„Potrzebujemy opowieści! Ten, kto potrafi opowiadać naprawdę dobre historii, może zmieniać wszystko. Nawet w polityce. Wygrywa ta strona, która ma najlepsze historie. To proste.”
Tyle tylko, że mam wątpliwości, czy to jest najlepsza historia. Dla mnie jest to historia spisana z różnymi tezami. Z jedną się zgadzam, że dzieci częściej i lepiej dogadują z babcią, niż z matką. Co do reszty tez mam duże wątpliwości. Poznajemy Augustę i jej życie, które jednak miało i szczęśliwe chwile. Teza, że Augusta nie zaznała miłości, jako dziecko i nie sama nie potrafiła jej okazywać swoim dzieciom, co jakby przeszło na następne pokolenia nie do końca do mnie przemawia. Augusta miała dwóch synów, a więc matki Alicji i Marianny nie pochodziły z domu Augusty. Kobiety z domu Augusty pojawiają się w postaci wyrwanych najbardziej ponurych kartek z ich życia. Dla mnie bieda i ciężka praca nie są usprawiedliwieniem braku miłości w rodzinie. Historia samotnych kobiet, które nie potrafią się porozumieć z sobą, jak i z resztą świata. Mężczyźni są nieobecni w ich życiu. Głównie głoszą tezę Karla Singela: „ Musimy zaliczać dziewczyny.”, a kobiety temu się poddają, gdyż może szukają miłości, której tamci nie są wstanie im dać. Dziwne odniosłam wrażenie, że dla kobiet, w powieści autorki, zmorą jest, że muszą mieć mężczyzn, rodzić dzieci, a później je wychowywać. W tej powieści nie ma chwili szczęścia, uśmiechu, radości, wszystko jest ponure, szare, wszystko jest bardzo jednostajne, prowadzi do finału, którego od początku się spodziewamy. Jak czytałam recenzje, to autorka w swoich powieściach jest dość monotematyczna, a więc po inne nie sięgnę.