Fantasy w starym stylu. Fascynacja takimi autorami jak Tolkien, Martin i Knaak jest wręcz namacalne. Mam wrażenie, że autor jest też fanem filmów, a może i serialu Gwiezdne Wrota i gry Dragon Age. Skąd takie przypuszczenia? Otóż inspiracje twórczością tych autorów i owym serialem w książce tej wręcz bije po oczach. To tak, jakby autor wziął garść ze Smoczych Królestw, Władcy Pierścieni i Gry o Tron, dorzucił garść z Gwiezdnych Wrót i Dragon Age(?), doprawił do smaku swoimi pomysłami i stylem, wymieszał i podał nam jako literacką sałatkę. Niestety, choć jestem fanem zarówno Tolkienka, Knaaka, Martina jak i Gwiezdnych Wrót i gry Dragon Age ta "sałatka" do mnie nie przemawia. Wymęczyła mnie, długie opisy trzeba umieć pisać, by zamiast nudzić poruszały wyobraźnię. Mnogość postaci tutaj nie pomaga. Przez to wszystko fabuła rozwija się powolutku. Dopiero koło 170 stronie na 315 zaczyna się rozkręcać, jednak nie na tyle, by nadrobić stracony czas. Sam pomysł jest ciekawy, dla mnie jednak zbyt wiele tu podobieństw do wspomnianych już twórczości, zbyt dużo długaśnych opisów i bohaterów z którymi nie łączy nas żadna więź emocjonalna. Szkoda. Czuję się zmęczona tą książką. Mam wrażenie, że autor chciał zbyt wiele pomysłów, zbyt wiele inspiracji i zbyt wiele motywów połączyć w jednej książce, a czasami, jak to mówią, co za dużo to niezdrowo.