Przeglądałam ten temat już od dłuższego czasu i wreszcie postanowiłam, że i ja się wypowiem.
U mnie to wszystko wyglądało tak, że kiedy uznałam, że jestem w stanie prowadzić bloga - to znaczy godzić go z życiem prywatnym, czasem wolnym i szkołą, i tym że na pewno mi się nie znudzi po jakimś tam czasie lub po prostu go nie porzucę, napisałam do jednego, drugiego wydawnictwa i tak dalej. Oczywiście z czasem ta liczba rosła - nie zrozumcie mnie źle, nie rajcują mnie darmowe książki, gdyż sama jestem w stanie sobie kupić wybraną pozycję, ale to jak całość współpracy wygląda - jakie są warunki, zasady itp. No i chęć sprawdzenia się. Jak już mówiłam liczba wydawnictw do których napisałam rosła i rosła - w między czasie dostałam parę propozycji ni stąd ni zowąd o współpracę. Tamte maile poszły i tyle. Czekałam cierpliwie na odpowiedź – pozytywną lub nie. Ale no właśnie….nie doczekałam się. I tutaj moje zapytanie? Czy nie powinno się szanować potencjalnych recenzentów/klientów, którzy to są zainteresowani nagłaśnianiem danego wydawnictwa? No widać jednak nie – przynajmniej w ich mniemaniu. Ja sama wiem jak to jest czekać na maila ważnego, dlatego odpisuję bardzo szybko, nawet krótką odpowiedź. Z całego stosu maili jakie wysłałam dostałam raptem parę odpowiedzi i tyle. Ja się pytam: a gdzie reszta? Przysłowiowe: „a odczep się dziewczyno, nie szukamy nikogo” dałoby mi do myślenia i spałabym spokojnie. A tak? Człowiek się martwi, że mail nie doszedł, że coś się stało itp. Nie wiem sama jak to dokładnie nazwać, ale cóż…ignorancja pełną parą. I takie coś zraża i to bardzo. Pocztą pantoflową idzie jakie to wydawnictwo jest „super, ekstra, odlotowe”, że nawet krótkiego „nie dziękuje” nie napisze. Chyba, że jest inny powód tego – choć to i tak dziwnie sobie to tłumaczyć w ten sposób. Dane wydawnictwo spisuje adres bloga i obserwuje go przez jakiś czas, by w końcu dać odpowiedź. Może i tak jest, ale cóż…nie wiem. Mi ostatnio przytrafiła się taka sytuacja, że Publicat odpisał mi na maila który został wysłany – trzymajcie się dziewczęta – na początku stycznia. Dziwne prawda? Ale odpowiedź była pozytywna.
Sama nie wiem co dosłownie o tym sądzić. Ignorancja, brak szacunku…to teraz bardzo częste, dlatego ja już sobie obiecałam, że nigdy więcej nie napiszę do żadnego wydawnictwa. Napisałam raz i wystarczy.