na tyle jasno że nie pospadaliśmy ze stromych schodków.
Kiedy zeszliśmy, przyszła kolej na przedzieranie się wąskim korytarzem. Musieliśmy z wiedźminem iść zgięci wpół, a i tak zaczepialiśmy głowami o jakieś korzonki. Zanim straciłem cierpliwość i zacząłem marudzić, wyszliśmy do dużej jaskini.
- Jesteśmy w domu hej ho - Jadźka wzięła się pod boki. - Teraz zjemy, odpoczniemy i odpowiem na wszystkie pytania.
# 2020-09-21 20:14
Odpowiedz
@Tanashiri
@Tanashiri
500 książek 4809 postów
2020-09-21 22:17 #
Szybko mieliśmy okazję się przekonać, że społeczeństwo karłów jest nieco inne od typowego, ludzkiego.
Ciepłą kolację przygotował mąż karlicy, Jeremi. Oprócz tego, że gotował, zajmował się też szóstką ich dzieci- karzełków. Nie mogłem jednak rozpoznać ile było chłopców a ile dziewczynek, dzieci były ubrane w kolorowe spodnie i swetry a włosy miały wszystkie ostrzyżone na krótko.
Jadźka podeszła do męża, przelotnie pocałowała go w policzek i usiadła przy stole. Gestem ręki zaprosiła nas, abyśmy i my się rozgościli.
- Kolacja zaraz będzie gotowa- Jadźka oparła się o stół - dziś mój stary podaje gołębie w sosie chrzanowym. Pycha! Tylko późno coś, Jeremi?
Karzeł odwrócił się od kuchni węglowej i odparł:
- Wybaczcie- zaczął- dziś dłużej zeszło mi na zakupach. Potem robiłem jeszcze pranie. Gołębie już prawie gotowe- dodał na koniec.
Wiedźmin podszedł do Jeremiego, ewidentnie czuł wspaniały zapach jedzenia. Kiedy piłem wino, nalane przez Jadźkę, usłyszałem jak pyta karła o przepis.
- Opowiedz proszę o tych znakach. To dla mnie bardzo ważne- poprosiłem.
- Kiedyś, bardzo dawno temu, byłam uczennicą pewnej wiedźmy. - Jadźka powiedziała i golneła wprost z gąsiorka. Widać te wspomnienia były ciężkie- była to kobieta mądra, ale mściwa. Była też potężna. Zaproponowała mi układ: będzie mnie uczyć, bo podobno jakieś tam talenty ukryte we mnie drzemały- znów upiła wina. I zamyśliła się.
Minęła chwila, potem następna.
- I co? - spytałem.
- Zgodziłam się. I to był mój błąd. Bo żebym szybciej opanowała magię, wiedźma przeprowadzala na mnie transfuzję swej mocy. Ja ją od niej przejmowalam. Aż do czasu wybuchu. I wtedy ucieklam.
- Niesamowite- mruknął wiedźmin - i ty te gołębie marynujesz przed pieczeniem w winie...
Wiedźmak żarłok myślał tylko o swoim brzuchu, nawet nie słuchał opowieści karlicy.
- Chlopcze, zrozum- pochyliła się nad stołem i uśmiechnęła do mnie- przyjąłeś moc. Jak widzę potężną. Nie okiełznasz jej, bo nie znasz się na tym.
- Co robić?- spytałem.
- Idź do miasta Arkach, tam mieszka wiedźma, ona ci powie, a przy odrobinie szczęścia, zabierze tę moc. Wiedźma zwie się...
# 2020-09-21 22:17
× 3
Odpowiedz
@Airain
@Airain
1090 książek 5369 postów
2020-09-23 19:37 #
... Walentyna Anastazja Łucja Antonowna. W skrócie WAŁA.
- W skrócie czy nie w skrócie - westchnąłem - kolejny raz muszę wlec się na spotkanie z magicznymi mocami? Najpierw pustelnik pierdzący czarodziejską fasolą i Marusha, potem Merlin, potem Widząca, bielmo jej na oko...
- Marusha? - zainteresował się Jeremi - ta kurołaczka?
- Kuro... co? - zapytałem, wytrącony z biegu posępnych narzekań.
- Kurołaczka. Wiesz, co to wilkołak, nie? Człowiek magicznie zmieszany z wilkiem. No to kurołak to to samo, tyle że z kurą.
Wiedźmin zakrztusił się sosem chrzanowym, którego resztki bezczelnie wyżerał z rondla.
- A ja myślałem, że używała zaklęcia transformacji - wystękał, ocierając załzawione oczy.
- Spodobała ci się ruda kokoszka, co? - zakpiłem.
- A tobie nie? - odwarknął.
- Owszem - odparłem szczerze - Ma ten... zwierzęcy magnetyzm.
Jadźka parsknęła śmiechem.
