Mój zgryz z "Aplikacją" polega na tym, że nie bardzo wiem, co o niej powiedzieć. Motyw przewodni daje do myślenia i tutaj jest pole do refleksji, lecz gdy ubrać rzecz w słowa - zdecydowanie jest gorzej. Już mówię dlaczego.
Z założenia "Aplikacja" to wariacja na temat uzależnienia od aplikacji społecznościowych, tutaj: z rodzaju "dziel i rządź na folwarku zwierzęcym", które mówią użytkownikowi: "wdech-wydech, wdech-wydech". Ale przyplątał się ersatz Neo i kocykiem wysadził cały ten Matrix w powietrze. Brzmi jak zadatek na wyborny thriller, prawda? Tak by mogłoby w istocie. Niestety, książce brakuje tej szczególnej więzi z czytelnikiem, która sprawia, że chce się ją czytać w ogóle. Rozlazła narracja Miller skutecznie gasi przejawy jakiejkolwiek energii. Mimo całej gamy wątków i solidnie obmyślanej treści - zwyczajnie wieje nudą. Lux-Aplikacja to po prostu drętwy kloc. Czytam w opiniach, że w książce dużo się dzieje i nie sposób się od niej oderwać. Mnie nad wartką akcją "Aplikacji" udało się kilkukrotnie przysnąć. Mierna to pochwała dla młodzieżowej para-przygodówki. Przebijałam się przez prozę Miller z mozołem, prawie tydzień, motywowana wyłącznie oślim uporem i siłą woli. Widać jestem niechlubnym przypadkiem niekompatybilności z Luxem. Być może należałoby zdyscyplinować mnie Goldem... Dotrwałam do końca książki z trudem i odłożyłam z autentyczną ulgą. Fantastyczna "Aplikacja" na dobrą sprawę to takie sobie ględy podlane teorią spiskową i naukawym idiolektem. Brzmi szumnie, lecz w bezpośrednim użyciu jest słaba. Bardzo słaba.