Co prawda już po walentynkach, ale to przecież nie powód, by przestać mówić o miłości. I pisać. A wcześniej oczywiście czytać. Dziś zapraszam na recenzję książki, która na początku mnie zniesmaczyła, aby potem… zaintrygować. Zaparzcie więc kawę, czy herbatę, bo na stronie czeka na was „Dobre ciastko”.
Zuzia ma już zaplanowane całe swoje życie. Powoli odhacza punkty na swojej liście. Przyzwoita praca, ukochany u boku, teraz czeka tylko na pierścionek oraz huczne wesele. Jednak nic z tych rzeczy! Konrad, chłopak Zuzanny, stawia jej określone wymagania. Wszystko to za namową swojego przyjaciela, Borysa. Mimo dobrych chęci dziewczyny, związek się rozpada. Czyja to jest wina? Jej, Konrada, a może… Borysa? Tym bardziej że ten ostatni jakoś podejrzanie często plącze się pod nogami.
Muszę przyznać, że już dawno żadna książka tak bardzo nie zrobiła mnie w przysłowiowego balona. Romantyczna okładka przykuwa wzrok, a opis na niej zapowiada co najmniej romans erotyczny. Bo jak inaczej można zrozumieć „słodkie pożądanie i pikantne fantazje”. Spodziewałam się czegoś lekkiego i banalnego. Tymczasem już pierwsze zdanie zbiło mnie z pantałyku. A brzmiało ono tak „Początek końca nastąpił wówczas, gdy Konrad wrócił z treningu, oświadczając Zuzi, że w ich związku brakuje seksu oralnego”. Czyli jednak romantyczna komedia pomyłek? Jednak dalej nie jest wcale lepiej. Seks i intymnie części ciała są wspominane dość często, bardzo dosadnie i trochę mało klimatycznie. Ta bezpośredniość trochę przypominała mi „Seks w wielkim mieście”. Do końca nie wiedziałam, do czego wszystko zmierza i nie ma co ukrywać, trochę doskwierał mi brak romantyzmu w tym wszystkim. Taki sposób narracji, bardzo dosadny i oschły, częściej wykorzystywany jest w powieściach kryminalnych. Czyli coś nowego? Początek książki to trudny etap w życiu naszej bohaterki, wszystko dzieje się nie po jej myśli i trochę bez jej winy. Przygodne miłości, trudne rozstania. Jeśli po pierwszych stronach będziecie czuć się zagubieni to… dokładnie tak ja Zuzia. Nie odkładajcie jej historii na bok, bo właśnie wtedy zaczyna się najlepsze.
Romantyzm pojawia się z czasem, jest nieporadny, „kwadratowy” i rozczulający. Nie mamy wrażenia, że czytamy sztampowy romans, ale bardzo prawdziwą opowieść. Tutaj nie wszystko jest idealne, czasem zdarzają się pomyłki, a przyjaciele nie raz sypią dosadnymi dowcipami, nie do zacytowania. Podobała mi się życiowość tej historii, a zarazem brak jakiegokolwiek patosu. Bywa romantycznie, bywa zabawne, ale też żenująco. Po prostu samo życie.