- Lepiej nie wchodźcie jej w drogę - poradziła - Niezły z niej numer.
- Nie zamierzam - burknąłem - Mam uczulenie na pierze. To jak mam dotrzeć do tego Arkach?
- Idź na wschód aż do Wielkiej Równi, do brodu na rzece Katatonic, a potem z biegiem rzeki do Głębokich Przełęczy, i za Ostrym Pasmem to już z górki, każdy odmieniec drogę ci wskaże.
# 2020-09-23 19:37
× 4
Odpowiedz
@Mackowy
@Mackowy
459 książek 2210 postów
2020-09-24 12:31 #
Obawiałem się wyprawy do Arkach, bo miasto nie cieszyło się dobrą sławą. Z opowieści kupców odwiedzających moje rodzinne sioło wiedziałem, że równie łatwo było tam się dorobić, co skończyć w rynsztoku z poderżniętym gardłem, co było jednak robić? Dziękowałem bogom, za to, że Wiedźmin nie zostawił mnie w potrzebie, z drugiej strony, obawiałem się, że cała ta wyprawa skończy się tak, jak odwiedziny u Wiedzącej, z tym, że teraz możemy mieć mniej szczęścia i skończyć jak Guss. Spochmurniałem gdy przypomniałem sobie o przyjacielu. Z zamyślenia wyrwał mnie dziarski głos Wiedźmina:
- No to komu w drogę, temu siekiera w nogę! - zatarł ręce - Jeremi przyjacielu, może zechciałbyś dać nam na drogę jeszcze kilka swoich nieziemskich gołębi?
- Hola, hola panie Wiedźmin! - obruszyła się Jadźka - Arkach nie ucieknie, a nie godzi się w drogę ruszać po zmroku, poza tym wielce nas urazicie nie zostając chociaż na noc, a wiecie przecież, że ...
- ... karły pamiętliwe są - wszedłem pośpiesznie w słowo Jadźce - oczywiście, że zostaniemy.
- Cudnie! - wykrzyknął Jeremi klaszcząc w dłonie - zdążę wam nagotować na drogę specjałów karlej kuchni, sucharów napiec, a i może jakaś kokosza do poduszki się znajdzie dla pana panie Wiedźmin!
# 2020-09-24 12:31
× 3
Odpowiedz
@Tanashiri
@Tanashiri
500 książek 4809 postów
2020-09-24 13:07 #
Po uczcie i żartach z małżeństwem karłów udaliśmy się na spoczynek.
Jeremi i Jadźka w swojej alkowie. Ja i Wiedźmin w... stodole na sianie.
Nie mogłem zasnąć, przewracałem się z boku na bok. Sen nie nadchodził. Wiedzmak obok mnie chrapał jak nieprzymierzając stary opój, ale też nie można zaprzeczyć, częstowany przez Jeremiego żarł jakby nigdy nie widział i chlał nalewkę z jałowca domowej roboty.
Kiedy wstało słońce, Wiedźmin obudził się i po raz ostatni zjedliśmy posiłek w towarzystwie nowych przyjaciół.
Kiedy Jeremi wyprowadził z niewielkiego chlewa dwa strusie- odebrało nam mowę.
- To prezent pożegnalny- powiedział- do Arkach jest 4 dni drogi, na strusiu będzie przynajmniej 2 mniej.
Spojrzałem na Wiedźmina, on na mnie.
- Nie godzi się przyjaciołom tak cenną zwierzynę zabierać - próbował mitygować się Wiedźmin- zwłaszcza, że nasz los znakiem zapytania, nie wiadomo, czy się jeszcze kiedyś spotkamy.
- Bierzcie!- wrzasnęła Jadźka a z najbliższych krzaków w niebo poderwało się stado wróbli- to prezent ślubny, ale my na te strusie nie możemy wejść, więc jak jechać? Wam się przydadzą, dziadostwo jak się przestraszy pędzi na zlamanie karku.
Kiwnąłem głową na znak podziękowania.
Weszliśmy na nieloty i powoli rozpoczęliśmy podróż do Arkach.
- Wiesz- zagaił Wiedźmin po kilku kilometrach jazdy- wciąż myślę o tej przeklętej rudej.
- Żal ci, że nie spróbowałeś tego, hmmm, egzotycznego owocu?- zaśmiałem się- wszak to najprawdziwsza krzyżówka człowieka i kury.
- Nie młody, nie o to chodzi. A jak już koniecznie chcesz wiedzieć, nie z takich pieców się chleb jadło, hehe- zaryczał ze swojego dowcipu- ona mi się całą noc sniła. Marusha znaczy się.
- I co to niby oznacza?
- Że ją jeszcze spotkamy.
