Mgła pocovidowa, podżarła ostatnie resztki szarych komórek, więc ciężko przypomnieć sobie historię z zamierzchłych czasów, ale gdzieś tam dzwoni, tylko nie wiem, w którym kościele. Była taka jedna humoreska kiedyś, mieliśmy ubraną choinkę, wszystko podopinane na przedostatni guzik, jedyne czego brakuje to pierników, no jak to tak, święta bez pierników? My jako dzieci, ciasteczka muszą być, to lepimy z mamą ciasto, wykrawamy, pieczemy, poźniej pięknie dekorujemy ciastka, natrudziliśmy się, co nie miara, naprawdę dużo serca w nie włożyliśmy, następnie, każdy został przedziurkowany, przepleciony ozdobną wstążką i powieszony na choinkę, z racji dziecięcego wieku, pierniki nie trafiły na jakieś wysokie gałęzie, a raczej był to wariant przyziemny. Teraz już wszystko dopięte na ostatni guzik, magia świąt "odpalona" , wszyscy już po wieczerzy, kolędy, prezenty, "Kevin" i do spania. Rano z bratem wstajemy, by zjeść pierniczki z choinki, a tu niespodzianka, nasz pies, który jako jedyny nie spał w nocy, pozjadał wszystkie pierniki z drzewka, ale żeby nie było, coś Nam zostawił, te piękne, ozdobne wstążki. Może to była zemsta, za to, że nie został poczęstowany karpiem:)