Spóźniona lektura - o co najmniej dekadę. Kiedy byłem bardziej bogobojny i klepałem ,,zdrowaśki'' do snu, a nie kiedy modlę się w duchu (coraz rzadziej), żebym nie oszalał wśród ludzi. Bo w gruncie rzeczy dostajemy solidną, mocno udokumentowaną historię religijną. Z niezwykłym namaszczeniem, która chwyta się fantastycznych stworzeń z mitologii biblijnej. Nie wystawię oceny, gdyż wszelka opinia i gwiazdki byłyby niewystarczające lub krzywdzące. Obawiałem się, że nie podołam. Początek? Same truizmy, jakiś wojownik stawia się do walki w imieniu Boga, tarasując kolejne monstra z mistycznej księgi Objawienia. Koniec świata ukazany jako koniec naszego ,,ja'' i walki o nasze ,,ja''. Całkiem niegłupie, ale popada w sztuczny podział biblijny, czuć, że autor jest pokutny, kaja się przed Bogiem, przez co męczyłem się długimi fragmentami. Nie wiadomo czy polecać, czy odradzać. Ciężko utożsamić się zarówno z bohaterami, jak i z przesłaniem? Chociaż, co to za przesłanie, które usłyszymy z ambony lub w Radio Maryja. Chociaż sam koncept pojedynku o swoją duszę został wytarty przez lata, w tej roli radzi sobie przyzwoicie, lecz nie marmurowo. W tym kamieniu są rysy, a bieganie z tarczą i wychwalaniem pana pod niebiosa czasem przypomina ,,chrześcijańską paszę'' czyli średnio udanej jakości towar, gdzie religia przesłania konteksty fabularne i jest natarczywie propagandowy w swojej wizji.
P.S. Za książkę dziękuje pani Wiesi - naszej kochanej czytelniczki, która postanowiła się pozbyć egzemplarzu, abym cierpiał katusze razem z bohaterem opowieści :)