# 2020-09-24 13:07
× 4
Odpowiedz
@Mackowy
@Mackowy
459 książek 2210 postów
2020-09-25 12:34 #
Strusie okazały się porządnymi wierzchowcami, chociaż niepozbawionymi wad. Gdy przestraszony wielki ptak się rozpędził, był nie do zatrzymania i żadne "stój!" ani "prrrr", ani nawet próby podduszania długiej szyi, nie robiły na nim wrażenia. Boleśnie przekonał się o tym Wiedźmin, gdy jego środek transportu przeraził się przemykającego ścieżką borsuka. Pierzasty zwierz wpadł w amok i pognał przed siebie nie bacząc ani na rzeczone "prrr" ani "stój". Zatrzymał się dopiero na brzegu urwiska. Zatrzymał się nagle, a zajęty akurat próbą uduszenia gadziny wiedźmak nie zachował należytej czujności i poszybował jak wystrzelony z katapulty, hen w dal . Szczęście w nieszczęściu, upadek Łowcy zamortyzowała roślina, gorzej, że rośliną okazał się niezwykle rozwinięty kaktus.
- Ponoć na dalekim wschodzie za pomocą igieł leczy się wszelakie przypadłości, od zatwardzenia, po ból podagry - starałem się rozładować napięcie, Wiedźmin jednak nie docenił moich wysiłków.
- Zaiste! - sykną wciągnąwszy z pokaźnego bicepsa wyjątkowo długi kolec - gdy wrażę ci go w dupę, zatwardzenie przejdzie ci jak ręką odjął, pewnie nie zdążysz nawet dobiec do najbliższego krzaka.
Mimo tych perturbacji droga upłynęła nam spokojnie i trzeciego dnia stanęliśmy pod bramą miejską Arkach.
Był tylko jeden problem. W mieście odbywał się walny zjazd Inkwizycji i jak się niebawem okazało braciszkowie ze Świętego Oficjum nie pałali zbytnią sympatią do przedstawicieli wiedźmińskiego fachu i żaden nie zgodził się nocować pod jednym dachem z łowcą, a że zajęli wszystkie zdatne do zamieszkania karczmy w mieście - to znaczy te, gdzie w czasie deszczu nie padało na głowę, karczmarz nie próbował cię w nocy okraść, a słoma w siennikach była tylko trochę zgniła i nie była pełna pluskiew, także czekał nas nocleg w stajni, oczywiście gdy już przekonaliśmy stajennego, że strusie jako wierzchowce, mają prawo spędzić noc z nami pod dachem. Na nazajutrz planowaliśmy rozpocząć poszukiwania Wały...
# 2020-09-25 12:34
× 3
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
656 książek 3519 postów
2020-09-27 20:32 #
Nie dane nam było jednak spędzić spokojnej nocy. Całe szczęście, że nie mogłem zasnąć ( z powodu strusi które mnie podszczypywały co jakiś czas w tyłek ) i byłem na tyle rozbudzony by usłyszeć głosy.
" Walnij tego mniejszego - szeptał głos - ja sprawdzę czy ma mapę i uciekamy."
"A jak nie będzie miał mapy?"
"To walniesz większego"
"Ale czemu ja?"
"Ciii, bo ja tak mówię"
"Ale ten większy to wiedźmin, po co go budzić?"
"Nie masz go budzić tylko przywalić w łeb"
"Ale jak go walnę to się zbudzi..."
Nie słuchałem dalej, tylko cicho podczołgałem się do wiedźmina, delikatnie zakryłem mu usta dłonią i lekko szturchnąłem.
- wstawaj wiedźminie, mamy nieproszonych gości - szepnąłem.
Wiedźminowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu był gotowy do działania.
Pokazał mi na migi, że mam zostać, a sam zniknął w ciemności.
Po kilku minutach usłyszałem rumor i wrzaski. Strusie zaczęły ze strachu machać skrzydłami a konie rżeniem oznajmiały zaniepokojenie.
- I po sprawie - Wiedźmin wrócił do stajni otrzepując kaftan.
- Jak myślisz czego oni chcieli i kto ich nasłał?
- Może Widząca, albo Wała. Marusha też za nami nie przepada.
- Mówili o jakiejś mapie - przypomniałem sobie.
- Mapie? Jakiej znowu map... o kurcze, no jasne mapa - Wiedźmin pacnął się dłonią w czoło. - Zapomniałem! - Wyjął zza pazuchy dwie złożone kartki papieru.
- Pamiętasz jak wróciliśmy do obozu Marushy? Tam w namiocie znalazłem te kartki...
# 2020-09-27 20:32
× 2
Odpowiedz
@Wiesia
@Wiesia
656 książek 3519 postów
2020-09-30 17:16 #
-Tylko nie zapalaj świecy w stajni, bo wszystko puścisz z dymem.
- Przed karczmą stoi latarnia, chodźmy.
