Jak marzyć, to z rozmachem!
Podobno ten, kto kocha swoją pracę, nie przepracuje w życiu ani jednego dnia. Dlatego dziś rozpoczynam zawodową podróż w ciele Tirso Alfaro. Spotykamy się na pierwszych stronach Stołu króla Salomona spod pióra Luisa Montero Manglano i zamieniamy życiami. Od teraz namiętnie walczę z nieszczęsnym doktoratem i londyńskim lewostronnym ruchem. Aż otrzymuję tę intrygującą tajemniczą karteczkę z konspiracyjnym zadaniem… Jeszcze nie wiem, że to zadanie rekrutacyjne do najprzyjemniejszej, ale i najniebezpieczniejszej pracy o jakiej może pomyśleć człowiek. Tym bardziej nie doszukuję się w tym pewnej rodzinnej hmmm… przyjmijmy, że tradycji. Na rozmowie kwalifikacyjnej szybka analiza SWOT (właściwie poza nazwą nic mi to nie mówi, a i sama nazwa kojarzy się z jednostką szybkiego reagowania SWAT z amerykańskich kryminałów). Gdybym ja wtedy wiedziała, że więcej będę mieć wspólnego ze SWAT niż tym pierwszym… Przez ani moment nie żałuję jednak swojego wyboru, Tirso nie ma pracy, on ma spełniające się każdego dnia marzenia.
Sama trylogia Manglano dotycząca poszukiwań stołu króla Salomona jest ziszczeniem moich najskrytszych marzeń o odmienionym losie. I o ile nie da się powtórzyć jego kariery z powodu autorskiej licentia poetica, to jest to piękna alegoria odwagi do zmiany. Jednego dnia martwi nas pogoda i obowiązki szkolne lub zawodowe i pomimo, że się męczymy, czujemy się zakleszczeni w konsekwencjach dotychczasowych wyborów czasem trzeba odnaleźć w sobie odwagę, by postawić wszystko na jedną kartę i zacząć od nowa. Tirso Alfaro to zrobił, mi wciąż brakuje odwagi… A tak bardzo jej potrzebuję. Tylko jak się do tego zabrać?