Sięgając po ''100 pocztówek z Syberii'' oczekiwałam czegoś... poruszającego, ciekawego, a przynajmniej tego ''fascynującego, literackiego obrazu bezkresnej krainy z jej legendami, historią i ludźmi'' (opis na okładce).
Tymczasem otrzymałam t y p o w e amerykańskie, zachodnie podejście wobec Rosji, jej historii i kultury. Otóż trzeba wszystkim wiedzieć, że ta kraina nie składa się li tylko z alkoholików, narkomanów (względnie dilerów), a jej głównym ''literackim towarem eksportowym'' bynajmniej nie byli tylko Tołstoj i Dostojewski. A, prawda. Rosja jest w dodatku spolaryzowana - obszary straszliwej biedy przeplatają się z niemożliwym przepychem. Na to też trzeba mieć baczenie.
Z kolei Syberia to nie tylko Bajkał i bezkresne lodowe połacie.
Dodatkowo pan Wirick nie powinien się zabierać za krótkie formy literackie (większa część książki nie posiada ż a d n e g o sensu; to smutne), skoro nie potrafi tego robić.
Poza tym, częste odwołania do męskich narządów rodnych (w szczególności, jeśli chodziło o grzyby) nieco zbiły mnie z tropu (tak samo, jak ,,arcypoetyckie'' wyrażenie ''ruchanie'' - toć jest tyle synonimów...); w dodatku opowiadanko(?) numer 11 - ,,Złośliwe zwierze'' wprawiło mnie w stan niesamowitego skonfundowania - chyba każdy doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w żeremiach mieszkają BOBRY, nie zaś BORSUKI, jak to zostało napisane przez Wiricka. Chyba, że ja o czymś nie wiem, a borsuki znad rzeki Tom w wyniku ewolucji upodobniły się w zachowaniu do bobrów...