Podeszliśmy pod drzwi karczmy, było cicho i pusto. Wiedźmin rozłożył pierwszą kartkę.
- Hym, to faktycznie wygląda jak mapa. Te znaczki to domy, tu są ulice i mur.
- Jakaś mieścina, tylko jaka? - Wiedźmin podrapał się w głowę - Nie podpisane, tylko krzyżyk przy tym domu o tu - pokazał palcem.
- Obejrzyj drugą kartkę - zaproponowałem podniecony nową tajemnicą.
Wiedźmin rozpostarł stronę i zaczął czytać drobne pismo.
- No i co? I co? - nie mogłem się doczekać.
- A to szelmy! - krzyk wiedźmina rozniósł się echem po pustej ulicy.
Zamiast wytłumaczyć co się stało, podał mi zmięty świstek papieru.
- " Przepis jak zrobić pyszne gołąbki po krasnoludzku" - przeczytałem głośno. Spojrzałem na mego kompana, nic nie rozumiejąc.
- Podmienili - szepnął - te małe szelmy zamieniły listy.
# 2020-09-30 17:16
× 2
Odpowiedz
@mikolaj.tkacz
@mikolaj.tkacz
28 książek 46 postów
2020-09-30 22:18 #
-ale ja tego nie żałuję, male sprytne stworki
- o tak sprytne po kimś to maja
Zobacz powiedziala zostawili odbicua swoich paluszków
- super sprWa
# 2020-09-30 22:18
Odpowiedz
@Tanashiri
@Tanashiri
500 książek 4809 postów
2020-10-01 13:05 #
Gul na gardle Wiedźmina stopniowo opadał. Kiedy w karczmie dostaliśmy po kuflu wyjątkowo kwaśnego piwa, postanowiliśmy raz jeszcze przeanalizować naszą nową sytuację.
- Nie mogę uwierzyć, że zamienili mapy...- zacząłem znów podłamany- wydawali się tacy przyjaźni i pomocni... Jadźka opowiadająca o tej kobiecie... Jeremi gotujący strawę...
Wiedźmin z hukiem odstawił swój drewniany kufel na brudny stół.
- Psia juha! To szczyny nie piwo! Chyba na dodatek końskie, bo kwaśne, że mi gębę wykrzywia niemiłosiernie!- wrzasnął, po czym dodał- nikomu nie można ufać, Młody. Dziwi mnie, że jeszcze tego nie pojąłeś, zważywszy na wszystkie twoje ostatnie przygody.
- Nie każdy jest zaraz hultajem i rabusiem- zacząłem się bronić.
- Hahaha- roześmiał się Wiedźmin- nie każdy? Tylko wszyscy na twojej drodze.
- Przypominam tylko, że to ty zadurzyłeś się w poł kobiecie a pół kurczaku i to ty chciałeś poznać przepisy Jeremiego- odciąłem się.
Siedzieliśmy w ciszy. Zaczął padać deszcz. Mimo upiornego smaku piwa, Wiedźmin wypił caly swój kufel.
W końcu przerwał milczenie.
- Jesteśmy już w Arkach, możemy odnaleźć Wałę. Trudno, okradli nas, niech im się kaktus wbije w rzyć, przeklęte karły. Ale może ona będzie mogła odpowiedzieć przynajmniej na część twoich pytań, Młody.
To powiedziawszy osunął się na ławę. Z jego skroni wystawała maleńka, czerwona lotka strzałki.
Pod stołem usłyszałem skrobanie, momentalnie tam zajrzałem i o mało nie uciekłem z przerażenia. Pod stołem zobaczyłem kurkę, miała czarne piórka. Nie zwróciłem uwagi, kiedy dosiadł się do mnie wysoki, szpakowaty mężczyzna o intensywnie brązowych oczach. W jednej dłoni trzymał identyczną strzałkę, która ugodziła w skroń Wiedźmina.
Kurka wyszła spod stołu i rozprostowała skrzydełka. Wkrótce zaczęła przybierać postać ludzką...
# 2020-10-01 13:05
× 3
Odpowiedz
2020-10-01 13:23 #
(Słuchajcie, ja się wcale nie zdziwię jak za kilka miesięcy ujrzycie swoje dzieło w wydawniczych nowościach...)
# 2020-10-01 13:23
× 2
Odpowiedz
@Airain
@Airain
1051 książek 5247 postów
2020-10-02 19:00 #
Jako dzieło zbiorowe, czy raczej sądzisz, że ktoś nas spiratuje?
# 2020-10-02 19:00
Odpowiedz
2020-10-02 19:06 #
To drugie raczej.
# 2020-10-02 19:06
× 1
Odpowiedz
Postów na stronie:
Odpowiedź
Grupa

Wasza Twórczość

Opowiadania, wiersze, miniatury...
© 2007 - 2024 nakanapie.pl