W bawarskim mieście Schongau dochodzi do potwornej zbrodni – w bestialski sposób zostaje zamordowany mały chłopiec. O jego zabicie oskarżona jest akuszerka Marta Stechlin, którą chłopiec odwiedzał po śmierci swojej matki. Na ciele ofiary znaleziono tajemniczy znak czarownic, dlatego władze miasta uważają, że Stechlinowa jest czarownicą. Sytuację komplikuje fakt, iż siedemdziesiąt lat wcześniej doszło do słynnego procesu czarownic, w wyniku którego skazano na śmierć kilkadziesiąt niewinnych kobiet. Kat Jakub Kuisl ma namówić Martę, by przyznała się do winy, aby miasto nie ogarnęła pożoga podejrzeń, wzajemnych oskarżeń i masowych procesów. Kat uważa, że akuszerka jest niewinna. Tymczasem giną kolejne dzieci… Jakub Kuisl postanawia wyjaśnić zagadkowe zabójstwo. Pomaga mu młody lekarz Simon Fronwieser, zauroczony córką kata – Magdaleną. Tymczasem nad brzegiem rzeki, pomiędzy dwoma mężczyznami, toczy się rozmowa o sierotach z miasta. I co wspólnego z tym wszystkim ma tytułowa córka kata. Oliver Potzsch puścił wodze fantazji i wykorzystując znane mu opowieści o własnych korzeniach (jest potomkiem klanu katów z Schongau), napisał fascynującą książkę o miłości, zbrodni, przesądach, zabobonie i wielkiej hipokryzji. Intryga „Córki kata” jest tak świetnie zbudowana, że czytelnik właściwie do końcowych stron książki nie wie, kto jest prawdziwym zleceniodawcą morderstw na sierotach z miasteczka. Fabuła książki umieszczona została umieszczona w 1659 roku, kilka lat po zakończeniu krwawej wojny trzydziestoletniej, która zrujnowała Europę i doprowadziła do zmniejszenia liczby jej mieszkańców o połowę. Jest to też okres epidemii i zaraz, które dodatkowo dziesiątkowały ludność. Uważam, że książka Olivera Potzscha świetnie oddaje klimat tamtych strasznych czasów i przedstawia je w sposób bardzo wiarygodny. „Córka kata” jest też opowieścią o miłości, która nie jest możliwa do zrealizowania ze względu na konwencje i zwyczaje społeczne. Córka kata nie może wyjść za mąż za lekarza, gdyż związek taki jest zakazany przez społeczeństwo i byłby dla Simona Fronwiesera hańbą. Jest to więc także książka o odrzuceniu i zabobonie, którymi kierują się mieszkańcy Schongau. Są w stanie uwierzyć, że ich miasteczko nawiedził sam diabeł i przy współpracy z czarownicą morduje dzieci, natomiast nie potrafią sobie wyobrazić, że mordercą jest człowiek. Książka jest idealną lekturą na wakacje. Wciągnie i zaintryguje zarówno młodego, jak i starszego czytelnika. Jest lekturą lekką, ale niebanalną. Myślę, że niesie ze sobą wartościowe treści, będąc przy tym świetną rozrywką. Moja ocena: 6/6