Debiutancka książka Bartosza Hajnowskiego, co muszę szczerze przyznać, wciągnęła mnie od pierwszych jej stron. Początkowo sądziłem wprawdzie, że mam do czynienia z kolejną sztampą: bohater, wciągnięty w wir układów i niesprawiedliwości, zostaje wysłany do więzienia (w tym wypadku szkoły, rodzaju poprawczaka), gdzie zmierzyć się musi z agresją i jeszcze większą niesprawiedliwością. Skazany za lata zamknięcia, podejmuje próbę ucieczki… i resztę już zapewne znasz.
A tu niespodzianka! Bohater, owszem, wpada po uszy w kłopoty i musi zmierzyć się z nowym otoczeniem, ale dość szybko okazuje się, że to on rozdaje tu karty. Ale po kolei.
Akcja „Bruta” dzieje się w latach trzydziestych XXI wieku. Europa zmieniła się w jeden polityczny twór a państwa narodowe popadły w zapomnienie. Mieszkańcy, sterroryzowani i podzieleni na kategorie, wiodą niewesołe życie. Kurt Schafs jest młodym, nie wyróżniającym się spośród tłumu, człowiekiem. Na skutek jednej niefortunnej nocy, podczas której zadarł nie z tym, z kim trzeba, w przyspieszonym tempie trafia do Szkoły Resocjalizacyjnej. Jest to oddalone od cywilizacji i położone w nieznanym miejscu więzienie, w którym tacy młodzieńcy jak Kurt, mają nauczyć się żyć zgodnie z prawem i wartościami, po czym wrócić, jak to się mówi, na łono.
Tyle, że dość szybko okazuje się, że Kurt nie jest zwykłym chłopakiem, a Szkoła - zwykłą szkołą. Bartosz Hajnowski dał upust swej pomysłowości może nie w tworzeniu świata otaczającego ...